Sekundy powoli mijały zmieniając się w
minuty, później godziny, a czas który nam pozostał z każdą kolejną chwilą coraz
bardziej się skracał. Siedzieliśmy w trójkę skuleni w swoich objęciach, chcąc
nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami… Już za niedługo pozostanie nas
tylko dwójka, a może nawet zostanę tylko ja ? Zupełnie sam? Niekochany i
niekochający nikogo? Pewnie tak. Wizja dalszej egzystencji bez Hany u
boku stawała się coraz bardziej realna, jednak nadal była dla mnie czymś
niewiarygodnym i przerażającym. Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez niej,
może dlatego że to ona była moim całym życiem? W mojej głowie panował kompletny
mętlik. Miliony pytań błądziło po moim umyśle. Jak to teraz będzie ? Jak ja dam
sobie radę? Może nie dam rady? Tak, to jest pewne… Nie poradzę sobie… Nie
poradzę sobie sam z sobą, a co dopiero z dzieckiem… No właśnie,
dziecko... Kiedyś inaczej wyobrażałem sobie dzień jej narodzin. Myślałem że
będzie to najlepszy dzień w moim życiu. Myślałem że nie będę miał żadnych
wątpliwości, że pokocham to maleństwo od razu gdy tylko je zobaczę. Myliłem
się. Myliłem się we wszystkim... Gdy mała się urodziła faktycznie byłem
szczęśliwy, ale nie dlatego że jest, tylko dlatego że nic jej się nie stało,
Hana nie przeżyłaby straty kolejnego dziecka… Nie teraz gdy w końcu się udało.
Później też zachwycałem się naszym maleństwem- z resztą jak każdy świeżo
upieczony ojciec- jednak później, gdy dowiedziałem się że stan mojej żony jest
o wiele gorszy niż wszyscy się spodziewaliśmy, a ona powoli umiera, wszystkie
emocje i uczucia jakie żywiłem do naszej córki zupełnie wyparowały. Zniknęły
zupełnie jakby za dotknięciem jakiejś magicznej różdżki, a ja
poczułem tylko obojętność względem własnego dziecka. Ta mała cząstka mnie stała
się dla mnie kimś zupełnie obcym, człowiekiem którego nie znałem i chyba
wolałem nie poznawać… Od razu skarciłem się za tak okrutne i egoistyczne myśli,
bo przecież kiedy Hana odejdzie, zostanę jej tylko ja, i to właśnie ja będę
musiał zastąpić jej matkę pozostając przy tym także ojcem, jednak nie byłem na
to gotowy. Od razu wiedziałem że nie dam sobie rady z samotnym wychowywaniem
dziecka. Ze mną tylko by się męczyła…a zasługiwała na coś o wiele lepszego.
Zasługiwała na miłość, troskę i pełną rodzinę, a nie na samotnego,
zgorzkniałego i wiecznie sfrustrowanego ojca, który ciągle jest niezadowolony, sam
nie jest pewien swoich uczuć względem jej, więc przelewa na nią całą swoją złość...
Nie na takie życie zasługiwała. Spojrzałem na nią jeszcze raz i wtedy upewniłem
się że moje myśli są słuszne, nie poczułem zupełnie nic. Żadnej radości, dumy
czy rodzicielskiej miłości, nic tylko zwykła obojętność. W ogóle nie nadawałem się na ojca...
-Jestem już zmęczona, to chyba już czas żeby zasnąć...- z rozmyślań wyrwał mnie bardzo słaby, cichy i łamiący się z wysiłku i rozpaczy głos Hany, która delikatnie oderwała się od mojego ramienia. Spojrzałem
na nią przerażony, w pełni rozumiejąc co oznaczają te słowa, a moim oczom
ukazała się jej twarz. Faktycznie wyglądała na bardzo zmęczoną. Miała podkrążone, w
pół zmrużone, pozbawione dawnych iskierek i blasku oczy, kąciki jej ust lekko
opadały, a skóra straciła cały swój koloryt i stała się aż nadto sino blada i
matowa. Na ten widok, aż zabolało mnie serce. Jeszcze nigdy jej takiej
nie widziałem. Moja dotąd radosna i pełna werwy i wigoru żona stała się smętnym
wrakiem samej siebie.
