Siedziałam pod drzwiami bloku operacyjnego od ponad godziny, gdy dotarliśmy do szpitala Piotr był już operowany. Zabrano go na salę operacyjną od razu po przyjeździe karetki do Leśnej Góry, ponieważ tracił zbyt wiele krwi, a kolejne minuty zwłoki mogły być dla niego tragiczne w skutkach.... Jego stan był określany jako krytyczny. Okropnie się o niego bałam, a troskę o jego życie dodatkowo potęgował fakt, iż nikt nic nam nie mówił, poza tym że z Piotrem jest bardzo źle nie wiedzieliśmy nic więcej... Tak więc sterczeliśmy pod blokiem operacyjnym jak stado baranów czekając aż ktoś łaskawie postanowi wyjść i o czymkolwiek nas powiadomić... Rozejrzałam się dookoła siebie. Ola, poinformowana przeze mnie tuż po tym jak jej brat został postrzelony, wraz z Kubą przyjechała do szpitala dobre pół godziny temu, zaledwie kilka minut po mnie i Maksie, siedziała teraz na jednym z krzeseł wtulona w objęcia Olszewskiego, który starał się ją pocieszać. Jej oczy były całkowicie zaczerwienione od płaczu, a po policzkach wciąż spływały słone łzy. Dla Jakuba, Piotr nie był kimś bliskim, szczerze powiedziawszy nawet za nim nie przepadał, jednak mimo to wyglądał na przejętego całą tą sytuacją. Przeniosłam swoje spojrzenie nieco w bok, a moim oczom ukazał się Maks. Stał wsparty o ścianę, tępo gapiąc się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Był bardzo blady, poobijany, słaby. Na pierwszy rzut oka było widać, iż ledwo trzyma się na nogach, a każdy ruch sprawia mu wielki ból. Bez namysłu podniosłam się z krzesła, żeby do niego podejść, jednak gdy tylko poderwałam się z miejsca zakręciło mi się w głowie, przez co niemalże upadłam.Od razu chwyciłam się ściany, starając się chwycić równowagę i poczekać aż zawroty nieco miną, jak widać stres ostatnich dni nie działał na mnie najlepiej. Poczułam na sobie palące spojrzenie Olszewskiego. Podniosłam wzrok. Wyglądał na zaniepokojonego, a jego oczy wręcz pytały "Co się dzieje ?", drgnął nieznacznie, przez co wiedziałam, że chce wstać i sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku , dlatego od razu dźwignęłam rękę zatrzymując go tym, po czym pokręciłam głową dając mu znać, że ma się mną nie przejmować, bo nie ma po co. Zrobiłam kilka głębokich wdechów, po których nieco mi się polepszyło, następnie niepewnym krokiem ruszyłam w stronę młodego Gawryły. Położyłam mu dłoń na ramieniu, co musiało go nieco przestraszyć, gdyż momentalnie nieznacznie podskoczył, po czym spojrzał na mnie ukradkiem, z kamiennym wyrazem twarzy, z której nie można było wyczytać żadnej z towarzyszących mu w tamtej chwili emocji.
-Powinien cię obejrzeć jakiś lekarz- powiedziałam spokojnym tonem głosu, spoglądając przy tym na niego z ogromną troską. Wyglądał okropnie, jego twarz przybrała blady, niemalże biały jak ściana kolor, całe jego ciało pokrywały siniaki, dodatkowo miał rozciętą wargę oraz łuk brwiowy, a pod nosem dało się dostrzec plamy skrzepłej krwi, która znajdowała się także na jego ubraniach. Stał nieco zgarbiony i pochylony do przodu, było widać, iż oddychał z trudnością, a każdy głębszy wdech sprawiał mu ogromny ból, przez co bez jakiegokolwiek badania mogłam stwierdzić, że ma złamane żebro, może nawet więcej niż jedno.
-Nic mi nie jest.- odparł zachrypniętym, cichym głosem, kręcąc przy tym specyficznie głową, spoglądając na mnie ukradkiem, a gdy tylko skończył mówić, z jego ust wydobył się gwałtowny, trudny do opanowania kaszel, który po chwili ustąpił miejsca płytkiemu, przyspieszonemu świszczącemu oddechowi. Jego stan był poważniejszy niż mi się wcześniej wydawało.
-Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz- westchnęłam spoglądając na niego surowo- Powinieneś dać się zbadać jakiemuś lekarzowi... dla własnego dobra -dodałam po chwili, stanowczym, jednak wciąż spokojnym tonem, wiedziałam że podnoszenie głosu i krzyki nic tu nie dadzą, a mogą jeszcze bardziej zaszkodzić, poza tym nie chciałam zwracać na siebie uwagi innych.
-Dopóki nie skończą go operować nigdzie nie pójdę.- odpowiedział cicho, jednak równie pewnie co ja, starając się przy tym zapanować nad kolejnym atakiem kaszlu, który z każdą chwila stawał się coraz bardziej duszący i trudniejszy do opanowania.
-I tak na nic się tutaj nie przydasz- stwierdziłam i miałam w tym sporo racji, ponieważ w danej chwili każde z nas było bezużyteczne, gdyż nie mogliśmy nikomu w jakikolwiek sposób pomóc, mogliśmy tylko czekać- Poza tym jest tu już nasza trójka, jeśli będzie już wiadomo wiadomo, któreś z nas na pewno cię poinformuje- zapewniłam, starając się go tym przekonać.
-Nie- rzucił stanowczo, gwałtownie odwracając się w moją stronę, co wywołało na jego twarzy grymas bólu- Zostanę, jestem mu to winien, to wszystko przeze mnie- powiedział łamiącym się głosem, a w jego oczach momentalnie pojawiły się łzy.
-To nie jest twoja wina, że go postrzelono, to nie ty mierzyłeś z pistoletu.- powiedziałam, przytulając go przy tym najdelikatniej jak tylko potrafiłam, tak aby nie zrobić mu krzywdy i wywoływać jeszcze większego bólu, starając się go tym jakoś pocieszyć.
-Ale gdybym wcześniej nie zadał się z tymi ludźmi, w ogóle nie doszło by do takiej sytuacji.- łkał wtulając się w moje ramiona.
-Czasu nie cofniesz, więc nie ma sensu bezsensownie się zadręczać- powiedział Kuba podchodząc do nas i kładąc dłoń na ramieniu Maksa- Piotr jest silnym facetem, wyjdzie z tego- dodał po chwili, starając się brzmieć przy tym pewnie, jednak dobrze wiedziałam że sam nie do końca wierzył w swoje słowa, mi też było ciężko w to wszystko wierzyć. Stan Piotra był krytyczny, stracił sporo krwi, jego serce już raz się zatrzymało i z trudem przywrócono rytm zatokowy. Na samą myśl, że mogę go stracić w moich oczach również stanęły słone łzy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo jest to możliwe. Jeśli on odejdzie, nie dam sobie rady, nie bez niego... to właśnie wtedy zrozumiałam jak bardzo go kocham... -to prawda że takie rzeczy docierają do nas w chwili, gdy kogoś tracimy- jaka ja byłam głupia, nie powinnam była od niego odchodzić, z tak błahego powodu. Ten fakt rozdzierał moje serce, zwłaszcza, że mogłam tym sposobem zmarnować ostatnie chwile, który mogliśmy spędzić razem.
-Maks, oni mają rację, nie myśl już o tym i idź na SOR - powiedziała Ola wstając z krzesła, wycierając przy tym mokre od płaczu oczy. Olszewski od razu wyciągnął w jej stronę swe szeroko rozpostarte ramiona, a ona bez namysłu się w nie wtuliła. W tamtej chwili zazdrościłam jej tego, że ma kogoś, kto ją przytuli i pocieszy ciepłymi słowami i właśnie wtedy dotarło do mnie, że w relacji na linii Ola-Kuba jest coś na rzeczy... Od tygodnia byli praktycznie nierozłączni i nie chodziło tutaj tylko o przyjaźń.
