niedziela, 13 marca 2016

Na zawsze razem cz. 74

Minęło nieco ponad 48 godzin od operacji Piotra. Gawryło wciąż jeszcze się nie obudził, może dlatego, że dopiero kilka godzin temu odłączono pompę infuzyjną i przestano podawać mu leki mające na celu utrzymać go w śpiączce farmakologicznej... Siedziałam przy jego łóżku bez przerwy i nie odstępowałam go na krok od momentu gdy zaraz po badaniach u Kuby udałam się na OIOM. Chciałam być przy nim kiedy się obudzi, chciałam być pierwszą osobą którą zobaczy kiedy tylko otworzy oczy, chciałam zrobić to co on zrobił dla mnie, gdy również byłam nieprzytomna po operacji ...W międzyczasie przez salę przewinęło się kilka osób takich jak przyjaciele, czy członkowie rodziny Piotra- jego rodzice dotarli do Warszawy kilka godzin po zakończeniu operacji- przyszła odwiedzić go nawet Olivia, która gdy tylko napotkała na moje spojrzenie zaraz po tym jak podeszła do łóżka na którym leżał Piotr od razu postanowiła się ewakuować. Ola, Kuba, Lena, Wiki, czy rodzice Gawryły niejednokrotnie powtarzali mi abym, poszła do domu, odpoczęła, przespała się i doprowadziła do porządku, jednak ja za każdym razem zbywałam ich krótkim "nic mi nie będzie" po czym nadal siedziałam przy jego łóżku. W ciągu ostatnich trzech dni spałam jedynie kilka godzin, oczywiście jeśli tylko te krótkie drzemki w pozycji siedzącej z głową opartą o materac łóżka mężczyzny w ogóle się liczą... Od kilku dni moje jedyne źródło energii stanowiła kofeina zawarta w kawie którą przynosiła mi  Aleksandra, a robiła to tylko dlatego, że tak jak reszta jej rodziny - z wyjątkiem Maksa- nie miała pojęcia o moim stanie, idę o zakład, że gdyby się dowiedziała w pierwszej kolejności zaprzestałaby tego, a później doniosłaby na mnie Piotrowi, który od razu wygłosiłby mi kazanie na temat mojego lekkomyślnego postępowania... Moje posiłki w głównej mierze stanowiły kanapki lub inne bufetowe dania, które ktoś co chwilę mi przynosił, oczywiście większości z nich nie zjadałam z powodu ogromnej guli, która od kilku dni stała mi w gardle... może moje zachowanie i ostatnie zaniedbywanie siebie oraz dziecka nie było zbyt odpowiedzialne, ale nie myślałam o tym, Piotr w tamtej chwili był dla mnie najważniejszy. Nie liczył się nikt inny, tylko on. Chciałam, żeby w końcu się obudził, ponieważ to oznaczałoby, że wszystko z nim w porządku, że powoli wraca do zdrowia i że od teraz będzie tylko lepiej. Chciałam przestać martwić się o jego życie i o to, że już nigdy więcej nie poczuję jego dotyku na moim ciele, smaku jego ust złączonych z moimi, jego oddechu owiewającego moją twarz gdy jesteśmy blisko oraz jego cudownego zapachu otaczającego mnie w każdej chwili, gdy znajduje się tuż obok mnie. Bałam się, że już nigdy nie będzie mi dane zasnąć, ani obudzić się w jego ciepłych, ramionach, słysząc ciche wyznania szeptane mi do ucha, a tego bym nie zniosła... Jaka ja byłam głupia... wciąż nie potrafiłam sobie wybaczyć, że go zostawiłam i że tak późno zrozumiałam, jaki jest dla mnie ważny i jak bardzo go kocham.
Siedziałam przy jego łóżku gapiąc się na kardiomonitor na którym zapisywał się miarowy rytm bicia jego serca, wciąż ściskałam jego chłodną rękę, gładząc ją delikatnie kciukiem. Oparłam głowę o materac łóżka, zamykając przy tym oczy. Byłam już naprawdę zmęczona, dlatego postanowiłam się nieco zdrzemnąć, już prawie zasypiałam, kiedy poczułam jak jego palce powoli zaciskają się na mojej dłoni. Od razu poderwałam się ponownie do pozycji siedzącej, wlepiając wzrok w Piotra. Nie minęła nawet minuta nim do moich uszu dobiegł jego cichy kaszel i coś na kształt krztuszenia się. Jego serce przyspieszyło. Próbował sam oddychać, a rurka umieszczona w jego tchawicy tylko mu w tym przeszkadzała, utrudniając samodzielną wentylację.
