piątek, 8 lutego 2019

Maybe you're right cz.12 -Real friends


Strata kogoś kochanego staje się znośna nie dzięki wspominaniu, tylko zapominaniu, najpierw tych drobnych rzeczy takich jak zapach mydła, których dana osoba używała w kąpieli,  koloru sukienki, którą wkładała do kościoła, a po jakimś czasie brzmienia jej głosu, barwy włosów [...]I gdy upływało jeszcze więcej czasu, można było sobie pozwolić na wspominanie, chciało się wspominać. Ale nawet wówczas to, co czuło się przez te pierwsze dni, mogło wrócić nagle i przypomnieć, że żal jest wciąż obecny…”

Ubrania zaczęły na mnie wisieć, personel szpitalny zaczął martwić się moimi  podkrążonymi oczami, nowymi zmarszczkami, które licznie pojawiły się na mojej twarzy, oraz samym wyglądem, gdyż przypominałem jedynie cień dawnego siebie... Wiki i Seba przejęci moim drobnym problemem z alkoholem zaczęli mnie kontrolować. Przychodzili  do mnie naprzemiennie co noc i zauważając moje trudności z zasypianiem bez wcześniejszego upicia się, zaczęli podawać mi pastylki nasenne… Niestety lekarstwa nie działały, a raczej działały zbyt słabo. Zasypiałem po kilku godzinach kręcenia się w łóżku i wkrótce potem budziłem się zlany  zimnym potem z powodu nękających mnie koszmarów, coraz częstszych i bardziej realistycznych… Przyjaciele, którzy przez większość nocy przeze mnie nie spali, nie raz już słyszeli moje wrzaski, kiedy usiłowałem wyrwać się z farmakologicznego otumanienia. Wszystko posunęło się do tego stopnia, że już wszyscy zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, a pigułki, którymi mnie faszerowali tylko przedłużały upiorne sny w których usiłowałem uratować swoją żonę, a zakończenie zawsze było takie samo- nigdy mi się nie udawało… Co noc budzili mnie z coraz to większym trudem i uspokajali- o ile było to możliwe- a następnie siadali na fotelu naprzeciw łóżka i siedzieli tak dopóki nie zasypiałem ponownie- co czasami zajmowało kilka godzin, o ile w ogóle udawało mi się zasnąć… Po kilku tak spędzonych nocach wszyscy byliśmy cholernie wykończeni, a ja odmówiłem przyjmowania lekarstw, jednak już każdej nocy  przed pójściem do łóżka ponownie się upijałem, a następnie w stanie kompletnego upojenia w końcu spokojnie zasypiałem, nie nękany już żadnymi złymi snami… Dzięki alkoholowi radziłem sobie z ciemnościami, strachem przed zaśnięciem i koszmarami, ale moje życie, jak i zdrowie uległy znacznemu pogorszeniu. Tak mijały kolejne dni a ja czułem się coraz gorzej. Wpadłem w liczne nałogi. Nie było dnia w którym nie sięgnąłbym po butelkę, do tego doszły papierosy które zastępowały mi posiłki, praca oraz litry kawy, które nie pozwalała zasnąć… Wiki zmartwiona cała tą sytuacją zasugerowała  żebym poszedł na spotkanie grupy wsparcia dla osób, które straciły kogoś bardzo bliskiego i nie potrafią sobie z tym poradzić, zaproponowała nawet, że jeśli chcę pójdzie tam ze mną, wesprze mnie, ale ja od razu odmówiłem bo co miałbym powiedzieć tamtym ludziom?- „ Cześć jestem Piotr,  mam 35 lat i właśnie zostałem wdowcem… Jestem lekarzem, uratowałem tysiące ludzkich żyć  i jak na ironię nie potrafiłem pomóc własnej żonie, która po tragicznym wypadku trafiła do szpitala w którym razem pracowaliśmy i po kilkunastu godzinach zmarła w moich ramionach na skutek obrażeń, poniesionych w kolizji,  zostawiając mnie i naszą małą córeczkę, którą chcę oddać do adopcji, bo sam nie potrafiłbym się nią zająć…”  Nie miałem zamiaru nikomu o tym opowiadać, wolałem to zatrzymać dla siebie, bo byłem pewien, że nawet jeśli wyrzucę to z siebie, to i tak w niczym mi to nie pomoże. Bo niby jak?... Była sobota. Tej nocy Sebastian pełnił nocny dyżur przy moim łóżku. Leżał na leżaku, który Wiki przyniosła tutaj któregoś dnia, mając dosyć spędzania nocy na niewygodnym fotelu. Był odwrócony do mnie tyłem, przez co nie widziałem jego twarzy, jednak byłem pewny że nie spał- jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nierównomiernie- dzięki czemu mogłem stwierdzić