-Ja z nim pójdę- zaproponował Jakub, zerkając przy tym na mnie ukradkiem, jakby chciał zapytać o przyzwolenie. - Gdyby było już coś wiadomo, dajcie znać. Jestem pod telefonem - dodał po chwili, a ja skinęłam tylko głową na znak zgody. Na mój gest Kuba wypuścił kobietę ze swoich objęć, po czym chwytając Maksa w zgięciu łokcia ruszył z nim w kierunku ambulatorium, a po chwili zniknęli za zakrętem korytarza. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce, a chwile później Ola zajęła krzesło obok mnie.
-Dzwoniłam do mamy, są już w drodze do Warszawy...- zagaiła, a ja na jej słowa skinęłam tylko głową, dając jej tym do zrozumienia że dotarła do mnie jej wiadomość. Między nami znów nastała cisza. Słyszałam tylko nasze szybkie oddechy i tykanie wskazówek zegara. Pozostało nam tylko czekać, a jak na złość czas dłużył nam się nieubłaganie, każda sekunda była wiecznością. To czekanie było frustrujące. Gapiłam się bezcelowo na wskazówki zegara czekając aż w końcu drgną, jednak one wydawały się niewzruszone i uparcie pozostawały w jednym miejscu. To czekanie mnie wykańczało. Minęła raptem dwie godziny a ja miałam wrażenie że co najmniej 5... Czas powoli płynął, a moją głowa z każdą kolejną chwilą wypełniała się setkami tysięcy różnych myśli. W pewnej momencie miałam nawet ochotę wstać i wejść na galerię, zobaczyć jak idzie chirurgom, ale po chwili zdałam sobie sprawę jak głupi był ten pomysł, gdyż od momentu gdy postrzelono Piotra czułam się jakoś dziwnie, było mi słabo, co chwilę kręciło mi się w głowie i byłam więcej niż pewna, że chociaż nigdy więcej widok krwi nie robił na mnie żadnego wrażenia, to teraz po prostu mogłabym zemdleć, cóż hormony i emocje robią swoje. Czas wlekł się jak ślimak, a mi powoli zaczynało brakować cierpliwości. Zerknęłam na Olę, każda z nas radziła sobie z tą cała sytuacją na swój własny sposób. Ja wciąż siedziała w jednym miejscu nieruchomo, tępo wpatrując się przy tym w jedną ze ścian, analizują przy tym wszystkie możliwe scenariusze, natomiast Aleksandra nie potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu i wciąż bawiła się palcami, aby zając nieco myśli, co jakiś czas odrywając wzrok od dłoni i spoglądając w stronę drzwi aby sprawdzić czy aby ktoś nie wychodzi z bloku, jednak po spokoju jaki panował przed wejściem na salę mogłyśmy bez problemu stwierdzić, że operacja nie szybko dobiegnie końca... swoją drogą nie miałam już nawet pojęcia która była godzina, jednak nie chciałam nawet spoglądać na zegar, gdyż wiedziałam że im częściej będę na niego zerkać tym czas będzie wolniej płynął... Zdecydowanie bardziej wolałam się znajdować po tej drugiej stronie bloku operacyjnego, w roli lekarza, mimo ciążącej na mnie odpowiedzialności, gdyż tam czas płynął wiele szybciej, a nawet najdłuższe operacje mijały jak w oka mgnieniu... Przyłożyłam rękę do lekko wystającego brzucha, gdyż poczułam gwałtowne i mocne kopnięcie w żebra, przez co aż zasyczałam z bólu, nasze dziecko tego dnia było wyjątkowo nad aktywne, jeszcze nigdy wcześniej tak często się nie ruszało, pewnie ono także martwiło się o tatusia, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Wstałam z miejsca ruszając na spacer wzdłuż ściany, po drodze licząc szczeliny między kolejnymi łączeniami pasów linoleum na podłodze, starając się zająć umysł czyś innym niż myślenie o operacji. Zatrzymałam się pod drzwiami bloku, po czym powoli ruszyłam z powrotem w kierunku krzeseł, zrobiłam jeszcze kilka takich kursów nim do moich uszu dobiegł dźwięk przychodzącego połączenia. Pospiesznie wygrzebałam telefon z torebki, po czym nawet nie sprawdzając kto dzwoni odebrałam połączenie przykładając telefon do ucha.
-Jak tam? Wiadomo już coś?- po drugiej stronie bez wcześniejszych powitań odezwał się wyraźnie zaniepokojony głos Kuby.
