Pędziłem Warszawskimi
ulicami jak na złamanie karku. Serce waliło mi jak oszalałe zupełnie jakby zaraz
miało wyskoczyć z piersi. W mgnieniu oka dotarłem do centrum gdzie natrafiłem
na ogromny korek, zapewne spowodowany dzisiejszym wypadkiem. Pół miasta było
zablokowane, czekała mnie co najmniej godzina stania, a w tamtej chwili nie mogłem sobie na to
pozwolić, nie teraz, nie w takiej sytuacji, gdy może chodzić o życie dwóch
najważniejszych osób w moim życiu. Bez zastanowienia zjechałem na chodnik i
ominąłem sznur aut jaki ciągnął się wzdłuż głównej ulicy, w taki oto sposób oszczędzając
kolejne minuty, które teraz były na wagę złota. Coraz bardziej się
denerwowałem. Po kolejnych 20 minutach nareszcie dojechałem do celu. Jak na
złość wszystkie miejsca parkingowe nieopodal wejścia były zajęte przez lekarzy, pacjentów oraz odwiedzających chorych na oddziałach, więc musiałem
zaparkować na drugim końcu parkingu. Pospiesznie wysiadłem z samochodu i pognałem w stronę wejścia do budynku, kilkukrotnie prawie przewracając się na tej ślizgawicy. Od razu skierowałem się na SOR mając nadzieję że tam się czegoś dowiem. Wciąż w
głębi duszy błagałem aby chodziło o któregoś z moich pacjentów a nie o Hanę, a w najgorszym przypadku żeby akcja porodowa rozpoczęła się przedwcześnie…
jednak wiedziałem że to mało prawdopodobne. Gdy tylko wszedłem na izbę mogłem
wyczuć ogarniający wszystkich niepokój jak i zdenerwowanie. Szpital jak zawsze
tętnił swoim życiem, wokół panował
okropny zgiełk, wszyscy gdzieś się spieszyli, każdy na siebie krzyczał,
pielęgniarki, jak i lekarze wciąż biegali wte i wewte, pacjenci kręcili się po oddziale, plącząc się pod nogami. Tak oto wygląda
standardowy dzień w szpitalu w Leśnej Górze. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem przed
siebie. Przeciskając się między ludźmi w zatłoczonym holu dostrzegłem Izę rozmawiającą z jakimś lekarzem, postanowiłem skorzystać z okazji i nieco ją
podpytać, może ona będzie coś wiedziała, w końcu nie mam nic do stracenia.
-Przepraszam, że przeszkadzam… Nie wiesz gdzie jest Hana?-
zapytałem na wstępie, bez zbędnego owijania w bawełnę czy nawet powitania, nie miałem czasu na
jakieś bezsensowne podchody. Na moje słowa pielęgniarka wzruszyła jedynie
ramionami, dając mi tym do zrozumienia, że nie ma pojęcia gdzie znajduje się moja żona i niestety nie może mi pomóc. -Może w lekarskim coś będą wiedzieć!- krzyknęła za mną, a ja
ile sił w nogach pognałem w stronę pokoju, jednak gdy tylko tam wkroczyłem od
razu zostałem oddelegowany na blok... W
dalszym ciągu niczego nie wiedziałem, co powoli zaczynało mnie doprowadzać do szału. W końcu niepewność jest najgorszą torturą jaką zna ten świat... Posłusznie skierowałem się we wskazane
miejsce, a gdy tylko tam dotarłem, moją uwagę przykuły dwie znajome sylwetki. Lena i Przemek, siedzieli naprzeciw siebie zawzięcie o czymś
rozmawiając, jednak z tej odległości nie mogłem usłyszeć ani słowa. Mimo iż
stałem dosyć daleko to na pierwszy rzut oka mogłem dostrzec że internistka
płacze, oczy miała intensywnie zaczerwienione, powieki opuchnięte, a łzy wciąż spływały po
jej policzkach. Nie zastanawiając się dłużnej postanowiłem podejść nico bliżej.
Dopiero wtedy udało mi się nieco podsłuchać ich rozmowę.
