Nie mogę powiedzieć i nie powiem, że ona nie żyje. Ona jest po prostu
daleko! Z wesołym uśmiechem i pomachawszy
ręką Powędrowała w nieznaną krainę i marzyć można, jak piękna być musi,
skoro tam złożyła swoją duszę. A wy - o wy, którzy błagacie gorliwie by żwawym
krokiem wróciła szczęśliwie -Pomyślcie o niej, iż kocha was stamtąd, jak kochała stąd. Niech myśli o niej wciąż takie same będą, bo Ona nie jest martwa - jest po
prostu daleko!
Nastał kolejny chłodny i szary poranek pełen smutku i cierpienia. Mimo iż bardzo nie chciałem, to musiałem wstać i doprowadzić się do porządku. Leniwie zwiesiłem nogi z łóżka i wciąż zaspany skierowałem się do łazienki. Tam od razu wszedłem do kabiny i nie przejmując się że nadal mam na sobie bokserki i podkoszulek w których spałem odkręciłem zimną wodę pozwalając chłodnym kroplą wody ściekać po mojej rozgrzanej skórze, a myślą odpłynąć gdzieś daleko od miejsca w którym w tamtej chwili się znajdowałem… a taki stan umysłu towarzyszył mi aż do samego południa...
Nastał kolejny chłodny i szary poranek pełen smutku i cierpienia. Mimo iż bardzo nie chciałem, to musiałem wstać i doprowadzić się do porządku. Leniwie zwiesiłem nogi z łóżka i wciąż zaspany skierowałem się do łazienki. Tam od razu wszedłem do kabiny i nie przejmując się że nadal mam na sobie bokserki i podkoszulek w których spałem odkręciłem zimną wodę pozwalając chłodnym kroplą wody ściekać po mojej rozgrzanej skórze, a myślą odpłynąć gdzieś daleko od miejsca w którym w tamtej chwili się znajdowałem… a taki stan umysłu towarzyszył mi aż do samego południa...
Przez bardzo długi
czas wspominałem radość związaną z posiadaniem tej drugiej osoby którą kochałem
nad życie. Chciałem czuć się tak już zawsze, bo nie potrafiłem sobie wyobrazić
że może istnieć jakiekolwiek inne życie- życie bez niej. Codziennie budziłem się ze
świadomością, że w końcu mam dla kogo żyć, oddychać istnieć i że jestem kimś, bo ona jest przy
mnie. Po naszym ślubie myślałem że mam już wszystko czego mi potrzeba, byłem szczęśliwy i niczego
więcej już nie chciałem. To jednak się zmieniło, gdy okazało się, że po długich staraniach i wielu nieudanych próbach Hana w końcu jest w ciąży, dopiero wtedy poznałem pełnię szczęścia i mogłem śmiało
powiedzieć „Jestem spełnionym i szczęśliwym człowiekiem”. Cały okres oczekiwanie na nasze
pierwsze upragnione dziecko był dla nas obu czymś wspaniały, magicznym i mimo iż czasami
nachodziły mnie obawy że mogę sobie nie poradzić w nowej wymagającej roli, ona zapewniała
mnie, że będzie dobrze, że damy sobie radę, że dzień w którym zostaniemy rodzicami
zmieni wszystko, ale będzie to najpiękniejszy moment w naszym życiu… A ja pozwoliłem
sobie w to uwierzyć… Pozwoliłem sobie wierzyć, że będzie tylko lepiej…
Pozwoliłem sobie na nadzieję, że będzie dobrze… Pozwoliłem sobie tak bardzo
uzależnić się od drugiej osoby, że nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ale nie
żałuję. Nie żałuję żadnej z tych rzeczy, bo czas spędzony z nią był najlepszym
etapem całego mojego życia. Razem przeżyliśmy tyle wspaniałych chwil, których nawet
nie potrafię zliczyć. Pokochałem kogoś i byłem kochany. Doświadczyłem przy niej
tego co w życiu najważniejsze i najpiękniejsze- doświadczyłem miłości, którą mi
podarowała… A teraz musiałem się z nią pożegnać…
Padał śnieg-
to taki zimny odpowiednik deszczu, sprawiający że zimą niebo też może płakać.
