Minęły dwa
dni, po nich kolejne trzy i tak w końcu upłynął następny, pełen tęsknoty tydzień. Był piątek.
Ciepły sierpniowy dzień, taki jak każdy inny- pełen smutku i samotności. Mimo iż pogoda była przepiękna,- słońce przyjemnie grzało, a błękitne niebo pozbawione było chmur - wszystko dookoła pokryte było zieleniną, a ptaki wciąż radośnie ćwierkały, ja wcale nie czułam się szczęśliwa... Wręcz przeciwnie... Wszystkie tak naprawdę słoneczne i wspaniałe dni, takie jak ten dzisiejszy, wydawały mi się ciemne i szare, pełne cierpienia i rozpaczy...Czas powoli mijał, a ja z każdym dniem czułam się coraz to gorzej, coraz bardziej zdołowana... O ile w ogóle było to możliwe... Było mi naprawdę ciężko, bo Piotra nie było przy mnie... Przez to że od tak długiego czasu go nie widziałam, zdążyłam już nawet zapomnieć co to prawdziwy śmiech, a od kilku dni prawie w ogóle nie wychodziłam z łóżka, a gdyby nie ludzie przetaczający się przez
nasze mieszkanie i dbający o mnie, zapewne umarłabym z głodu, ponieważ nie potrafiłam
się zdobyć nawet na mechaniczne wykonywanie podstawowych czynności jak np.
przygotowanie sobie posiłku. Wszyscy bardzo się o mnie martwili, ciągle
powtarzali, że nie mogę się załamywać i na stałe zakopać się w pościeli, że powinnam gdzieś wyjść, przewietrzyć się, nieco rozerwać i zdystansować od wszystkich moich zmartwień, ale miałam w
nosie ich rady, gdyż tak było łatwiej... Poza tym nikt nie będzie mi mówił co mam robić…Chyba że będzie to on. Mój Piotr... I mimo iż wcześniej jego złote rady i durne kazania działały na mnie jak płachta na byka, teraz tęskniłam z nimi jak za niczym innym...
Tego dnia moje mieszkanie od samego rana było puste, nie pojawiło się w nim ani jedno z moich przyjaciół, a to pewnie
dlatego iż poprzedniego dnia wyrzuciłam całą czwórkę za drzwi, nie potrafiąc już dłużej znieść ich ciągłego gadania... Jak co dzień leżałam w łóżku
zwinięta w kłębek tuląc do siebie koszulę przesiąkniętą jego wspaniałym zapachem. Tak bardzo
mi go brakowało... Tęskniłam za jego dotykiem, głosem, zapachem, pocałunkiem... Żadne słowa nie były
w stanie wyrazić tego jak bardzo za nim tęskniłam... Oczywiście początkowo starałam się zaprzeczyć tej ogromnej pustce, która pozostała po nim gdzieś w głębi mojego serca, ale nie potrafiłam,
ponieważ to jak się czułam i wciąż towarzyszące mi dziwne odczucie niekompletności było zbyt ogromne i zbyt absorbujące moje myśli, przez co tęsknota stała się wręcz nieodłączną częścią mojego nudnego życia...
Dzisiaj, tak jak we wszystkie poprzednie dni nie miałam ochoty ani nawet siły na robienie czegokolwiek... Po prostu kolejną dobę spędzałam leżąc bezczynnie w łóżku i po raz kolejny gapiąc się gdzieś w dal i wypłakując sobie oczy... Z tego stanu otępienia i nostalgii wyrwał mnie dopiero telefon, który zaświergotał radośnie, oznajmiając iż ktoś do mnie dzwoni. Pociągając nosem jeszcze mocniej przycisnęłam do siebie materiał kraciastej koszuli, którym tak rozpaczliwie pragnęłam zastąpić Piotra. Z trudem sięgając na szafkę nocną, chwyciłam telefon do ręki i odebrałam, nawet nie sprawdzając kto tym razem dzwoni.