ten fakt. Nie chciało mi się wstawać… Po kolejnej już prawie nieprzespanej nocy byłem tak zmęczony, że nie miałem nawet siły podnieść się z łóżka. Spojrzałem na zegar stojący na szafce nocnej obok. 10:24- nie było aż tak źle spałem całe 4 godziny, to nowy rekord, muszę go gdzieś zapisać- pomyślałem z przekąsem. Rozkładana leżanka Seby delikatnie zaskrzypiała, przez co instynktownie zamknąłem oczy. Nie maiłem ochoty na rozmowy z nim i wysłuchiwanie jego morałów. Leżak ponownie zaskrzypiał, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk kroków stawianych na panelach, a zaraz po nim ciche trzaśnięcie drzwiami. Wyszedł. Znów otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem sam. Przekręciłem się na drugi bok i jeszcze raz sprawdzając czy aby na pewno nie mam towarzystwa wyciągnąłem spod poduszki niewielką butelkę wódki i upiłem z niej kilka łyków. Czując że zaczyna wirować mi w głowie, odłożyłem naczynie z trunkiem na swoje miejsce i zadowolony stanem nietrzeźwości ponownie zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie na krótką drzemkę. Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Gwałtownie wyrwany ze snu, aż usiadłem na łóżku. Było kilka minut po 12. Pora wstawać- stwierdziłem, jednak zbytnio się z tym nie spieszyłem. Seba zapewne już otworzył drzwi naszemu, a raczej mojemu gościowi więc nie musiałem pędzić by to zrobić. Tego dnia jak zwykle wstałem na potwornym kacu, ale już zdążyłem do niego przywyknąć więc nawet przestałem zwracać uwagę na towarzyszący mi ból głowy. Powoli spuściłem nogi z łóżka, przeciągnąłem się nieznacznie po czym w końcu wstałem. Zrobiłem kilka chwiejnych kroków po czym dotarłem do ściany opierając się o nią. Najciszej jak potrafiłem otworzyłem drzwi sypialni i nie zamykając ich za sobą ruszyłem w głąb mieszkania. Z salonu dobiegły mnie znajome głosy. To Sebastian i Wiktoria. Rozmawiali o czymś. Zrobiłem jeszcze kilka krótkich kroków i zatrzymałem się w odległości niecałego metra od wejścia do pomieszczenia. Stamtąd mogłem doskonale usłyszeć o czym rozmawiali. Wiedziałem że to nieładnie podsłuchiwać, ale zbytnio się tym w tamtej chwili nie przejmowałem, poza tym byłem w swoim własnym mieszkaniu i miałem do tego pełne prawo.
-Jak minęła ci ta noc?- Zapytała rudowłosa swojego rozmówcę, a w jej ściszonym głosie dało się wyczuć sporą ciekawość wymieszaną z nutami troski. Powitajmy nową matkę Teresę- zaśmiałem się w myślach ze sporym przekąsem.
-Cóż… całkiem dobrze… była to jedna z tych spokojniejszych.- Stwierdził Sebastian z odrobiną radości w głosie. – Zero koszmarów, krzyków, gadania przez sen, upijania się ukradkiem- wyliczał jedno po drugim, mimo że go nie widziałem to byłem więcej niż pewny że na każdą z wyżej wymienionych poświecił jeden palec, aby wszystko dokładniej zaznaczyć i zobrazować- Był całkiem grzeczny, gdyby tak potwornie nie chrapał powiedziałbym że zachowywał się wzorowo- zaśmiał się cicho. Hahaha, ale śmieszne – od razu pomyślałem z przekąsem, przecież wszyscy dobrze wiedzieli że ja nigdy nie chrapię, więc jakoś nie wyszedł mu ten pseudo „żart”, jednak mimo to rudowłosa również zachichotała, więc chyba musiała mu uwierzyć. Cóż… punkt dla niego w tabeli notowań błaznów…
-A jak się miewa Piotr?- dopytywała kobieta,  już nieco poważniej i z dużo większą dozą troski brzmiącej w głosie.
-Dzisiaj czy tak ogólnie? – zapytał, dźwigając wzrok ze splecionych palców i wlepiając go w swoją towarzyszkę.
-Ogólnie…- odparła-  Jest lepiej czy…- urwała nagle w pół zdania, jakby z jakiegoś powodu nie chciała wypowiadać dalszej jego części na głos, jednak zarówno ja jak i Seba dokładnie wiedzieliśmy o co jej chodzi i co ma na myśli.