Niebo było zasnute gęstymi chmurami. Tylko miejscami ziemia była oświetlona
przez niewielkie promienie słońca, którym jakimś cudem udało się przedostać
przez grube warstwy ciemnych obłoków. Jak na 12 w południe było bardzo ciemno i
ponuro. Pogoda wspaniale odzwierciedlała nasze nastroje. Mój umysł był
zamroczony niezliczoną liczbą tabletek na ból głowy, leków na uspokojenie z
dodatkiem alkoholu który jeszcze nie zdążył wyparować i sporą ilością kawy, ale
to tylko dzięki tej mieszance byłem w stanie tu przyjść. W innym razie na pewno
leżałbym w łóżku odsypiając swoje libacje lub użalając się nad swoim nędznym,
niekompletnym życiem. To właśnie tak spędziłem ostatnie dni -pijąc do upadłego,
a później leżąc w łóżku, tępo wpatrując się w sufit i płacząc, podczas gdy
alkohol powoli opuszczał moje ciało. Mimo protestów, prawie nigdy
nie byłem sam. Zawsze mogłem liczyć na towarzystwo któregoś z moich przyjaciół,
którzy zazwyczaj próbowali mnie pocieszać, ale ja i tak czułem się samotny, a
ich starania nie przynosiły żadnych efektów… Żółwim
tempem przechodziliśmy z kaplicy w której odbyły się wszystkie dołujące
uroczystości pogrzebowe, na pobliski pokryty śniegiem sięgającym kostek
cmentarz. Wiki mocno przytrzymywała mnie w łokciu, a ja byłem pewny, że gdyby
nie jej uścisk, na pewno zwróciłbym się na pięcie i zwiał gdzie pieprz rośnie,
byle jak najdalej stąd. Drugą wolną ręką ściskała dłoń swojego męża, który na
ramieniu trzymał ich trzyletniego syna. Dlaczego oni mogą być szczęśliwi? A ja
nie ? Dlaczego oni nadal są kochającą się rodziną podczas gdy ja nie mam już
nikogo kogo mógłbym kochać… kogoś kogo chciałbym kochać? Dlaczego to
ja zostałem sam, a oni nadal mają siebie nawzajem? To niesprawiedliwe…- od razu
skarciłem się za te potworne myśli i w całkowitej ciszy podążałem dalej z tym
smętnym korowodem, bo nie było żadnych słów, których mógłbym w tamtej chwili
użyć. W jednej dłoni trzymałem bukiet ulubionych kwiatów Hany, a w
drugiej wilgotną i wymiętą chusteczkę, oraz parasol rozpostarty nad całą naszą
czwórką. Wszyscy byliśmy otępiali, milczący i smętni. Nawet mój
zazwyczaj pełny energii chrześniak trzymał głowę spuszczoną ma ramię taty
wpatrując się w odciski butów, które pozostawiliśmy za sobą na wilgotnym
śniegu. Wydawało mi się, że świat ogranicza się tylko do mojej osoby, choć
przecież zdawałem sobie sprawę z obecności tłumu otaczających mnie osób. Nikt
jednak nie mógł czuć tego, co ja, a byłem gotowy oddać wszystko, by nie czuć
już nic i po prostu odejść razem z nią. Na cmentarzu uzbierała się spora grupa
ludzi, ale nie zwracałem na nich najmniejszej uwagi. Ignorowałem ich smętne,
współczujące spojrzenia, wyciągnięte dłonie, bezsensowne słowa pocieszenia i
kondolencje. Wiki puściła mnie na chwilę, żeby zabrać od męża płaczącego synka-
jak widać i jemu udzieliła się atmosfera tego miejsca- a ja nawet nie
zauważyłem kiedy dołączył do nas Seba, który od razu zastąpił rudowłosą
koleżankę w pełnieniu roli mojej podpory, a raczej niańki.
