Strata
kogoś kochanego staje się znośna nie dzięki wspominaniu, tylko zapominaniu,
najpierw tych drobnych rzeczy takich jak zapach mydła, których dana osoba
używała w kąpieli, koloru sukienki,
którą wkładała do kościoła, a po jakimś czasie brzmienia jej głosu, barwy
włosów [...]I gdy upływało jeszcze więcej czasu, można było sobie pozwolić na
wspominanie, chciało się wspominać. Ale nawet wówczas to, co czuło się przez te
pierwsze dni, mogło wrócić nagle i przypomnieć, że żal jest wciąż obecny…”
Ubrania zaczęły
na mnie wisieć, personel szpitalny zaczął martwić się moimi podkrążonymi oczami, nowymi zmarszczkami,
które licznie pojawiły się na mojej twarzy, oraz samym wyglądem, gdyż
przypominałem jedynie cień dawnego siebie... Wiki i Seba przejęci moim drobnym
problemem z alkoholem zaczęli mnie kontrolować. Przychodzili do mnie naprzemiennie co noc i zauważając moje
trudności z zasypianiem bez wcześniejszego upicia się, zaczęli podawać mi
pastylki nasenne… Niestety lekarstwa nie działały, a raczej działały zbyt
słabo. Zasypiałem po kilku godzinach kręcenia się w łóżku i wkrótce potem budziłem
się zlany zimnym potem z powodu nękających
mnie koszmarów, coraz częstszych i bardziej realistycznych… Przyjaciele, którzy
przez większość nocy przeze mnie nie spali, nie raz już słyszeli moje wrzaski,
kiedy usiłowałem wyrwać się z farmakologicznego otumanienia. Wszystko posunęło
się do tego stopnia, że już wszyscy zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, a pigułki,
którymi mnie faszerowali tylko przedłużały upiorne sny w których usiłowałem
uratować swoją żonę, a zakończenie zawsze było takie samo- nigdy mi się nie
udawało… Co noc budzili mnie z coraz to większym trudem i uspokajali- o ile
było to możliwe- a następnie siadali na fotelu naprzeciw łóżka i siedzieli tak
dopóki nie zasypiałem ponownie- co czasami zajmowało kilka godzin, o ile w
ogóle udawało mi się zasnąć… Po kilku tak spędzonych nocach wszyscy byliśmy
cholernie wykończeni, a ja odmówiłem przyjmowania lekarstw, jednak już każdej
nocy przed pójściem do łóżka ponownie
się upijałem, a następnie w stanie kompletnego upojenia w końcu spokojnie
zasypiałem, nie nękany już żadnymi złymi snami… Dzięki alkoholowi radziłem
sobie z ciemnościami, strachem przed zaśnięciem i koszmarami, ale moje życie,
jak i zdrowie uległy znacznemu pogorszeniu. Tak mijały kolejne dni a ja czułem
się coraz gorzej. Wpadłem w liczne nałogi. Nie było dnia w którym nie
sięgnąłbym po butelkę, do tego doszły papierosy które zastępowały mi posiłki, praca
oraz litry kawy, które nie pozwalała zasnąć… Wiki
zmartwiona cała tą sytuacją zasugerowała żebym poszedł na spotkanie grupy wsparcia dla
osób, które straciły kogoś bardzo bliskiego i nie potrafią sobie z tym
poradzić, zaproponowała nawet, że jeśli chcę pójdzie tam ze mną, wesprze mnie, ale
ja od razu odmówiłem bo co miałbym powiedzieć tamtym ludziom?- „ Cześć jestem
Piotr, mam 35 lat i właśnie zostałem
wdowcem… Jestem lekarzem, uratowałem tysiące ludzkich żyć i jak na ironię nie potrafiłem pomóc własnej
żonie, która po tragicznym wypadku trafiła do szpitala w którym razem
pracowaliśmy i po kilkunastu godzinach zmarła w moich ramionach na skutek
obrażeń, poniesionych w kolizji, zostawiając mnie i naszą małą córeczkę, którą
chcę oddać do adopcji, bo sam nie potrafiłbym się nią zająć…” Nie miałem zamiaru nikomu o tym opowiadać, wolałem
to zatrzymać dla siebie, bo byłem pewien, że nawet jeśli wyrzucę to z siebie, to i tak w niczym mi to nie pomoże. Bo niby jak?... Była sobota.