-Nie, nadal nic... - westchnęłam zrezygnowana. -A co u was? Co z Maksem?- zapytałam po chwili, zmieniając temat, poza tym na prawdę chciałam wiedzieć co z młodszym bratem Piotra, gdyż tak jak on i Ola naprawdę się o niego martwiłam.
-Kilka szwów na łuku brwiowym, sporo stłuczeń i zadrapań, dwa złamane żebra i odma opłucna, już ją odbarczyli i na szczęście jest to najgorszym z urazów, wyliże się z tego, przez najbliższe dni, może tygodnie będzie nieco obolały, ale wyjdzie z tego. Zostaje na obserwacji, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale wolą dmuchać na zimne... Z resztą znasz procedury- powiedział na jednym wdechu, po czym zamilkł, zupełnie jakby czekając na moją reakcję. Westchnęłam cicho, nie do końca wiedząc jak zareagować na te informacje, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że to za mało więc dodałam po chwili.
-Dobrze że to nic poważnego- powiedziałam z ulgą.- Muszę kończyć, odezwę się później- zbyłam go mając dość rozmowy, po czym nie czekając na jego odpowiedź zakończyłam połączenie. W tym samym momencie w którym wrzuciłam telefon do torebki, usłyszałam głośny trzask otwieranych drzwi, a moim oczom ukazała się Wiki oraz Adam którzy wyłonili się zza drzwi bloku operacyjnego. Od razu szybkim krokiem ruszyłam w ich kierunku, a Ola momentalnie zjawiła się tuż obok mnie.
-Powinien cię obejrzeć jakiś lekarz- powiedziałam spokojnym tonem głosu, spoglądając przy tym na niego z ogromną troską. Wyglądał okropnie, jego twarz przybrała blady, niemalże biały jak ściana kolor, całe jego ciało pokrywały siniaki, dodatkowo miał rozciętą wargę oraz łuk brwiowy, a pod nosem dało się dostrzec plamy skrzepłej krwi, która znajdowała się także na jego ubraniach. Stał nieco zgarbiony i pochylony do przodu, było widać, iż oddychał z trudnością, a każdy głębszy wdech sprawiał mu ogromny ból, przez co bez jakiegokolwiek badania mogłam stwierdzić, że ma złamane żebro, może nawet więcej niż jedno.
-Nic mi nie jest.- odparł zachrypniętym, cichym głosem, kręcąc przy tym specyficznie głową, spoglądając na mnie ukradkiem, a gdy tylko skończył mówić, z jego ust wydobył się gwałtowny, trudny do opanowania kaszel, który po chwili ustąpił miejsca płytkiemu, przyspieszonemu świszczącemu oddechowi. Jego stan był poważniejszy niż mi się wcześniej wydawało.
-Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz- westchnęłam spoglądając na niego surowo- Powinieneś dać się zbadać jakiemuś lekarzowi... dla własnego dobra -dodałam po chwili, stanowczym, jednak wciąż spokojnym tonem, wiedziałam że podnoszenie głosu i krzyki nic tu nie dadzą, a mogą jeszcze bardziej zaszkodzić, poza tym nie chciałam zwracać na siebie uwagi innych.
-Dopóki nie skończą go operować nigdzie nie pójdę.- odpowiedział cicho, jednak równie pewnie co ja, starając się przy tym zapanować nad kolejnym atakiem kaszlu, który z każdą chwila stawał się coraz bardziej duszący i trudniejszy do opanowania.
-I tak na nic się tutaj nie przydasz- stwierdziłam i miałam w tym sporo racji, ponieważ w danej chwili każde z nas było bezużyteczne, gdyż nie mogliśmy nikomu w jakikolwiek sposób pomóc, mogliśmy tylko czekać- Poza tym jest tu już nasza trójka, jeśli będzie już wiadomo wiadomo, któreś z nas na pewno cię poinformuje- zapewniłam, starając się go tym przekonać.
-Nie- rzucił stanowczo, gwałtownie odwracając się w moją stronę, co wywołało na jego twarzy grymas bólu- Zostanę, jestem mu to winien, to wszystko przeze mnie- powiedział łamiącym się głosem, a w jego oczach momentalnie pojawiły się łzy.