-Jeszcze trochę - wyszeptałem błagalnie, chcąc zatrzymać ją jak najdłużej
blisko siebie. Nie byłem gotowy żeby się z nią pożegnać, wciąż było mi jeszcze
mało jej dotyku, zapachu, głosu, po prostu obecności. Nie zdążyłem jej powiedzieć tak wielu rzeczy,
nie zdążyłem się nią nacieszyć, nie zdążyłem się pogodzić z tym nieuniknionym
końcem i okrucieństwem losu… Nie zdążyłem jej jeszcze pokochać całym sobą, nie
tylko sercem i umysłem, a już mi ją odbierano…
-Zawsze będziemy chcieli przedłużyć "jeszcze trochę" - powiedziała cicho i spokojnie, jednocześnie spoglądając mi głęboko w oczy.- Ja też nie chcę jeszcze odchodzić,
ale czuję że to już, jestem kompletnie wyczerpana - dodała po chwili niemalże szeptem, wiedziałem jak musiało
być jej trudno to powiedzieć na głos. Mnie na samą myśl ściskało gardło... W jej oczach
pojawiły kolejne się łzy, a ciało zaczęło intensywnie drgać, pod wpływem powstrzymywanego płaczu,
jednak mimo to dłonią wciąż delikatnie gładziła malutką główkę naszej słodko śpiącej i niczego nieświadomej córki. Dobrze wiedziałem jak się czuje. Nie chciała nas zostawiać, ale wiedziała że to
nieuniknione i że nie ma wyboru.
-Nie potrafię się tak po prostu pożegnać, powiedzieć papa, pogodzić się z tym faktem i żyć dalej...- wyrzuciłem z siebie, mój głos
kilkakrotnie się złamał przy wypowiadaniu tego zdania, a po policzkach znów zaczęły spływać piekące łzy.
-Będzie dobrze- starała się mnie pocieszyć, a ja po raz kolejny tego dnia
poczułem bolesne i przeszywające ukłucie w sercu bo to nie ona powinna mnie pocieszać tylko ja ją. To
ona musi zostawić swoją nowo narodzoną córeczkę i ukochanego męża i tak po prostu odejść, nie ja. To jej
należą się te wszystkie kojące słowa otuchy i odrobina wsparcia, a nie mi. To ona w tym
wszystkim najbardziej cierpi, więc jeśli już ktoś ma kogoś podnosić na duchu to
powinienem być to ja. Jednak nigdy nie byłem w tym dobry. Dlatego w tamtej
chwili po raz kolejny tego dnia się na mnie zawiodła.
-Oboje wiemy że nie będzie dobrze... Dlaczego się z tym tak po prostu godzisz, nie jesteś
zła?- zapytałem oburzony całą sytuacją, jej zachowaniem i niestosownym spokojem, spoglądając na nią przy tym niepewnie, jednocześnie chcąc wybadać jej reakcje. Na moje słowa kobieta jeszcze bardziej posmutniała -jakby to
w ogóle było możliwe- i spuszczając wzrok na zawiniątko które wciąż kurczowo trzymała w
swoich ramionach delikatnie przy tym kołysząc odparła.
-Nie chcę stąd odejść czując złość, widocznie tak miało być…- stwierdziła to bardzo
spokojnie i z taką pewnością w głosie jakby sama w to wierzyła, jednak
znałem ją bardzo dobrze i wiedziałem ze tak nie jest… że tylko udaje...
-Nie, nie miało tak być… - od razu
zaoponowałem, byłem wściekły na przewrotność okrutnego losu, chciałem jeszcze coś dodać jednak nie było mi dane dokończyć
wypowiedzi, gdyż Hana umiejętnie przerwała moją wypowiedź.