Tej nocy Sebastian pełnił nocny dyżur przy moim łóżku. Leżał na leżaku, który
Wiki przyniosła tutaj któregoś dnia, mając dosyć spędzania nocy na niewygodnym
fotelu. Był odwrócony do mnie tyłem, przez co nie widziałem jego twarzy, jednak
byłem pewny że nie spał- jego klatka piersiowa unosiła się szybko i
nierównomiernie- dzięki czemu mogłem stwierdzić ten fakt. Nie chciało mi się
wstawać… Po kolejnej już prawie nieprzespanej nocy byłem tak zmęczony, że nie
miałem nawet siły podnieść się z łóżka. Spojrzałem na zegar stojący na szafce
nocnej obok. 10:24- nie było aż tak źle spałem całe 4 godziny, to nowy rekord,
muszę go gdzieś zapisać- pomyślałem z przekąsem. Rozkładana leżanka Seby
delikatnie zaskrzypiała, przez co instynktownie zamknąłem oczy. Nie maiłem
ochoty na rozmowy z nim i wysłuchiwanie jego morałów. Leżak ponownie
zaskrzypiał, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk kroków stawianych na
panelach, a zaraz po nim ciche trzaśnięcie drzwiami. Wyszedł. Znów otworzyłem
oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem sam. Przekręciłem się na drugi
bok i jeszcze raz sprawdzając czy aby na pewno nie mam towarzystwa wyciągnąłem
spod poduszki niewielką butelkę wódki i upiłem z niej kilka łyków. Czując że
zaczyna wirować mi w głowie, odłożyłem naczynie z trunkiem na swoje miejsce i
zadowolony stanem nietrzeźwości ponownie zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie na
krótką drzemkę. Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Gwałtownie wyrwany ze
snu, aż usiadłem na łóżku. Było kilka
minut po 12. Pora wstawać- stwierdziłem, jednak zbytnio się z tym nie spieszyłem.
Seba zapewne już otworzył drzwi naszemu, a raczej mojemu gościowi więc nie
musiałem pędzić by to zrobić. Tego dnia jak zwykle wstałem na potwornym kacu, ale
już zdążyłem do niego przywyknąć więc nawet przestałem zwracać uwagę na
towarzyszący mi ból głowy. Powoli spuściłem nogi z łóżka, przeciągnąłem się
nieznacznie po czym w końcu wstałem. Zrobiłem kilka chwiejnych kroków po czym
dotarłem do ściany opierając się o nią. Najciszej jak potrafiłem otworzyłem
drzwi sypialni i nie zamykając ich za sobą ruszyłem w głąb mieszkania. Z salonu
dobiegły mnie znajome głosy. To Sebastian i Wiktoria. Rozmawiali o czymś. Zrobiłem
jeszcze kilka krótkich kroków i zatrzymałem się w odległości niecałego metra od wejścia
do pomieszczenia. Stamtąd mogłem doskonale usłyszeć o czym rozmawiali. Wiedziałem
że to nieładnie podsłuchiwać, ale zbytnio się tym w tamtej chwili nie
przejmowałem, poza tym byłem w swoim własnym mieszkaniu i miałem do tego pełne prawo.
-Jak minęła
ci ta noc?- Zapytała rudowłosa swojego rozmówcę, a w jej ściszonym głosie dało się wyczuć sporą ciekawość wymieszaną z nutami troski. Powitajmy nową matkę Teresę- zaśmiałem
się w myślach ze sporym przekąsem.