- Tylko parę rozcięć i siniaków. Na izbie założono szwy, w TK czysto. Właśnie czeka na wypis.— powiedział Przemek z
ogromnym przejęciem. A ja przez sekundę sądziłem, że mówią o mojej żonie, i omal nie
zacząłem płakać z przejęcia i ze szczęścia. Potem jednak dotarła do mnie informacja, że w
organizmie kierowcy wykryto ponad 2 promile alkoholu...
- Jego samochód po prostu skręcił na jej pas. Komisarz Marczewski
twierdzi, że nie miała szans zahamować- kontynuował Zapała przejętym głosem, a ja właśnie wtedy zorientowałem się,
że nie rozmawiają o Hanie tylko o tym drugiem kierowcy. - Zdaniem policji
jego wóz wypadł z pasa z powodu śniegu albo przez alkohol nie był w stanie nad
nim zapanować. Skutki wypadku często są nieproporcjonalne. Pasażerowie jednego
wozu wychodzą bez szwanku, a drugiego odnoszą straszne obrażenia... — jego głos nagle ucichł, prawdopodobnie dlatego iż w końcu mnie zauważył, w jednej chwili wstał z
krzesła na którym dotychczas siedział i powolnym krokiem ruszył w moim
kierunku, jednak ja po tym co przed chwilą usłyszałem byłem jak sparaliżowany,
nadal to wszystko do mnie nie docierało, zupełnie jakby mój mózg się zawiesił i nie chciał przetworzyć ni jedne informacji więcej. Przemo stanął naprzeciw mnie, a następnie ze
spuszczoną głową, tak aby tylko nie musieć nawiązywać ze mną jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego poklepał mnie po ramieniu, jakby chciał dodać mi tym
otuchy, co nieco mnie to zdziwiło… nieco… wolne żarty… byłem kompletnie
zdezorientowany, w końcu wciąż nawet nie wiedziałem co się stało, a jedyne co mogłem to się domyślać, a przez to jeszcze bardziej odchodziłem od zmysłów, gdyż mój umysł co chwilę podrzucał mi coraz to czarniejsze scenariusze.
-Może mi ktoś w końcu wyjaśnić o co tutaj chodzi?- zapytałem już
nieco zdenerwowany, z wyraźnym napięciem dźwięczącym w głosie, który lekko się uniósł, spoglądać przy tym na tę dwójkę. Na moje słowa naprędce wymienili
między sobą kilka porozumiewawczych spojrzeń, jakby chcieli uzgodnić między sobą czy mogą udzielić mi więcej informacji, po których Starska również wstała
ze swojego miejsca i podeszła do mnie powolnym krokiem skazańca.
-Pewnie słyszałeś o wypadku na Mokotowie… Hana w nim
uczestniczyła, właśnie ją operują- Powiedziała ściszonym głosem. To spadło na
mnie jak grom z jasnego nieba, przez co aż musiałem usiąść na jednym z krzeseł stojących pod ścianą, niby się czegoś
domyślałem, ale nie byłem na to gotowy, pewnie nikt na
moim miejscu by nie był… Złe rzeczy nieraz spotykają także tych dobrych ludzi. Nikt nie
spodziewa się, że akurat tego dnia jego całe życie stanie na głowie…
-Co z nimi?- zapytałem gdy już nieco ochłonąłem, jednak w
moim głosie dało się wyczuć potworny strach mieszający się z troską. Bardzo bałem się o życie dwóch najważniejszych dla mnie osób, gdyż bez nich nie byłbym w stanie funkcjonować. Nie potrafiłbym żyć z myślą, że przeze mnie coś im się stało...tak przeze mnie, bo gdyby nie ten cholerny wyjazd służbowy, to Hana nie musiałaby siadać za kierownicą, a co za tym idzie do tego wypadku także by nie doszło.
-Nie
wiemy, nikt nie chciał nam niczego powiedzieć oficjalnie, ale z tego co mi wiadomo po podsłuchaniu rozmowy w lekarskim, to jej stan
jest ciężki- do rozmowy ponownie dołączył się Zapała, jednak wciąż był jakiś nieobecny,
wzrokiem wciąż błądził gdzieś po podłodze. Mimo wszystko i tak dało się wyczuć że on również jest trochę podłamany.