-Jakby to określić?... Hmm… Widziałaś kiedyś wrak pociągu?- zapytał, jednak nie dał swojej rozmówczyni czasu na namysł czy choćby krótką odpowiedź, tylko od razu kontynuował.-  Ja widziałem, gdy byłem mały. To był jeden z tych wielkich, luksusowych pociągów z milionem wagonów, a każdy z nich wykolejony, połowa z nich wyleciała w powietrze. Wszystko się pali, wszyscy krzyczą, nikt nie wie co się dzieje i po prostu wiadomo, że ci co jeszcze nie zginęli, zaraz umrą, a ty wiesz, że nie chcesz na to patrzeć, ale nie możesz oderwać wzroku bo jesteś zmuszony do śledzenia szczegółów tragedii. To coś w tym rodzaju… Ogólnie Piotr tak wygląda… jak cholerny wrak pociągu.- stwierdził ze smutkiem w głosie, a mi zrobiło się jednocześnie głupio, przykro i jakoś dziwnie niezręcznie, gdyż mój najlepsze przyjaciel porównał mnie do wraku. Czy ze mną było faktycznie aż tak źle? Czy tylko ja tego nie zauważałem? Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania, ale jedno było pewne musiałem nieco zmienić swoje postępowanie, bo inaczej faktycznie może się to dla mnie skończyć nie najlepiej. Chociaż może to byłoby dobre rozwiązanie? Wtedy nie musiałbym cierpieć, tak jak teraz i przez wszystkie dni w których nie ma przy mnie Hany. -A co z małą? Lepiej?- dodał po chwili mężczyzna najwidoczniej chcąc zmienić temat i nie drążyć dalej kwestii mojego samopoczucia, postępowania, czy wyglądu. Na jego słowa od razu zesztywniałem. Wiedziałem że chodzi o moją córkę, której nie widziałem już ponad tydzień, co prawda bywałem w szpitalu, ale nigdy nie było mi po drodze na oddział noworodkowy. A tak naprawdę to nie miałem zamiaru tam wchodzić, ani jej widywać… Byłem pewny, że chcę ją oddać, bo po prostu sobie nie poradzę, poza tym za bardzo przypominała mi Hanę, przez co jeszcze bardziej cierpiałem.
-Tak, wszystko się unormowało. Jest stabilna- odparła kobieta, jednak po tonie jej głosu od razu mogłem wywnioskować, że pomimo iż niby wszystko jest w porządku to jest jakieś „ale” – Opieka społeczna zaczęła się nią interesować… Zostałam dzisiaj dokładnie przemaglowana przez pracownicę socjalną i zapewne to samo czeka ciebie i resztę znajomych Piotra, czy osoby zajmujące się małą.- odparła ze smutkiem w głosie i czymś jeszcze, jakby na kształt rozczarowania, nie miałem pojęcia jak dokładniej to określić i opisać, gdyż nigdy wcześniej jej takiej nie słyszałem.
-Co jej powiedziałaś?- zapytał konspiracyjnym  szeptem,  tak jakby bał się iż ktoś może podsłuchiwać ich rozmowę.
-A co miałam jej powiedzieć?- zapytała oburzona jego bezmyślnym pytaniem - skłamałam. Nawymyślałam jej takie niestworzone historie, że pewnie będę się za to smażyć w piekle- stwierdziła zupełnie poważnie. Jej głos był nieco cichszy, zupełnie jakby tak jak Sebastian obawiała się że niechcący ktoś nieodpowiedni to usłyszy. I nie myliła się.
-Wiesz, że to tylko chwilowe rozwiązanie.- Stwierdził beznamiętnie Sebastian, jednak Wiktoria nadal milczała, zapewne zdążyła już go obdarzyć spojrzeniem z serii „No co ty nie powiesz?!” –Co z tym robimy?- ciągnął dalej, a ja poczułem dziwne ukłucie w sercu, jednak nie byłem pewny dlaczego? Może dlatego że moi najbliżsi i najlepsi przyjaciele knują coś za moimi plecami? Czy może dlatego, że to właśnie oni przejmują się losami mojego dziecka bardziej niż ja sam.
-Nie mam pojęcia… Do zeszłego tygodnia byłam pewna że nasz szanowny pan Gawryło zmieni zdanie i weźmie odpowiedzialność za to co sam „zmajstrował”, ale teraz jestem przekonana że zdania nie zmieni i pozbędzie się jak on to ostatnio po swojej libacji określił „problemu” – odparła z goryczą w głosie, a mnie zrobiło się jeszcze gorzej wiedząc co myślą o mnie, a czego mi nie mówią moi niby przyjaciele. Byłem też jednocześnie zły, no bo jakim prawem mogli w jakikolwiek sposób oceniać moje postępowanie? W końcu to moje życie i mogłem robić co chciałem, a im nic do tego.
-Pozwolisz mu na to?-zapytał zdziwiony, oburzony i jednocześnie nieco już zirytowany Sebastian. Dawno go takiego nie słyszałem, gdyż na ogół on bardzo rzadko się wściekał, przez co aż przysunąłem się nieco bliżej ściany przedpokoju.
-Nie mam wyjścia- westchnęła zrezygnowana. Najwidoczniej wyczerpała już wszystkie pomysły, co niespotykane, gdyż Wiktoria bez planu awaryjnego to nie Wiktoria, ona zawsze znajdowała wyjście z najbardziej beznadziejnych sytuacji.