-Cóż…
całkiem dobrze… była to jedna z tych spokojniejszych.- Stwierdził Sebastian z
odrobiną radości w głosie. – Zero koszmarów, krzyków, gadania przez sen,
upijania się ukradkiem- wyliczał jedno po drugim, mimo że go nie widziałem to
byłem więcej niż pewny że na każdą z wyżej wymienionych poświecił jeden palec,
aby wszystko dokładniej zaznaczyć i zobrazować- Był całkiem grzeczny, gdyby tak potwornie
nie chrapał powiedziałbym że zachowywał się wzorowo- zaśmiał się cicho. Hahaha, ale
śmieszne – od razu pomyślałem z przekąsem, przecież wszyscy dobrze wiedzieli że ja nigdy nie chrapię, więc jakoś nie wyszedł mu ten pseudo „żart”, jednak mimo to rudowłosa
również zachichotała, więc chyba musiała mu uwierzyć. Cóż… punkt dla niego w
tabeli notowań błaznów…
-A jak się
miewa Piotr?- dopytywała kobieta, już
nieco poważniej i z dużo większą dozą troski brzmiącej w głosie.
-Dzisiaj czy tak ogólnie? – zapytał, dźwigając wzrok ze splecionych palców i wlepiając go w swoją towarzyszkę.
-Ogólnie…-
odparła- Jest lepiej czy…- urwała nagle w pół zdania, jakby z jakiegoś powodu nie chciała wypowiadać dalszej jego części na głos, jednak zarówno
ja jak i Seba dokładnie wiedzieliśmy o co jej chodzi i co ma na myśli.
-Jakby to
określić?... Hmm… Widziałaś kiedyś wrak pociągu?- zapytał, jednak nie dał
swojej rozmówczyni czasu na namysł czy choćby krótką odpowiedź, tylko od razu
kontynuował.- Ja widziałem, gdy byłem
mały. To był jeden z tych wielkich, luksusowych pociągów z milionem wagonów, a
każdy z nich wykolejony, połowa z nich wyleciała w powietrze. Wszystko się
pali, wszyscy krzyczą, nikt nie wie co się dzieje i po prostu wiadomo, że ci co
jeszcze nie zginęli, zaraz umrą, a ty wiesz, że nie chcesz na to patrzeć, ale
nie możesz oderwać wzroku bo jesteś zmuszony do śledzenia szczegółów tragedii.
To coś w tym rodzaju… Ogólnie Piotr tak wygląda… jak cholerny wrak pociągu.-
stwierdził ze smutkiem w głosie, a mi zrobiło się jednocześnie głupio, przykro
i jakoś dziwnie niezręcznie, gdyż mój najlepsze przyjaciel porównał mnie do
wraku. Czy ze mną było faktycznie aż tak źle? Czy tylko ja tego nie zauważałem?
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania, ale jedno było pewne musiałem
nieco zmienić swoje postępowanie, bo inaczej faktycznie może się to dla mnie
skończyć nie najlepiej. Chociaż może to byłoby dobre rozwiązanie? Wtedy nie
musiałbym cierpieć, tak jak teraz i przez wszystkie dni w których nie ma przy
mnie Hany. -A co z małą? Lepiej?- dodał po chwili mężczyzna najwidoczniej chcąc
zmienić temat i nie drążyć dalej kwestii mojego samopoczucia, postępowania, czy
wyglądu. Na jego słowa od razu zesztywniałem. Wiedziałem że chodzi o moją
córkę, której nie widziałem już ponad tydzień, co prawda bywałem w szpitalu,
ale nigdy nie było mi po drodze na oddział noworodkowy. A tak naprawdę to nie
miałem zamiaru tam wchodzić, ani jej widywać… Byłem pewny, że chcę ją oddać, bo
po prostu sobie nie poradzę, poza tym za bardzo przypominała mi Hanę, przez co
jeszcze bardziej cierpiałem.