- Dobrze się
czujesz?- zapytał spoglądając na mnie z takim współczuciem jakby patrzał ma
biedne, ranne, powoli konające zwierzę. Nie odpowiedziałem mu na to pytanie, bo nie istniała na
nie żadna poprawna odpowiedź. Miałem wrażenie, że moje serce pęka i uznałem, to
za dobry znak, bo gdybym teraz umarł, nie musiałbym już dłużej
cierpieć…
-Przyszło
wiele ludzi – Stwierdziłem unikając odpowiedzi na pytanie, jednocześnie
umiejętnie zmieniając temat. Seba na moje słowa rozejrzał się dookoła,
starając się zliczyć otaczający nas tłum, po czym spojrzeniem wrócił do mnie.
-Bo wielu ją kochało… była wspaniałym człowiekiem – odparł, a ja bez ani chwili zastanowienia czy zawahania od razu mogłem się w pełni z nim zgodzić, gdyż moja Hana była najwspanialszą i najlepszą istotą chodząca po tym beznadziejnym świecie. Jej serce było pełne miłości i dobroci, której innym tak bardzo brakowało… Każdy mógł zawsze liczyć na jej pomoc i wsparcie, a w swoją pracę wkładała całą siebie i to sprawiało, że pacjentki ją uwielbiały… Uratowała wiele żyć, ale także z jej pomocą powstało wiele nowych, które także pomagała sprowadzić na ten świat… Nie zasłużyła na tak szybką śmierć i to jeszcze w taki sposób… Była na to za dobra, za idealna o zbyt dobrym sercu…
-Bo wielu ją kochało… była wspaniałym człowiekiem – odparł, a ja bez ani chwili zastanowienia czy zawahania od razu mogłem się w pełni z nim zgodzić, gdyż moja Hana była najwspanialszą i najlepszą istotą chodząca po tym beznadziejnym świecie. Jej serce było pełne miłości i dobroci, której innym tak bardzo brakowało… Każdy mógł zawsze liczyć na jej pomoc i wsparcie, a w swoją pracę wkładała całą siebie i to sprawiało, że pacjentki ją uwielbiały… Uratowała wiele żyć, ale także z jej pomocą powstało wiele nowych, które także pomagała sprowadzić na ten świat… Nie zasłużyła na tak szybką śmierć i to jeszcze w taki sposób… Była na to za dobra, za idealna o zbyt dobrym sercu…
Stanęliśmy w
miejscu, w odległości kilku kroków od wielkiej dziury, w której za kilka minut
już na zawsze miała spocząć moja ukochana i nieznacznie się nad nią pochylając.
Prowadzący ceremonię człowiek coś mówił, ale nie docierały do mnie żadne jego
słowa, nie potrafiłem złapać ich sensu… może dlatego że moje życie już dawno go
straciło. Zbliżyłem się do trumny aby móc po raz ostatni ją zobaczyć- moją
Hanę Mężczyźni w czarnych garniturach otworzyli przede mną drewniane
wieko, a ludzie za nami nieco się odsunęli jakby chcieli dać mi nieco
przestrzeni, abym mógł się spokojnie pożegnać. „ Cóż za dobroduszność”
pomyślałem z przekąsem… Teraz staliśmy już tyko w dwójkę- ja oraz Sebastian
który odsunął się o krok dając mi nieco prywatności. Nie czułem się
na to gotowy, ale wiedziałem, że to już ten moment. Zacisnąłem mocno
pięści, jednocześnie paznokciami wbijając się w skórę aż do krwi i walcząc z sobą, żeby się nie rozpłakać, a dopiero potem dotarło do mnie,
że to bezsensowne, bo mam do tego pełne prawo. Dziś pełnoprawnie mogłem pozwolić sobie na
okazanie słabości… Z trudem podniosłem wzrok, żeby móc po raz ostatni na nią
spojrzeć… Wyglądała jakby spała, to była pierwsza myśl, jaka pojawiła się w
mojej głowie, gdy ją zobaczyłem. Była taka niewinna i spokojna. Jej twarz była
bardzo blada i kolorem przypominała otaczający nas dookoła śnieg, ale nadal
wydawała się pełna blasku i życia. Najdelikatniej jak tylko potrafiłem
odgarnąłem kosmyk z jej czoła, który niesfornie na nie odpadł, a po moich
policzkach popłynęły duże, ciepłe łzy. Otwórz oczy, prosiłem
ją w myślach. Weź oddech. Uśmiechnij się do mnie jak zawsze. Powiedz że
się wyspałaś, więc możesz już wstać. Mimo wszelkich próśb ona nadal
pozostawała nieruchoma, jakby postanowiła zignorować wszelkie moje błagania. Od
zawsze bardzo uparta.