-I serio nic z tym nie zrobisz? Serio chcesz pozwolić żeby dziecko twoich najlepszych przyjaciół trafiło w obce łapy?!- niemalże wykrzyczał, od razu dało się wyczuć że w środku, aż cały kipi ze złości i jest wyraźnie oburzony całą zaistniałą sytuacją... Dopiero teraz pokazał jakie wciąż targają nim wewnętrzne emocje... dość długo skutecznie  je ukrywał.
-A mam jakieś wyjście ? To nie jest pies, którego możesz wziąć sobie od tak, tylko małe dziecko i nikt nie powierzy ci nad nim opieki tak bez niczego po prostu za pstryknięcie palcem, czy ładny uśmiech albo oczy.-wywarczała rudowłosa. Ona już też ledwo panowała nad swoimi emocjami. Była wściekła i było to wyraźnie słychać w jej podniesionym głosie.
-Wiesz, mi na pewno nie powierzą nad nią opieki, no bo kto normalny da samotnemu, nie do końca ogarniętemu kolesiowi, na dodatek mieszkającemu w malutkim pokoiku w przyszpitalnym hotelu dla rezydentów małe dziecko… ale z tobą to inna sprawa… masz dobrą pracę pani ordynator, piękny, duży dom, męża i już jedno dziecko na koncie… Tworzycie obrzydliwie szczęśliwą rodzinę. Dodatkowo jesteś odpowiedzialna, troskliwa, zrównoważona i kochająca, a co najważniejsze jesteś babą, więc miałabyś spore szanse… - stwierdził mężczyzna pełnym nadziei głosem. Poczułem jak zaczęły piec mnie oczy z powodu łez, które nie wiadomo dlaczego w ogóle zebrały mi się pod powiekami.
-Muszę porozmawiać o tym z Adamem, jeśli się zgodzi to czemu nie- zapytała bardziej siebie niż Sebastiana. W pomieszczeniu momentalnie zapadła cisza, której już żadne z nich nie chciało przerwać. Wszystkie słowa zostały już wypowiedziane, każdy temat poruszony. Nie mając już co robić, zwróciłem się na pięcie i pewnym krokiem pomaszerowałem z powrotem do swojej sypialni tam rzuciłem się na łóżko i wlepiając wzrok w sufit odpłynąłem gdzieś daleko do krainy myśli. Miałem potworny mentlik w głowie. Byłem wdzięczny moim przyjaciołom a zwłaszcza Wiki, że jest w stanie tak poświęcić się dla mojego dziecka, podczas gdy ja nie potrafiłem się na to zdobyć. Było mi też jednocześnie głupio, że poniekąd swoim postępowaniem ją do tego zmusiłem. Przez to wszystko zacząłem się czuć jak największy sk**wiel chodzący po tej ziemi i zacząłem postrzegać się jako egoistę. Wciąż miałem obiekcje czy aby na pewno podjąłem słuszną decyzję, a po rozmowie którą przed chwilą podsłuchałem było mi jeszcze ciężej. Jeszcze nigdy nie miałem takiego pobojowiska w głowie jak w tamtej chwili, a od tego myślenia jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Na szczęście w obu kwestiach pomógł mi mój wierny przyjaciel alkohol. Za jego działaniem oba problemy zniknęły jak ręką odjął. Momentalnie się zrelaksowałem, a umysłem odpłynąłem gdzieś daleko od problemów. Uwielbiałem ten błogi stan, kiedy nie musiałem się już niczym przejmować…


Mam nadzieje, że wam się podobało :D
Udostępniajcie, polecacie znajomym i komentujcie ;)

6 komentarzy:

  1. Strasznie mi przykro z powodu zachowania Piotra w stosunku do małej :C
    Może Hana zareaguje w jakimś śnie Piotra i sprawi, że Piotruś zmieni zdanie, ale tego pewnie dowiemy sie w niedalekiej przyszłości :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby Piotr zmienił decyzję i nie chciał oddać małej do adopcji :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Część jak zawsze mega. Mam nadzieję że Piotr się ogarnie i zmieni zdanie na temat małej. Czekam z niecierpliwością na następną część .

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mi go szkoda :c Nie podoba mi się fakt, że malutka mogłaby trafić do Wiktorii, zamiast do Piotra :c
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wierny przyjaciel alkohol powinien pójść w zapomnienie,i ja wciąż czekam na wspólne chwile Piotra i jego córeczki *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Brakuje mi postaci Hany :c
    Ale czekam z niecierpliwością na nexta!

    OdpowiedzUsuń