-Ruud- odwróciłam się za siebie, zwracając się do mężczyzny, który do tej pory siedział w rogu pomieszczenia uzupełniając jakieś dokumenty. Mój głos delikatnie drżał z powodu towarzyszących mi emocji. Na moje słowa mężczyzna dźwignął głowę znad papierów, a zauważywszy co się dzieje pospiesznie wstał z krzesła i podszedł w naszym kierunku. Nachylił się nad Piotrem, po czym spojrzał na kardiomonitor, sprawdzając parametry. Pokręcił dziwnie głową i  odwrócił się przodem do mnie.
-Kłóci się z respiratorem, muszę go natychmiast rozintubować, poczekaj na zewnątrz- zwrócił się do mnie spokojnym głosem. Nie miałam zamiaru z nim dyskutować, dlatego skinęłam głową na znak zgody, po czym bez słowa opuściłam pomieszczenie.
-Co się dzieje?- na mój widok rodzice Piotra od razu poderwali się z krzeseł, doskakując do mnie w jednej sekundzie. Byli bardzo zdenerwowani i zaniepokojeni, było widać że się martwią o życie swojego syna. Ich reakcja ani trochę mnie nie zdziwiła, gdyż ja także się o niego bałam, poza tym sam fakt, że wyszłam z sali, mogli odebrać jako zły znak, powód do zmartwień.
-Wszystko w porządku- od razu zaczęłam ich uspokajać - Zaczął samodzielnie oddychać, muszą go rozintubować- wyjaśniłam, uśmiechając się do nich blado, jednocześnie kładąc dłoń na ramieniu zdenerwowanej Krystyny, która stała naprzeciw mnie.
-Dzięki Bogu!- odetchnęła kobieta z niemałym przejęciem, a na jej twarzy  było widać malującą się ulgę, jaką przyniosła jej świadomość, że z jej synem jest już lepiej, że jego organizm w końcu podjął walkę, że powoli wraca do zdrowia, sam oddycha.
-Mój dzielny syn...- powiedział Tadeusz, jednocześnie wypuszczając powietrze z płuc. W jednej chwili napięcie, które zgromadziło się w nim w ciągu kilku ostatnich dni nagle odeszło w niepamięć. Maks się odnalazł, a życiu jego najstarszego potomka nic już nie zagrażało.- Wiedziałem że z tego wyjdzie, moja krew...- dodał po chwili wypinając dumnie pierś do przodu, co było nieco zabawne, przez co kąciki moich ust drgnęły nieco ku górze. Do moich uszu dobiegło ciche stukanie. Odwróciłam się za siebie. To Ruud zapukał w szybę przeszklonych drzwi OIOM-u, dając mi tym znać, że jeśli chcę mogę wejść do środka...
-To dobry znak, powinien się wkrótce obudzić.- zwrócił się do mnie anestezjolog, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia
-Dziękuję-  zwróciłam się z wdzięcznością do mężczyzny, który ponownie udał się na drugi koniec pomieszczania, zasiadając przy niewielkim biurku stojącym w kącie. Byłam mu to winna, gdyż gdyby nie on i inni lekarze Piotra mogłoby już tutaj nie być.
-Nie masz za co.- odparł bez jakichkolwiek emocji znów zajmując się papierami. Podeszłam bliżej Piotra. Rurkę intubacyjną wcześniej wystającą z jego gardła, teraz zastępowała maska nałożona na jego twarz dostarczająca tlen do jego organizmu, mający na celu utrzymanie poprawnego poziomu natlenienia, gdyż mimo iż oddychał samodzielnie wciąż przychodziło mu to z trudem... Usiadłam na krześle stojącym obok jego łóżka. Chwyciłam jego dłoń...Nie mam pojęcia ile czasu tak spędziłam, ale zapewne sporo, a sądząc po tym jaki spokój zapanował na sali oraz poza nią, a także jak zmieniło się oświetlenie był już wieczór. Dźwignęłam głowę spoglądając na mężczyznę, ku mojemu zdziwieniu miał otwarte oczy, od razu wstałam z krzesła, nachylając się nad nim i szepcząc jego imię. Nie zareagował, nawet nie mrugnął dając mi znać, że mnie słyszy, po prostu wciąż gapił się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą . Cofnęłam się o krok w tył, ponownie wołając anestezjologa. Podszedł do łózka Piotra, dokładnie badając jego reakcje na bodźce, jednak w tym przypadku także zakończyło się to brakiem jakiekolwiek reakcji.