Dzisiaj, tak jak we wszystkie poprzednie dni nie miałam ochoty ani nawet siły na robienie czegokolwiek... Po prostu kolejną dobę spędzałam leżąc bezczynnie w łóżku i po raz kolejny gapiąc się gdzieś w dal i wypłakując sobie oczy... Z tego stanu otępienia i nostalgii wyrwał mnie dopiero telefon, który zaświergotał radośnie, oznajmiając iż ktoś do mnie dzwoni. Pociągając nosem jeszcze mocniej przycisnęłam do siebie materiał kraciastej koszuli, którym tak rozpaczliwie pragnęłam zastąpić Piotra. Z trudem sięgając na szafkę nocną, chwyciłam telefon do ręki i odebrałam, nawet nie sprawdzając kto tym razem dzwoni.
- Hej – do moich uszu od razu dobiegł jego ciepły i troskliwy głos. Niby było to tylko jedne
krótkie słowo, zwykłe przywitanie, takie jak zawsze, a jednak w moich uszach rozbrzmiało ono niczym cała litania, bo to był on... Mój kochany Piotr... W końcu po długim tygodniu ciszy i milczenia znów do mnie zadzwonił, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo przez ten czas brakowało mi jego głosu i naszych- nieraz krótkich, ale jednak- rozmów. - Wstałaś? Nie obudziłem cię?- zapytał po chwili wyraźnie zatroskany, gdy przez dłuższy czas nic mu nie odpowiedziałam, gdyż po prostu nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.
-Nie spałam-odpowiedziałam, jednocześnie spoglądając na zegar wiszący na jednej ze ścian sypialni. Zbliżała się dwunasta. Od dobrych 39 godzin nie zmrużyłam oka, ale tego nie musiał wiedzieć. -Nie zbyt dobrze sypiam.- dodałam zgodnie z prawdą... Nie odpowiedział, usłyszałam jak przekłada jakieś papiery a później trzaska drzwiami. Dopiero wtedy wypuścił powietrze z płuc.
-Mam nadzieję, że to nie przeze mnie... - westchnął wyraźnie zasmucony, najwyraźniej zdając sobie sprawę jaka jest prawdziwa odpowiedź na jego pytanie... To przez niego... Mimo iż nie było go już od miesiąca, to wciąż jeszcze nie przywykłam do zasypiania i budzenia się w pustym łóżku - Chciałem się dowiedzieć czy po naszej ostatniej rozmowie... Czy ogólnie wszystko... -zaczął znów po chwili wyraźnie przejęty, jednak nie było mu dane dokończyć pytania, gdyż tradycyjnie weszłam mu w słowo.
-Nic mi nie jest -odpowiedziałam machinalnie, w końcu, tak naprawdę czułam się źle, okropnie, beznadziejnie. Na określenie mojego stanu nadawał się każdy synonim słowa fatalnie, ale nie chciałam mu tego mówić i jeszcze bardziej go dobijać, gdyż dało sie wyczuć, że i bez tej świadomości jest mu ciężko. – Co u ciebie?- zapytałam, chcąc odwrócić jego uwagę od mojej osoby.
-Staram się nie zwariować, ale niezbyt dobrze mi to wychodzi…- odparł, a z dźwięku jego głosu mogłam wywnioskować, że nie kłamał. - Poza tym... musiałem usłyszeć twój głos.- dodał po chwili, i wcale mnie to nie zdziwiło, gdyż potrzebowałam tego samego. Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy odkąd wyjechał na mojej twarzy naprawdę pojawił się uśmiech. -Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał. Chciałam mu odpowiedzieć na pytanie kiedy to po całym mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi.
-Nie spałam-odpowiedziałam, jednocześnie spoglądając na zegar wiszący na jednej ze ścian sypialni. Zbliżała się dwunasta. Od dobrych 39 godzin nie zmrużyłam oka, ale tego nie musiał wiedzieć. -Nie zbyt dobrze sypiam.- dodałam zgodnie z prawdą... Nie odpowiedział, usłyszałam jak przekłada jakieś papiery a później trzaska drzwiami. Dopiero wtedy wypuścił powietrze z płuc.