-Obiecaj że się nią zaopiekujesz, że nie pozwolisz jej o mnie zapomnieć… -
powiedziała puszczając wszelkie wcześniejsze zdania w niepamięć. Zdziwiła mnie
tą prośbą, przez co na krótką chwilę zamilkłem. Nie miałem pojęcia jak jej
odpowiedzieć, dlatego zdobyłem się na tylko krótkie "Nie mogę"
po czym wbiłem wzrok gdzieś w podłogę. Niemalże momentalnie poczułem jej zimną
dłoń, która nagle spoczęła na moim ramieniu, jakby to miło dodać mi siły, po
czym znów się odezwała. -Możesz…- stwierdziła z taka stanowczością, jakiej
jeszcze nigdy wcześniej u niej nie miałem okazji słyszeć.- Teraz jesteś
wściekły, ale ta złość kiedyś minie… może teraz masz wrażenie że nic do
niej nie czujesz, ale to twoja córka więc za jakiś czas nie będziesz umiał bez
niej żyć…- mówiła bardzo spokojnie, a mnie zdziwiło to, że mimo, iż do tej pory
nie poruszaliśmy tematu dziecka ona od razu odgadła moje odczucia i była przy
tym tak wyrozumiała jakby nic się nie stało, a przecież tak nie było, bo
przecież moje przemyślenia były wręcz karygodne…- Nie popełniaj tego
błędu, bo później możesz żałować- przekonywała mnie dalej, a ja próbowałem jej
wierzyć. Bez efektu. To nie było takie łatwe... Nie chciałem jej tym martwić,
nie w tej chwili, dlatego skinąłem głową na znak zgody… Nie chciałem jej
okłamywać, nie w tej ostatecznej chwili, ale nie miałem innego wyboru. Znów na mnie
spojrzała, po czym z ogromnym trudem wzięła kolejny płytki oddech o który bardzo ciężko
musiała walczyć sama z sobą po czym znów się odezwała – I… –zaczęła, jednak po
chwili zawiesiła głos, jakby się nad czymś zastanawiała. Nie chciałem żeby
kończyła swoją wypowiedź, gdyż z każdym kolejnym słowem była coraz słabsza, a
ja coraz gorzej to wszystko znosiłem, dlatego, aż miałem ochotę zamknąć jej
usta pocałunkiem i przedłużyć jeszcze chwilę nasz wspólny czas... Poza tym nie
chciałem usłyszeć, co jeszcze wymyśliła,
gdyż miałem jakieś dziwne przeczucie, że nie będę w stanie sprostać jej
kolejnej prośbie… –I bardzo cię proszę, nie noś długo żałoby po mnie, nie
rozpaczaj za bardzo… Zwiąż się z kimś, bądź szczęśliwy… daj naszemu dziecku
prawdziwy dom… rodzinę… - powiedziała z trudem a łzy, które do tej pory udawało
się jej powstrzymać nagle potoczyły się po jej rozpalonych policzkach… Ja również się rozpłakałem
i już nawet nie próbowałem się powstrzymać, gdyż wiedziałem że to bez sensu,
wiedziałem że i tak nie dam rady nad tym zapanować… Po pierwsze dlatego, że właśnie traciłem
osobę dla której żyłem, którą kochałem ponad wszystko i która dawała mi największe szczęście, a po drugie dlatego, że
czegoś takiego się nie spodziewałem. Wiedziałem, że ta chwila będzie
trudna dla nas obojga, ale tego nie przewidziałem... Jak ona mogła sądzić, że
po niej będę w stanie kogoś pokochać… Przecież to jest niemożliwe,
zwłaszcza, że to ona miała być tą
jedyną, tą na zawsze…
– Hana – wyszeptałem ledwo słyszalnym głosem, gdyż z powodu towarzyszących mi emocji nie potrafiłem nawet normalnie mówić … Po tym jednym słowie znów musiałem się zatrzymać
i wziąć głęboki oddech, żeby móc zmniejszyć żal i ból, jaki w tej chwili
wypełniały nie tylko mój głos, ciało ale także umysł, odbierając mi całkowitą jasność myślenia.