-To nie jest twoja wina, że go postrzelono, to nie ty mierzyłeś z pistoletu.- powiedziałam, przytulając go przy tym najdelikatniej jak tylko potrafiłam, tak aby nie zrobić mu krzywdy i wywoływać jeszcze większego bólu, starając się go tym jakoś pocieszyć.
-Ale gdybym wcześniej nie zadał się z tymi ludźmi, w ogóle nie doszło by do takiej sytuacji.- łkał wtulając się w moje ramiona.
-Czasu nie cofniesz, więc nie ma sensu bezsensownie się zadręczać- powiedział Kuba podchodząc do nas i kładąc dłoń na ramieniu Maksa- Piotr jest silnym facetem, wyjdzie z tego- dodał po chwili, starając się brzmieć przy tym pewnie, jednak dobrze wiedziałam że sam nie do końca wierzył w swoje słowa, mi też było ciężko w to wszystko wierzyć. Stan Piotra był krytyczny, stracił sporo krwi, jego serce już raz się zatrzymało i z trudem przywrócono rytm zatokowy. Na samą myśl, że mogę go stracić w moich oczach również stanęły słone łzy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo jest to możliwe. Jeśli on odejdzie, nie dam sobie rady, nie bez niego... to właśnie wtedy zrozumiałam jak bardzo go kocham... -to prawda że takie rzeczy docierają do nas w chwili, gdy kogoś tracimy- jaka ja byłam głupia, nie powinnam była od niego odchodzić, z tak błahego powodu. Ten fakt rozdzierał moje serce, zwłaszcza, że mogłam tym sposobem zmarnować ostatnie chwile, który mogliśmy spędzić razem.
-Maks, oni mają rację, nie myśl już o tym i idź na SOR - powiedziała Ola wstając z krzesła, wycierając przy tym mokre od płaczu oczy. Olszewski od razu wyciągnął w jej stronę swe szeroko rozpostarte ramiona, a ona bez namysłu się w nie wtuliła. W tamtej chwili zazdrościłam jej tego, że ma kogoś, kto ją przytuli i pocieszy ciepłymi słowami i właśnie wtedy dotarło do mnie, że w relacji na linii Ola-Kuba jest coś na rzeczy... Od tygodnia byli praktycznie nierozłączni i nie chodziło tutaj tylko o przyjaźń.
-Ja z nim pójdę- zaproponował Jakub, zerkając przy tym na mnie ukradkiem, jakby chciał zapytać o przyzwolenie. - Gdyby było już coś wiadomo, dajcie znać. Jestem pod telefonem - dodał po chwili, a ja skinęłam tylko głową na znak zgody. Na mój gest Kuba wypuścił kobietę ze swoich objęć, po czym chwytając Maksa w zgięciu łokcia ruszył z nim w kierunku ambulatorium, a po chwili zniknęli za zakrętem korytarza. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce, a chwile później Ola zajęła krzesło obok mnie.