-Mam nadzieję, że to nie przeze mnie... - westchnął wyraźnie zasmucony, najwyraźniej zdając sobie sprawę jaka jest prawdziwa odpowiedź na jego pytanie... To przez niego... Mimo iż nie było go już od miesiąca, to wciąż jeszcze nie przywykłam do zasypiania i budzenia się w pustym łóżku - Chciałem się dowiedzieć czy po naszej ostatniej rozmowie... Czy ogólnie wszystko... -zaczął znów po chwili wyraźnie przejęty, jednak nie było mu dane dokończyć pytania, gdyż tradycyjnie weszłam mu w słowo.
-Nic mi nie jest -odpowiedziałam machinalnie, w końcu, tak naprawdę czułam się źle, okropnie, beznadziejnie. Na określenie mojego stanu nadawał się każdy synonim słowa fatalnie, ale nie chciałam mu tego mówić i jeszcze bardziej go dobijać, gdyż dało sie wyczuć, że i bez tej świadomości jest mu ciężko. – Co u ciebie?- zapytałam, chcąc odwrócić jego uwagę od mojej osoby.
-Staram się nie zwariować, ale niezbyt dobrze mi to wychodzi…- odparł, a z dźwięku jego głosu mogłam wywnioskować, że nie kłamał. - Poza tym... musiałem usłyszeć twój głos.- dodał po chwili, i wcale mnie to nie zdziwiło, gdyż potrzebowałam tego samego. Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy odkąd wyjechał na mojej twarzy naprawdę pojawił się uśmiech. -Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał. Chciałam mu odpowiedzieć na pytanie kiedy to po całym mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi.
-Ja nie
mam, ale zapewne Lena, Przemo, Kuba lub twoja siostra coś wymyślili... właśnie dobijają się do
drzwi- westchnęłam z rezygnacją, jednocześnie powoli dźwigając się do pozycji
siedzącej, po czym potoczyłam się do przedpokoju, aby otworzyć.
- Nie sądzę,
żeby to było którekolwiek z nich...- westchnął, a ja na chwilę się zatrzymałam. Osłupiałam, gdyż nie
potrafiłam zrozumieć o co może mu chodzić, przecież codziennie przychodzili do
mnie całą delegacją… Więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Tak wiem, że
wczoraj zachowałam się niewłaściwie, ale wątpię aby to ich zniechęciło… w końcu jestem w ciąży, hormony we mnie buzują, więc czasami - zazwyczaj- mówię różne rzeczy, nie zawsze się nad tym wcześniej zastanawiając...
-Co masz na myśli?-zapytałam wyraźnie zaintrygowana, gdy żadne sensowne wytłumaczenie tej kwestii nie przyszły mi do głowy.
-Po prostu otwórz.- rzucił w odpowiedzi, a jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Bez większego namysłu ponownie ruszyłam w stronę drzwi. Przekręciłam kluczyk w zamku, otworzyłam je i gdy tylko zobaczyłam kto to, momentalnie zamarłam w bezruchu.
-Co masz na myśli?-zapytałam wyraźnie zaintrygowana, gdy żadne sensowne wytłumaczenie tej kwestii nie przyszły mi do głowy.
-Po prostu otwórz.- rzucił w odpowiedzi, a jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Bez większego namysłu ponownie ruszyłam w stronę drzwi. Przekręciłam kluczyk w zamku, otworzyłam je i gdy tylko zobaczyłam kto to, momentalnie zamarłam w bezruchu.
-Kto
przyszedł?-w słuchawce znów odezwał się jego głos, a na mojej twarzy od razu pojawił się
ogromny uśmiech. To był on... Stał przede mną w swojej ulubionej błękitnej koszuli, uśmiechając się do mnie nonszalancko, a widząc, że z wrażenia nie potrafię wydusić z siebie ani jednego słowa, czy nawet się poruszyć, postawił aktówkę na ziemi i podszedł do mnie
żwawym krokiem. Od razu zagarnął mnie w swoje silne i ciepłe ramiona, a ja poczułam
jak pod moimi powiekami wzbierają łzy szczęścia i wzruszenia, kiedy znów oddychałam
jego znajomym zapachem. To niemożliwe, to się nie dzieje...- wciąż dudniło mi w myślach.