- Pożegnaj
się z nią.- wyszeptała Wiki, która nawet nie wiadomo skąd pojawiła się tuż obok
mnie. Pokiwałem jedynie głową na znak zgody, bo przez zaciśnięte gardło nie
potrafiłem wydusić ani słowa. To wystarczyło, aby kobieta położyła mi dłoń na
ramieniu chcąc dodać mi w ten sposób otuchy, a następnie cofnęła się o krok w
tył znów zostawiając mnie tam samego. Nachyliłem się nad trumną, szukając
drobnej dłoni mojej ukochanej. Byłą taka zimna - pewnie zmarzła na tym
chłodzie- pomyślałem, więc od razu uniosłem ją nieznacznie do góry i zacząłem
na nią dmuchać, chcąc ją nieco ogrzać. Dopiero później dotarło do mnie że to
bezsensowne, przecież ona już nic nie czuje. Położyłem drugą, wolną rękę na jej
policzku i trzymałem tam przez dłuższą chwilę. Chciałem jej coś powiedzieć, ale
nie miałem pojęcia co. Nie chciałem żeby nasze pożegnanie tak wyglądało, więc
zebrałem się w sobie i wyszeptałem.- Do widzenia, kochanie-. Zdając
sobie sprawę że mówię to i widzę ją już po raz ostatni. Pod eskortą Sebastiana
i Wiktorii odszedłem od drewnianej skrzynki z ciałem mojej żony. Usłyszałem
trzask zamykanej trumny, a kolana momentalnie się pode mną ugięły. Chciałem
powiedzieć, żeby tego nie robili, bo wtedy nie będzie miała czym oddychać.
Udusi się. Byłem już gotów to wykrzyczeć, kiedy przypominałem sobie że i tak
już nigdy nie nabierze do ust powietrza. Nigdy się nie uśmiechnie. Jej serce
już nigdy nie zabije, a ona już nigdy się nie obudzi… Stałem nieruchomo,
wpatrując się w dębową trumnę ozdobioną srebrnymi dodatkami,
która powoli znikała pod warstwą piachu, śniegu i kamieni. Ten widok
rozdzierał mi serce jeszcze bardziej, co wydawało mi się niemożliwe. Wszyscy
dookoła płakali, choć tak naprawdę prawie jej nie znali. Byli tylko jej
współpracownikami lub kolegami. Nikt poza mną i garstką osób z którymi była
naprawdę blisko nie miał do tego prawa, a jednak nie zaprzestawał tej
czynności. Kiedy zakryto jej grób ciężką, marmurową płytą, dotarło do mnie że
nie mam już żony. Zostałem całkiem sam. Nie mam już nikogo dla kogo mógłbym
dalej żyć….
Dziś nieco krócej i dość łzawo, mam nadzieje, że mimo wszystko wam się podoba :)
Komentujcie i udostępniajcie :D
Boże poppłakałam się. Częśc jak zawsze genialna. Czekam z niecierpliwością do kolejnego piątku. Mam nadzieję że Piotr sie po tym pozbiera,jednak wiem że będzie mu bardzo trudno. wiem co czuje :( płacze razem z nim :'(
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy tak nie płakałam, czytając opowiadanie jak dzisiaj :( Jest mi naprawdę strasznie przykro, czekam z niecierpliwością na następną część!
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że jedna z części będzie opisywać pogrzeb Hany :c
OdpowiedzUsuńJak zwykle genialnie!
Czuje jakbym była obecna na pogrzebie, jakbym wszystko widziała swoimi oczami! Uwielbiam Twój styl pisania ♡
OdpowiedzUsuńA co z ich córeczką? Czemu Piotr ciągle powtarza że został sam? Taka mała istotka wciąż na niego czeka :c
OdpowiedzUsuńOd samego początku aż chce się płakać! Zazdroszczę takiego cudownego talentu pisarskiego ;*
OdpowiedzUsuń