Ja także siedziałem w bezruchu ślepo
gapiąc się na jedną ze ścian. Byłem kompletnie załamany, dopiero teraz zaczęło
do mnie docierać co się zdarzyło. Mimowolnie łzy napłynęły do moich oczu,
szybko starłem je sprawnym ruchem ręki aby przypadkiem nikt nie zauważył,
musiałem bowiem być silny. Dla Hany i dla naszego maleństwa. Lena położyła dłoń na moim ramieniu aby dodać mi
otuchy, bez chwili namysłu przytuliłem się do niej, dając upust swoim emocją.
Rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie mam pojęcia ile tak siedzieliśmy, ale
wtedy czułem, że tego potrzebuję- odrobiny wsparcia osoby, która cierpi tak
samo jak ja… Dopiero po jakimś czasie odsunęła się i spojrzała mi
głęboko w oczy.
-Będzie dobrze, Hana to najsilniejsza kobieta jaką znam, na pewno z tego wyjdzie – oznajmiła całkiem pewna swoich słów,
jednocześnie posyłając mi ciepły uśmiech, od razu zorientowałem się że był
wymuszony, w końcu żadne z nas nie miało w tej chwili ani pół powodu do śmiechu, ale po
jej słowach mimo wszystko poczułem się nieco lepiej. W odpowiedzi pokiwałem tylko twierdząco
głową, jednocześnie ocierając łzy, nie mogłem się tak mazać, nie w takiej
sytuacji. Między nami zapanowała napięta cisza, którą przerywało jedynie ciche
tykanie wskazówek zegara. Nie przeszkadzało mi to. Potrzebowałem teraz spokoju.
Musiałem jeszcze raz wszystko przemyśleć. Tysiące myśli kłębiło się w mojej
głowie. Każde z nas przeżywało tę sytuację na swój sposób, Starska wciąż
siedziała w jednym miejscu nieruchomo, tępo wpatrując się przy tym podłogę, ja
również, natomiast Przemek nie umiał usiedzieć w miejscu, było widać, że ta
bezczynność, go irytuje i nie pozwala się uspokoić, wciąż chodził w kółko, co jakiś czas spoglądając w
stronę drzwi aby sprawdzić czy aby ktoś nie wychodzi z bloku, aby móc wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje…
Operacja trwała już dobre kilka
godzin, które były dla mnie wiecznością, jednak po spokoju jaki panował przed
wejściem na salę operacyjną mogłem wywnioskować, że nie szybko dobiegnie końca, nie miałem
już nawet pojęcia która godzina, jednak nie chciałem nawet spoglądać na zegar gdyż
wiedziałem, że im częściej będę na niego zerkał tym czas będzie wolniej płynął. Znudzony
tym czekaniem wstałem z miejsca i zacząłem krążyć po korytarzu, dołączając przy
tym do Przemka. Właśnie w tym momencie z
sali operacyjnej wybiegł pobledły Seba, a gdy tylko go ujrzałem z duszą na ramieniu
podbiegłem w jego kierunku, jednakże nie zdążyłam nawet nic powiedzieć gdyż mnie ubiegł.
-Nie teraz stary- od razu mnie
spławił, po czym pognał przed siebie, przez co jeszcze bardziej zacząłem się
denerwować, a z tego całego napływu emocji znów nerwowo zacząłem kursować wzdłuż
korytarza, przynajmniej tak starając się uspokoić i rozładować napięcie. Jednak na daremne, po moim
umyśle wciąż krążyło milion myśli, a z każdą kolejną upływającą minutą
przybywały kolejne a mój niepokój wzrastał. Spojrzałem na Lenę. Ciągle
siedziała w tym samym miejscu, zapatrzona w jeden punkt i najwidoczniej
zamyślona, całkiem nieźle radziła sobie z tym stresem, nie przeżywała tego tak
jak ja czy Przemek. Dalej nerwowo kursowaliśmy po holu, zapadając w jakiś swego
rodzaju trans…
-Możecie łaskawie usiąść na tyłkach
!?- Dopiero po jakimś czasie z tego całego zamyślenia wyrwał nas ostry głos
Starskiej, która miała już dosyć naszego chodzenia w kółko. Spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem, nie panowała już nad sobą. Ta sytuacja
była dla nas wszystkich aż nadto wkurzająca. Nie chcąc jej jeszcze bardziej
denerwować posłusznie usiedliśmy na krzesłach naprzeciw niej, wbijając przy tym
wzrok w podłogę. Po raz kolejny zapadła głucha cisza. Znów nie pozostało nam
nic tylko czekać i liczyć kolejne sekundy... minuty... godziny mijające w niepewności i oczekiwaniu.