-Tak,
wszystko się unormowało. Jest stabilna- odparła kobieta, jednak po tonie jej
głosu od razu mogłem wywnioskować, że pomimo iż niby wszystko jest w porządku
to jest jakieś „ale” – Opieka społeczna zaczęła się nią interesować… Zostałam
dzisiaj dokładnie przemaglowana przez pracownicę socjalną i zapewne to samo
czeka ciebie i resztę znajomych Piotra, czy osoby zajmujące się małą.- odparła
ze smutkiem w głosie i czymś jeszcze, jakby na kształt rozczarowania, nie
miałem pojęcia jak dokładniej to określić i opisać, gdyż nigdy wcześniej jej takiej nie
słyszałem.
-Co jej
powiedziałaś?- zapytał konspiracyjnym
szeptem, tak jakby bał się iż ktoś może podsłuchiwać ich rozmowę.
-A co miałam jej powiedzieć?- zapytała oburzona jego bezmyślnym pytaniem - skłamałam. Nawymyślałam jej takie niestworzone historie, że
pewnie będę się za to smażyć w piekle- stwierdziła zupełnie poważnie. Jej głos
był nieco cichszy, zupełnie jakby tak jak Sebastian obawiała się że niechcący ktoś nieodpowiedni to usłyszy. I
nie myliła się.
-Wiesz, że
to tylko chwilowe rozwiązanie.- Stwierdził beznamiętnie Sebastian, jednak
Wiktoria nadal milczała, zapewne zdążyła już go obdarzyć spojrzeniem z serii
„No co ty nie powiesz?!” –Co z tym robimy?- ciągnął dalej, a ja poczułem dziwne ukłucie w
sercu, jednak nie byłem pewny dlaczego? Może dlatego że moi najbliżsi i najlepsi
przyjaciele knują coś za moimi plecami? Czy może dlatego, że to właśnie oni przejmują
się losami mojego dziecka bardziej niż ja sam.
-Nie mam
pojęcia… Do zeszłego tygodnia byłam pewna że nasz szanowny pan Gawryło zmieni zdanie
i weźmie odpowiedzialność za to co sam „zmajstrował”, ale teraz jestem
przekonana że zdania nie zmieni i pozbędzie się jak on to ostatnio po swojej
libacji określił „problemu” – odparła z goryczą w głosie, a mnie zrobiło się jeszcze
gorzej wiedząc co myślą o mnie, a czego mi nie mówią moi niby przyjaciele. Byłem też jednocześnie
zły, no bo jakim prawem mogli w jakikolwiek sposób oceniać moje postępowanie? W końcu to moje życie
i mogłem robić co chciałem, a im nic do tego.
-Pozwolisz
mu na to?-zapytał zdziwiony, oburzony i jednocześnie nieco już zirytowany Sebastian.
Dawno go takiego nie słyszałem, gdyż na ogół on bardzo rzadko się wściekał, przez co aż przysunąłem się nieco bliżej
ściany przedpokoju.
-Nie mam
wyjścia- westchnęła zrezygnowana. Najwidoczniej wyczerpała już wszystkie pomysły, co niespotykane, gdyż Wiktoria bez planu awaryjnego to nie Wiktoria, ona zawsze znajdowała wyjście z najbardziej beznadziejnych sytuacji.
-I serio nic
z tym nie zrobisz? Serio chcesz pozwolić żeby dziecko twoich najlepszych
przyjaciół trafiło w obce łapy?!- niemalże wykrzyczał, od razu dało się
wyczuć że w środku, aż cały kipi ze złości i jest wyraźnie oburzony całą zaistniałą
sytuacją... Dopiero teraz pokazał jakie wciąż targają nim wewnętrzne emocje... dość długo skutecznie je ukrywał.
-A mam
jakieś wyjście ? To nie jest pies, którego możesz wziąć sobie od tak, tylko
małe dziecko i nikt nie powierzy ci nad nim opieki tak bez niczego po prostu za
pstryknięcie palcem, czy ładny uśmiech albo oczy.-wywarczała rudowłosa. Ona już też ledwo
panowała nad swoimi emocjami. Była wściekła i było to wyraźnie słychać w jej podniesionym głosie.