-Jest jeszcze otumaniony lekami, minie jeszcze kilka godzin nim przestaną działać.- oznajmił lekarz, kładąc mi dłoń na ramieniu chcąc dodać mi otuchy, uśmiechnęłam się nieznacznie w odpowiedzi, a on bez słowa odszedł. Zajęłam swoje miejsce.Piotr znów zamknął oczy, był bardzo słaby. Oparłam głowę o materac. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, byłam bardzo zmęczona.
-Hana- obudził mnie cichy, charczący, zachrypnięty szept dobiegające gdzieś znad mojej głowy. Rozchyliłam zaspane powieki, a gdy znów to usłyszałam momentalnie poderwałam się do pozycji siedzącej. Usta Piotra delikatnie się poruszały, nieznacznie kręcił głową, wciąż jednak nie otwierał oczu. Był bardzo niespokojny, nerwowo sięgnął dłonią do twarzy, żeby ściągnąć maskę.
-Jestem obok ciebie, spokojnie- powiedziałam cicho, chcąc go uspokoić. Chwyciłam jego dłoń, którą sięgnął do twarzy, a drugą wolną poprawiając maskę, którą nieznacznie przekrzywił, po czym delikatnie i z ogromną troska pogładziłam jego policzek.
-Maks... - wydukał ponownie, a jego zaniepokojenie wzrosło, ponownie sięgnął do maski, jednak był zbyt słaby by ją ściągnąć.
-Żyje, nic mu nie jest, ma kilka stłuczeń i zadrapań, ale to nic poważnego... musiał zostać na obserwacji, dla pewności...- starałam się go uspokoić, co prawda obrażenia jego brata były nieco poważniejsze niż mu to powiedziałam, ale nie chciałam go denerwować, nie powinien się teraz stresować, to mogłoby mu zaszkodzić- Jutro go wypiszą- dodałam zgodnie z prawdą
-Hana...- powtórzył cicho moje imię, otwierając przy tym oczy i spoglądając na mnie zamglonym wzrokiem.Wstałam z krzesła, po czym powoli usiadłam na skraju jego łóżka, aby być jeszcze bliżej niego, tak żeby mógł czuć moją obecność tuż obok siebie.
-Cii- uciszyłam go od razu- Nic nie mów, jesteś jeszcze bardzo słaby, postrzelono cię... - powiedziałam i w tym samym momencie poczułam jak moje oczy wypełniają się łzami, by te po chwili mogły spłynąć po moich policzkach. W jednej chwili wszystkie emocje i obawy ostatnich dni wezbrały w moim umyśle, a ja nie potrafiłam się powstrzymać przed wypowiedzeniem ich na głos. Wtuliłam się w jego tors. -Prawie umarłeś, miałeś operację...- mówiłam z twarzą wtuloną w jego ciało, a co słowo mój głos się łamał- Kiedy twoje serce się zatrzymało w tamtym magazynie myślałam że to koniec, że cię stracę... - wychlipałam.
-Ale teraz już bije, dla ciebie, dla was- powiedział wciąż jeszcze słabym głosem, przyciągając mnie bliżej siebie... przez to wszystko prawie zapomniałam o badaniach i wieściach jakie miałam mu do przekazania. Podniosłam głowę spoglądając mu prosto w oczy i uśmiechając się do niego nieznacznie, cicho ale z ogromną radością oznajmiłam mu czego ostatnio się dowiedziałam od Kuby...


Przepraszam za przestoje na blogu, długość opowiadań i ich jakość
(jestem kompletnie niezadowolona z wyglądu tej części),

 ale niestety nie mam czasu na pisanie.
Drugi semestr rozpoczął się prawie 3 tygodnie temu i okazał się wiele trudniejszy niż poprzedni. 
Praktycznie całymi dniami się uczę. 
Nie obiecuję że w następny weekend coś dodam, 
ale zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby coś napisać i opublikować.

7 komentarzy:

  1. Świetna cześć !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne i w końcu idzie do przodu :) mam nadzieję że uda się next wstawić w weekend byłoby super i bardzo dziękuję za ta część

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo *-* powodzenia w nauce i swietnie byloby gdyby next byl w weekend :* ♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne po porostu geniusz jak zawsze cieszę się że akcja się posunęła nie mogę doczekać się Piotra w pełni sił takiego stanowczego opiekuńczego i konkretnego który w kwestii zdrowia Hany po prostu nie odpuści no i przydałby si ę w końcu Hot !!!! Powodzenia w nauce i liczę na to że jednak uda się next na najbliższy weekend

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! :*

    OdpowiedzUsuń