- To ty… Jesteś tutaj - wyszeptałam czując niepohamowaną radość wypełniającą całe moje ciało począwszy od koniuszków palców a skończywszy na samym czubku głowy. - Naprawdę.- wypowiedziałam te słowa wciąż nie do końca wierząc że to on.
-Myślałem, że tam bez ciebie zwariuję-powiedział, jednocześnie przyciskając swoje aż nadto rozgrzane wargi do moich ust łącząc je w zachłannym i pełnym tęsknoty pocałunku. Mimo zaskoczenia, od razu odwzajemniłam tę pieszczotę. -Tęskniłem i martwiłem się... To wszystko mnie dobijało.-wyrzucił z wyraźnym żalem, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, jednak wciąż nie wypuszczał mnie ze swoich objęć, a jego nos delikatnie trącał mój i ciepły miętowy oddech delikatnie owiewał mi twarz.
-Bałam się-wydusiłam z siebie, a wypowiedzenie tego kosztowało mnie naprawdę sporo, a łzy znów pojawiły się w moich oczach.-Bałam się, że nie wrócisz, że każą ci zostać...-mówiłam dalej, wyrzucając z siebie wszystkie swoje wcześniejsze obawy.
-Kazali... -zaoponował, patrząc mi przy tym głęboko w oczy i przyciągając mnie jeszcze mocniej do siebie tak, że nasze ciała stykały się co do milimetra, a mnie aż ciężko było oddychać w jego ciasnym uścisku, jednak wcale mi to nie przeszkadzało...
-Więc co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona jego odpowiedzią. Skoro kazali mu zostać w Gdyni to jak udało mu się wyrwać?
-Przyjechałem po ciebie… I błagam nie każ mi teraz tłumaczyć po co i dlaczego… Bo odpowiedź jest prosta: będąc tam zupełnie sam z dala od was czułem się strasznie. Musiałem po ciebie wrócić.- mówiąc to jego głos był spokojny i wyraźnie ściszony, zupełnie jakby chciał aby te słowa pozostały tylko między nami. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc niepewnie dotknęłam jego policzka, śledząc opuszkami palców rysy jego twarzy i przeczesując lekki zarost, który nieznacznie oprószył jego twarz. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, gdy tylko poczułam że mimo upływy miesiąca, nic się nie zmienił. Był taki, jakiego go pamiętałam. Był mój, a ja jego. Wzrokiem nie odbiegało ode mnie ani na sekundę. Moje wargi momentalnie odnalazły jego, a jego palce zacisnęły się lekko na ramionach. Poczułam jak jego ciepłe dłonie przesunęły się po moim ciele, by móc zatrzymać się na talii. Palcami wczepiłam się mocniej w jego łopatki, ustami wciąż muskając jego.- I chciałem powiedzieć tobie i małej dzień dobry.- wyszeptał mi prosto do ucha w przerwie między pocałunkami, ręce przesuwając na mój brzuch. Te słowa sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Już nie pamiętałam kiedy ostatnio tak często się uśmiechałam...
- Dzień dobry- wydusiłam z siebie w odpowiedzi, a nasza córka jak na jakąś komendę, momentalnie zaczęła mnie dość mocno kopać, zupełnie jakby również chciała przywitać się ze swoim tatą. Na mojej twarzy, od razu pojawił się drobny grymas bólu, a Piotr widząc to, jeszcze mocniej zagarnął mnie w swoje ramiona- co wcześniej wydawało mi się niemożliwe- a dłonią delikatnie zaczął gładzić mój spory brzuch, jednocześnie spoglądając na niego z takim samym uczuciem jakim zwykł patrzeć mi w oczy.
-Kiedy musisz wrócić?-zapytałam, zakrywając jego sporą dłoń, moją i przyglądając mu się uważnie, by móc badać jego reakcje.
-W poniedziałek rano muszę być już w pracy-odparował tak cicho, że gdyby nie cisza wokół nas pewnie bym tego nie usłyszała.