-Wiesz, mi
na pewno nie powierzą nad nią opieki, no bo kto normalny da samotnemu, nie do
końca ogarniętemu kolesiowi, na dodatek mieszkającemu w malutkim pokoiku w przyszpitalnym hotelu
dla rezydentów małe dziecko… ale z tobą to inna sprawa… masz dobrą pracę pani ordynator, piękny, duży dom, męża i już jedno dziecko na koncie… Tworzycie obrzydliwie szczęśliwą
rodzinę. Dodatkowo jesteś odpowiedzialna, troskliwa, zrównoważona i kochająca,
a co najważniejsze jesteś babą, więc miałabyś spore szanse… - stwierdził mężczyzna
pełnym nadziei głosem. Poczułem jak zaczęły piec mnie oczy z powodu łez, które nie wiadomo dlaczego w ogóle zebrały mi się pod powiekami.
-Muszę porozmawiać
o tym z Adamem, jeśli się zgodzi to czemu nie- zapytała bardziej siebie niż
Sebastiana. W pomieszczeniu momentalnie zapadła cisza, której już żadne z nich
nie chciało przerwać. Wszystkie słowa zostały już wypowiedziane, każdy temat
poruszony. Nie mając już co robić, zwróciłem się na pięcie i pewnym krokiem
pomaszerowałem z powrotem do swojej sypialni tam rzuciłem się na łóżko i
wlepiając wzrok w sufit odpłynąłem gdzieś daleko do krainy myśli. Miałem
potworny mentlik w głowie. Byłem wdzięczny moim przyjaciołom a zwłaszcza Wiki,
że jest w stanie tak poświęcić się dla mojego dziecka, podczas gdy ja nie
potrafiłem się na to zdobyć. Było mi też jednocześnie głupio, że poniekąd swoim
postępowaniem ją do tego zmusiłem. Przez to wszystko zacząłem się czuć jak
największy sk**wiel chodzący po tej ziemi i zacząłem postrzegać się jako
egoistę. Wciąż miałem obiekcje czy aby na pewno podjąłem słuszną decyzję, a po
rozmowie którą przed chwilą podsłuchałem było mi jeszcze ciężej. Jeszcze nigdy
nie miałem takiego pobojowiska w głowie jak w tamtej chwili, a od tego myślenia
jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Na szczęście w obu kwestiach pomógł mi
mój wierny przyjaciel alkohol. Za jego działaniem oba problemy zniknęły jak
ręką odjął. Momentalnie się zrelaksowałem, a umysłem odpłynąłem gdzieś daleko
od problemów. Uwielbiałem ten błogi stan, kiedy nie musiałem się już niczym
przejmować…
Mam nadzieje, że wam się podobało :D
Udostępniajcie, polecacie znajomym i komentujcie ;)
Strasznie mi przykro z powodu zachowania Piotra w stosunku do małej :C
OdpowiedzUsuńMoże Hana zareaguje w jakimś śnie Piotra i sprawi, że Piotruś zmieni zdanie, ale tego pewnie dowiemy sie w niedalekiej przyszłości :D
Oby Piotr zmienił decyzję i nie chciał oddać małej do adopcji :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Część jak zawsze mega. Mam nadzieję że Piotr się ogarnie i zmieni zdanie na temat małej. Czekam z niecierpliwością na następną część .
OdpowiedzUsuńJak mi go szkoda :c Nie podoba mi się fakt, że malutka mogłaby trafić do Wiktorii, zamiast do Piotra :c
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Wierny przyjaciel alkohol powinien pójść w zapomnienie,i ja wciąż czekam na wspólne chwile Piotra i jego córeczki *-*
OdpowiedzUsuńBrakuje mi postaci Hany :c
OdpowiedzUsuńAle czekam z niecierpliwością na nexta!