Czas dłużył się nieubłaganie. Każda
sekunda była wiecznością, wskazówki zegara powoli zmieniały położenie. To
czekanie było frustrujące. Najgorsza w tym wszystkim była ta bezsilność i
świadomość że nie można pomóc. Moja głowa była wypełniona setkami tysięcy
myśli. Nie miałem jak od nich uciec. Właśnie w tym momencie opadła ta
zasłona która pozwalała mi zachować równowagę. Wszystko zaatakowało ze zdwojoną
siłą. Tak długo czekało na chwile mojej słabości. Coraz ciężej było mi sobie z tym
poradzić, ledwo nad sobą panowałem… Po jakimś czasie Sebastian znów szybko mignął
mi przed oczami, a chwilę po nim Wójcik i Tretter. Mój niepokój znów wzrósł,
nigdy nie sądziłem że może osiągnąć taki poziom na jakim znajduje się obecnie,
dodatkowo ta niepewność jeszcze bardziej go nasilała. Z tego wszystkiego aż wygrzebałem telefon z jednej z kieszeni kurtki i aby zająć czymś
umysł po prostu zacząłem grać w jakieś durne gierki, które jak widać okazały
się skuteczne, gdyż na chwilę faktycznie przestałem o tym myśleć. Telefon
pochłonął mnie do tego stopnia że przestałem już nawet reagować na wszystkie
dobiegające do mnie bodźce po prostu na chwilę się wyłączyłem, najwyraźniej mój
organizm potrzebował takiego resetu, aby nabrać sił do dalszych zmagań... Minęły kolejne godziny, a ja straciłem rachubę czasu, już nawet nie
miałem pojęcia ile to wszystko trwa…Właśnie wtedy usłyszałem trzask zamykanych
drzwi sali operacyjnej, momentalnie zerwałem się na równe nogi, a moim oczom
ukazała się Wiki. Pełen nadziej podszedłem do niej i obdarzyłem ją pytającym
spojrzeniem. Słowa były w tej chwili zbędne… Wyraz jej twarzy mówił sam za
siebie…
Od razu zauważyłam, że forma jest zupełnie inna i narratorem jest Piotr. Jak dla mnie naprawdę super pomysł, opowiadanie jakiego jeszcze nigdy nie czytałam, gdyż większość było opartycho fabułę serialu. Czekam na kolejną część! Buziaki :*
OdpowiedzUsuńPiątek super dzień na kolejne części! Coraz bardziej interesuje mnie to opowiadanie:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWróciłam na bloga poczytać stare opowiadania, a tu proszę coś nowego <3 naprawde cieszę się, że wróciłaś :) czekam na rozwój akcji :D
OdpowiedzUsuńCoś czuje, że w następnej części Hana będzie uśmiercona, oby tak nie było :D
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że jeszcze nas pomęczy zanim ją uśmierci, ale jak coś na następny piątek zaopatrzę się w chusteczki ;) Co do samego opowiadania to czuć zmiany, podoba mi się ta perspektywa Piotra <3
UsuńZupełnie inny pomysł, inna historia, a opowiadań z perspektywy Piotra jest bardzo mało, więc naprawdę projekt całkiem inny i lepszy od miliona innych blogów :)
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie że podoba Wam się ta zmiana perspektywy :) co do projektu i jego inności to na chwilę obecną to tylko taki drobny przedsmak, jego prawdziwa i poważna inność dopiero się zacznie za kilka części ;)
Usuń