-Zgodzili się żebyś opuścił ich na całe trzy dni?-zdziwiłam się, gdyż nie wierzyłam w „dobre intencje” ludzi z którymi musiał pracować Piotr, było to zupełnie do nich niepodobne biorąc pod uwagę fakt iż to przez nich musieliśmy rozstać się na miesiąc.
-Nie, ale gdy pogadałem z mamą i ona wkroczyła do akcji robiąc tam niezłą rewolucję, a ja zagroziłem, że w takim razie puszczę klinikę z torbami, od razu zmienili zdanie...- wyjaśnił uśmiechając się przy tym przebiegle, a ja odnotowałam sobie w pamięci, aby Podziękować Krystynie za interwencję, gdyż po części dzięki niej mogłam być teraz w objęciach jej syna. - Dobrze jest wrócić - westchnął, składając pocałunek na moim czole – Chociaż na te trzy dni, inaczej bym nie wytrzymał.- dodał znów spoglądając mi prosto w oczy. Na jego słowa mocniej oplotłam ramiona wokół jego ciała i ponownie zaczęłam wdychać jego wspaniały zapach. Boże, jak dobrze, że już wrócił… Chociaż na chwilę, gdyż lepsze to niż nic...
- To ty… Jesteś tutaj - wyszeptałam czując niepohamowaną radość wypełniającą całe moje ciało począwszy od koniuszków palców a skończywszy na samym czubku głowy. - Naprawdę.- wypowiedziałam te słowa wciąż nie do końca wierząc że to on.
-Myślałem, że tam bez ciebie zwariuję-powiedział, jednocześnie przyciskając swoje aż nadto rozgrzane wargi do moich ust łącząc je w zachłannym i pełnym tęsknoty pocałunku. Mimo zaskoczenia, od razu odwzajemniłam tę pieszczotę. -Tęskniłem i martwiłem się... To wszystko mnie dobijało.-wyrzucił z wyraźnym żalem, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, jednak wciąż nie wypuszczał mnie ze swoich objęć, a jego nos delikatnie trącał mój i ciepły miętowy oddech delikatnie owiewał mi twarz.
-Bałam się-wydusiłam z siebie, a wypowiedzenie tego kosztowało mnie naprawdę sporo, a łzy znów pojawiły się w moich oczach.-Bałam się, że nie wrócisz, że każą ci zostać...-mówiłam dalej, wyrzucając z siebie wszystkie swoje wcześniejsze obawy.
-Kazali... -zaoponował, patrząc mi przy tym głęboko w oczy i przyciągając mnie jeszcze mocniej do siebie tak, że nasze ciała stykały się co do milimetra, a mnie aż ciężko było oddychać w jego ciasnym uścisku, jednak wcale mi to nie przeszkadzało...
-Więc co ty tutaj robisz?- zapytałam zdziwiona jego odpowiedzią. Skoro kazali mu zostać w Gdyni to jak udało mu się wyrwać?
-Przyjechałem po ciebie… I błagam nie każ mi teraz tłumaczyć po co i dlaczego… Bo odpowiedź jest prosta: będąc tam zupełnie sam z dala od was czułem się strasznie. Musiałem po ciebie wrócić.- mówiąc to jego głos był spokojny i wyraźnie ściszony, zupełnie jakby chciał aby te słowa pozostały tylko między nami. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc niepewnie dotknęłam jego policzka, śledząc opuszkami palców rysy jego twarzy i przeczesując lekki zarost, który nieznacznie oprószył jego twarz. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, gdy tylko poczułam że mimo upływy miesiąca, nic się nie zmienił. Był taki, jakiego go pamiętałam. Był mój, a ja jego. Wzrokiem nie odbiegało ode mnie ani na sekundę. Moje wargi momentalnie odnalazły jego, a jego palce zacisnęły się lekko na ramionach. Poczułam jak jego ciepłe dłonie przesunęły się po moim ciele, by móc zatrzymać się na talii. Palcami wczepiłam się mocniej w jego łopatki, ustami wciąż muskając jego.- I chciałem powiedzieć tobie i małej dzień dobry.- wyszeptał mi prosto do ucha w przerwie między pocałunkami, ręce przesuwając na mój brzuch. Te słowa sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Już nie pamiętałam kiedy ostatnio tak często się uśmiechałam...