-Dzwoniłam do mamy, są już w drodze do Warszawy...- zagaiła, a ja na jej słowa skinęłam tylko głową, dając jej tym do zrozumienia że dotarła do mnie jej wiadomość. Między nami znów nastała cisza. Słyszałam tylko nasze szybkie oddechy i tykanie wskazówek zegara. Pozostało nam tylko czekać, a jak na złość czas dłużył nam się nieubłaganie, każda sekunda była wiecznością. To czekanie było frustrujące. Gapiłam się bezcelowo na wskazówki zegara czekając aż w końcu drgną, jednak one wydawały się niewzruszone i uparcie pozostawały w jednym miejscu. To czekanie mnie wykańczało. Minęła raptem dwie godziny a ja miałam wrażenie że co najmniej 5... Czas powoli płynął, a moją głowa z każdą kolejną chwilą wypełniała się setkami tysięcy różnych myśli. W pewnej momencie miałam nawet ochotę wstać i wejść na galerię, zobaczyć jak idzie chirurgom, ale po chwili zdałam sobie sprawę jak głupi był ten pomysł, gdyż od momentu gdy postrzelono Piotra czułam się jakoś dziwnie, było mi słabo, co chwilę kręciło mi się w głowie i byłam więcej niż pewna, że chociaż nigdy więcej widok krwi nie robił na mnie żadnego wrażenia, to teraz po prostu mogłabym zemdleć, cóż hormony i emocje robią swoje. Czas wlekł się jak ślimak, a mi powoli zaczynało brakować cierpliwości. Zerknęłam na Olę, każda z nas radziła sobie z tą cała sytuacją na swój własny sposób. Ja wciąż siedziała w jednym miejscu nieruchomo, tępo wpatrując się przy tym w jedną ze ścian, analizują przy tym wszystkie możliwe scenariusze, natomiast Aleksandra nie potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu i wciąż bawiła się palcami, aby zając nieco myśli, co jakiś czas odrywając wzrok od dłoni i spoglądając w stronę drzwi aby sprawdzić czy aby ktoś nie wychodzi z bloku, jednak po spokoju jaki panował przed wejściem na salę mogłyśmy bez problemu stwierdzić, że operacja nie szybko dobiegnie końca... swoją drogą nie miałam już nawet pojęcia która była godzina, jednak nie chciałam nawet spoglądać na zegar, gdyż wiedziałam że im częściej będę na niego zerkać tym czas będzie wolniej płynął... Zdecydowanie bardziej wolałam się znajdować po tej drugiej stronie bloku operacyjnego, w roli lekarza, mimo ciążącej na mnie odpowiedzialności, gdyż tam czas płynął wiele szybciej, a nawet najdłuższe operacje mijały jak w oka mgnieniu... Przyłożyłam rękę do lekko wystającego brzucha, gdyż poczułam gwałtowne i mocne kopnięcie w żebra, przez co aż zasyczałam z bólu, nasze dziecko tego dnia było wyjątkowo nad aktywne, jeszcze nigdy wcześniej tak często się nie ruszało, pewnie ono także martwiło się o tatusia, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Wstałam z miejsca ruszając na spacer wzdłuż ściany, po drodze licząc szczeliny między kolejnymi łączeniami pasów linoleum na podłodze, starając się zająć umysł czyś innym niż myślenie o operacji. Zatrzymałam się pod drzwiami bloku, po czym powoli ruszyłam z powrotem w kierunku krzeseł, zrobiłam jeszcze kilka takich kursów nim do moich uszu dobiegł dźwięk przychodzącego połączenia. Pospiesznie wygrzebałam telefon z torebki, po czym nawet nie sprawdzając kto dzwoni odebrałam połączenie przykładając telefon do ucha.
-Jak tam? Wiadomo już coś?- po drugiej stronie bez wcześniejszych powitań odezwał się wyraźnie zaniepokojony głos Kuby.
-Nie, nadal nic... - westchnęłam zrezygnowana. -A co u was? Co z Maksem?- zapytałam po chwili, zmieniając temat, poza tym na prawdę chciałam wiedzieć co z młodszym bratem Piotra, gdyż tak jak on i Ola naprawdę się o niego martwiłam.
-Kilka szwów na łuku brwiowym, sporo stłuczeń i zadrapań, dwa złamane żebra i odma opłucna, już ją odbarczyli i na szczęście jest to najgorszym z urazów, wyliże się z tego, przez najbliższe dni, może tygodnie będzie nieco obolały, ale wyjdzie z tego. Zostaje na obserwacji, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale wolą dmuchać na zimne... Z resztą znasz procedury- powiedział na jednym wdechu, po czym zamilkł, zupełnie jakby czekając na moją reakcję. Westchnęłam cicho, nie do końca wiedząc jak zareagować na te informacje, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że to za mało więc dodałam po chwili.
-Dobrze że to nic poważnego- powiedziałam z ulgą.- Muszę kończyć, odezwę się później- zbyłam go mając dość rozmowy, po czym nie czekając na jego odpowiedź zakończyłam połączenie. W tym samym momencie w którym wrzuciłam telefon do torebki, usłyszałam głośny trzask otwieranych drzwi, a moim oczom ukazała się Wiki oraz Adam którzy wyłonili się zza drzwi bloku operacyjnego. Od razu szybkim krokiem ruszyłam w ich kierunku, a Ola momentalnie zjawiła się tuż obok mnie.