– Ja nigdy, przenigdy, nie będę z nikim poza tobą. Kocham tylko ciebie i jedyną
osobą, z którą kiedykolwiek mogę być, jesteś ty i nikt inny nie może mi ciebie
zastąpić...- wybełkotałem zgodnie z prawdą, a moja ukochana jeszcze bardziej
się rozpłakała, jednocześnie głowę chowając w moich silnych, opiekuńczych i troskliwych ramionach..
– Piotr… – z ogromnym trudem wyszeptała moje
imię, a jej drobne i lodowate niczym sople dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na mojej ręce.- Proszę…
- dodała błagalnie przez łzy i wzbierający szloch, jednak ja byłem nieugięty.
– Nie Hana – odparłem zaskakująco
twardo, stanowczo i ostro. – Nie ma takiej opcji, więc nawet nie próbuj mnie dalej do
tego namawiać.- dodałem, jej nagabywania nie miały żadnego celu, marnowała tylko nasz pozostały czas i energię.
-Czas leczy rany, zobaczysz.. wkrótce na pewno będziesz w stanie znów kogoś
pokochać…- naciskała dalej, nie miałem pojęcia dlaczego tak się przy tym
uparła, nie rozumiałem jej, dlatego od razu postanowiłem ją o to zapytać, a ona
znów wlepiła we mnie te swoje ogromne niebieskie oczy po czym odparła- Po
prostu chcę żebyś mógł w pełni wykorzystać
czas, który mi nie był dany. Chcę żebyś żył szczęśliwie, żył całym sobą…
Po prostu żył dalej…- odparła, a po tych słowach między nami znów zapanowała
cisza. Wciąż analizowałem jej słowa, które mimo swojej prostoty i tak banalnego
przekazu były dla mnie trudne do przyjęcia… Spojrzałem na moją żonę, a ona
delikatnie się uśmiechnęła, po czym zamykając oczy i dopowiedziała ostatnie
zdanie - I nigdy nie zapomnij, że was Kocham…
- wyszeptała i nim zdążyłem jakkolwiek
zareagować na to wyznanie maszyna pracująca zamiast serc Hany zaczęła dziwnie piszczeć
i charkotać, po chwili zabłyszczały jakieś kontrolki, po czym momentalnie
zaczęła zwalniać swoją pracę, aż w końcu zatrzymała się a po pomieszczeniu
rozległ się kolejny przeraźliwy pisk aparatury, wymieszany z rozpaczliwym
płaczem dziecka, jednak żaden z tych dźwięków nie zrobił na mnie żadnego
wrażenia. Byłem kompletnie osłupiały, a mój umysł wypełnił kolejny tabun myśli.
A więc to koniec. Moja żona nie żyje. Zostałem zupełnie sam.
Robi się łzawo, na kolejne części polecam zaopatrzyć się w chusteczki
Komentujcie i udostępniajcie :)
Miłego weekendu :D
Już w tej części potrzebne są chusteczki! :c wszystkie wyznania, ostatnie chwile, tak się wzruszyłam :((
OdpowiedzUsuńDlaczego zabiłaś Hane !!!
OdpowiedzUsuńJejku, ale się popłakałam! Strasznie mi jej szkoda :'(
OdpowiedzUsuńNajsmutniejsza część z wszystkich, chusteczki potrzebne są już teraz!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak to teraz będzie,jak Piotr poradzi sobie sam ze wszystkim :x
OdpowiedzUsuńStrasznie mi przykro :c czekam na piątek!
OdpowiedzUsuńChusteczki na piątek przygotowane! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńczytałam tę częśc z zapartym tchem i na koncu nawet nie zauważyłam kiedy z moich oczu poleciały łzy. piszesz cudownie, ale szkoda ze Hana tak musiała umrzeć :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Z niecierpliwością oczekuje na piątek! Strasznie szkoda mi Hany, ale jestem bardzo ciekawa co dla nas przygotowałaś :)
OdpowiedzUsuń