- Dzień dobry- wydusiłam z siebie w odpowiedzi, a nasza córka jak na jakąś komendę, momentalnie zaczęła mnie dość mocno kopać, zupełnie jakby również chciała przywitać się ze swoim tatą. Na mojej twarzy, od razu pojawił się drobny grymas bólu, a Piotr widząc to, jeszcze mocniej zagarnął mnie w swoje ramiona- co wcześniej wydawało mi się niemożliwe- a dłonią delikatnie zaczął gładzić mój spory brzuch, jednocześnie spoglądając na niego z takim samym uczuciem jakim zwykł patrzeć mi w oczy.
-Kiedy musisz wrócić?-zapytałam, zakrywając jego sporą dłoń, moją i przyglądając mu się uważnie, by móc badać jego reakcje.
-W poniedziałek rano muszę być już w pracy-odparował tak cicho, że gdyby nie cisza wokół nas pewnie bym tego nie usłyszała.
-Zgodzili się żebyś opuścił ich na całe trzy dni?-zdziwiłam się, gdyż nie wierzyłam w „dobre intencje” ludzi z którymi musiał pracować Piotr, było to zupełnie do nich niepodobne biorąc pod uwagę fakt iż to przez nich musieliśmy rozstać się na miesiąc.
-Nie, ale gdy pogadałem z mamą i ona wkroczyła do akcji robiąc tam niezłą rewolucję, a ja zagroziłem, że w takim razie puszczę klinikę z torbami, od razu zmienili zdanie...- wyjaśnił uśmiechając się przy tym przebiegle, a ja odnotowałam sobie w pamięci, aby Podziękować Krystynie za interwencję, gdyż po części dzięki niej mogłam być teraz w objęciach jej syna. - Dobrze jest wrócić - westchnął, składając pocałunek na moim czole – Chociaż na te trzy dni, inaczej bym nie wytrzymał.- dodał znów spoglądając mi prosto w oczy. Na jego słowa mocniej oplotłam ramiona wokół jego ciała i ponownie zaczęłam wdychać jego wspaniały zapach. Boże, jak dobrze, że już wrócił… Chociaż na chwilę, gdyż lepsze to niż nic...
Z drobnym poślizgiem, ale jest ;)
Mam nadzieję że wam się podoba.
15 kom= kolejna część w ten weekend (komentarze typu "next" się nie liczą)
P.S. Przepraszam za wszelkie możliwe błędy ale nie maiłam już siły sprawdzać.
P.S. Przepraszam za wszelkie możliwe błędy ale nie maiłam już siły sprawdzać.
Super część
OdpowiedzUsuńCudoo! *-*
OdpowiedzUsuńNareszcie ich miłe momenty! <3
Uwielbiam !
OdpowiedzUsuńJuz od dawna czekalam na takie slodkie sceny! ♡♡♡
OdpowiedzUsuńCudooo!!������
OdpowiedzUsuńJak słodko! :*
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takiego Piotra! :D
Piotr jaki kochany <3
OdpowiedzUsuńNajlepsze opowiadanie ever
OdpowiedzUsuńBoże jak ja kocham to czytać <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńSweet! *-*
OdpowiedzUsuńCudowne pomysly!
Pozdrawiam :**
Czekam na nexta i ty dobrze wiesz jak umilić beznadziejny dzień :-*
OdpowiedzUsuńCzekam na jeszcze slodsze momenty! :*
OdpowiedzUsuńI nie moge doczekac sie następnej czesci! <3
Cudeńko mam nadzieję, że zostaną już razem
OdpowiedzUsuńSuper! :* ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze dobrze wykorzystają ten czas *-*
OdpowiedzUsuńNareszcie razem! :** ☆
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie jest w nim pełno słodyczy i w ogóle takie super :D
OdpowiedzUsuń