-Co z nim ? - zapytałam niepewnie, jednocześnie mierząc dwójkę lekarzy pełnym napięcia spojrzeniem. Mieli kamienne twarze, z których nie mogłam wyczytać ani jednej emocji, przez co serce momentalnie podeszło mi go gardła, zrobiło mi się jakoś dziwnie słabo, nogi stały się jak z waty, a świat znów zawirował...
Na miłe rozpoczęcie weekendu...
P.S.
Na miłe rozpoczęcie weekendu...
P.S.
Zdałam wszystkie egzaminy! :D
Dziękuję że za wszystkie ciepłe słowa i trzymanie kciuków.
Wow! Troche smutne, ale świetnie napisane! Warto bylo czekac! Gratulacje! <3 jesteśmy z Ciebie dumni! :* Czekam z niecierpliwością na nexta! <3 Masz racje, z takim nextem napisanym przez Cb milo zaczynamy weekend! Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńGenialna cześć, gratulacje zdane wszystkie egzaminy, a my czekamy z niecierpliwością na następną cześć, mamy nadzieję że już niedługo się pojawi nie karz nam długo czekać
OdpowiedzUsuńWarto było czekać <3
OdpowiedzUsuńps. zapraszam do mnie
www.hapihistorimilosci.blogspot.com
Gratulacje za zdane egzaminy!! A cześć <3
OdpowiedzUsuńWiedziałam, ze w tej części wszystko sie nie wyjaśni. Czekam jak najszybciej na następna cześć ;)
OdpowiedzUsuńgratuluję zdanych egzaminów!! opo jak zawsze świetne ale niestety mam niedosyt bo nic kompletnie nic się nie wyjaśniło nic nie poszło do przodu po prostu czekanie czekanie :) .... może wykończyć człowieka :):) nic pozostaje mi czekać dalej ::::::)......... dzięki za tą część i czekam z napięciem na nexta
OdpowiedzUsuńUff dobrze ze Piotr przeżyje :)
OdpowiedzUsuńz skat wiesz?
Usuńtak myślę, że jakby Piotr umarł to byłoby bardzo smutno i opowiadanie mogłoby siętym zakończyc. smutna historia. Ale mam przeczucie, że nie chcesz tego robic, więc Piotr przeżyje, ale pobędzie trochę w śpiączce. Dzięki temu Hana przekona się jak bardzo go kocha...
OdpowiedzUsuńaLex.
Kiedy next???
OdpowiedzUsuńeh podoba mi się że Hana w końcu uświadomiła sobie jak bardzo go kocha i żałuje że od niego odeszła , mam nadzieję że Piotr wyjdzie z tego że będzie jakiś szybki ślub :) no i że Hanie oberwie się ostro za tą akcję w magazynach no iże Maksio też dostanie popalić od Piotra bo tego to zawsze mi brakuje :) opo wspaniałe chociaż ta część daje mi niedosyt całkowity bo dalej czekamy :( a więc czekamy na nexta !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze tylko szkoda że dalej tkwimy w jednym miejscu :( cóż mam nadzieje ze doczekamy się wyznań i dowodów wielkiej miłości jak i solidnego kazania Piotra dla Hany. Nic pozostaje nam mieć nadzieję na szybki next. Gratulacje z powodu zdanych egzaminów
OdpowiedzUsuńKiedy next??
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńCzekamy <3
Kocham twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńKiedy next??? Błagam nie trzymaj dłużej w niepewności
OdpowiedzUsuńspokojnie Piotr przeżyje. przeczytaj pierwsza część tego opowiadania :)
UsuńPo prostu czekam na wielki dowód miłości Hany do Piotra!!!! mi to się marzy szybki ślub ale pewnie niedoczekanie moje :) he i oczywiście na kazania w stylu Piotra i urocze dziecinne fochy Hany kiedy to Piotr wygłasza swoje kazania i zakazy.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie next
OdpowiedzUsuńCzemu tak dlugo nie ma nexta? ;c
OdpowiedzUsuń