poniedziałek, 25 stycznia 2016

Na zawsze razem cz. 71

Siedziałam sama w samochodzie Wolskiego czekając na przyjazd policji, tak jak prosili mnie o to Piotr i Maciek. Gapiłam się bezcelowo w szybę, przyglądając się dokładniej ruiną opuszczonych magazynów. Co rusz ciarki przebiegały mi po plecach, a serce biło bardzo szybko i niespokojnie. Powoli zaczynałam się już niecierpliwić, ponieważ Gawryło i jego przyjaciel dość długo nie wracali, a po wezwanym przez Wolskiego wsparciu, w postaci kilku radiowozów nie było ani śladu, zupełnie jakby postanowili zignorować prośbę o pomoc i nie przyjeżdżać. Przykleiłam czoło do szyby, walcząc z ogromną pokusą opuszczenia samochodu. Wyjść i sprawdzić co się dzieje, czy zostać i posłusznie czekać? Te pytania wciąż kołatały w moim umyśle. Wiedziałam że jeżeli tam pójdę, mogę ściągnąć na siebie kłopoty i gniew obu mężczyzn co zapewne skończyłoby się kazaniem odnośnie mojej niesubordynacji i trudnościami z wypełnianiem polecań, a jeżeli zostanę w samochodzie, będę pierwszym na świecie, udokumentowanym przypadkiem śmierci na skutek zniecierpliwienia. Zaczęłam kreślić nieokreślone wzorki, która pod wpływem mojego oddechu zdążyła zaparować, gdy nagle usłyszałam głośny strzał, a zaraz po nim kolejny. Serce podeszło mi do gardła, a tętno momentalnie przyspieszyło. Bez zastanowienia wysiadłam z pojazdu i ile sił w nogach pobiegłam w kierunku z którego dochodziły strzały. Może i było to kompletnie nieodpowiedzialne, łamiące wszelkie zasady zachowanie z mojej strony i stanowiło zagrożenie zarówno dla mnie jak i dziecka, ale wtedy zupełnie o tym nie myślałam, gdyż moje myśli były skupione tylko i wyłącznie wokół moich bliskich i tego czy nic im nie jest. Biegłam przed siebie, a z każdym kolejnym krokiem czułam jak nogi powoli zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa, stając się niestabilne i giętkie, zupełnie jakby były z waty, a z twarzy odpłynęła mi cała krew. Świat co sekundę tracił ostrość przez łzy napływające mi do oczu, nie mam pojęcia dlaczego płakałam, po prostu łzy w jednej chwili zaczęły piec mnie pod powiekami, aby później spłynąć po moich policzkach, a ja nie miałam siły żeby nad nimi zapanować. Powoli traciłam siły, a moje ciało zaczęło trząść się jak galareta dodatkowo zaczęły przeszywać je drobne skurcze, przez co miałam wrażenie, że zaraz runę z hukiem na ziemię. "Błagam, żeby żyli... żeby byli cali i zdrowi, bezpieczni. Proszę..."- powtarzałam sobie w myślach jak jakaś mantrę, wciąż brnąć przed siebie. Dobiegłam do wielkiej hali magazynowej wypełnionej starymi kartonami. Ściany pokrywała pleśń, a tynk w niektórych miejscach zdążył już dawno się wykruszyć. Betonowa podłoga była brudna, nierówna i mokra. Dookoła otaczał mnie odór rozkładających się szczątków niewielkich zwierząt takich jak szczury wymieszany ze stęchłym powietrzem i zapachem pleśni. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Wdech- wydech, wdech-wydech... postaraj się nad sobą zapanować, nie ty jesteś teraz najważniejsza- skarciłam się, wypowiadając te słowa cicho, tak, że docierały tylko do mnie, i na szczęście to pomogło. Zebrałam w sobie całą siłę i zaciskając palce w pięści najmocniej jak tylko potrafiłam, tak że aż zbielały mi palce przycisnęłam się do stosu kartonów i przemieszczając się wzdłuż nich, najciszej jak potrafiłam szłam do przodu. Nie zrobiłam nawet 10 kroków gdy ściana z tektury się skończyła, a moim oczom ukazała się scena prosto z najgorszych koszmarów... Maciek leżał na ziemi, umorusany krwią, zwinięty w kłębek, trzęsąc się spazmatycznie i trzymając się za lewy bok., w odległości kilku kroków od niego stał Piotr z pistoletem w ręku wycelowanym w mężczyznę który trzymał poturbowanego Maksa w roli zakładnika z pistoletem przyciśniętym do jego skroni.. Pod ścianą w ogromnej kałuży szkarłatnej krwi leżał jeszcze jakiś chłopak, nie ruszał się, wpatrywał się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą, ale jego oczy były pozbawione blasku i życia, więc od razu mogłam stwierdzić że jest martwy. Po moich plecach od razu przebiegł dreszcz, a całe ciało oblał zimny i lepki pot. Przez głowę przebiegła mi przerażająca myśl, że mogło być gorzej, bo w końcu Piotrowi nic nie jest, jednak od razu się za nią skarciłam. Mężczyzna wraz ze swoim zakładnikiem  był odwrócony do mnie bokiem, więc nawet nie wiedział że tu jestem i obserwuje wszystko z w miarę bezpiecznego miejsca... Jeszcze. Stałam przez kilka sekund w bezruchu analizując całą sytuację i myśląc co mogę zrobić żeby jakoś pomóc, jednocześnie nie narażając swoich bliskich i siebie na niebezpieczeństwo. Postanowiłam jeszcze raz się rozejrzeć i wtedy zauważyłam Maćka, który ostatkiem sił kopnął swój pistolet w moją stronę. Przestraszyłam się, że moja obecność została ujawniona, a teraz ja sama znajdę się na celowniku przestępcy, jednak nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, nikt nie zauważył ruchu Wolskiego. Wiedziałam co mi zasugerował. Chciał żebym strzeliła, bo w tamtej chwili nie było nikogo, kto mógłby to zrobić i uratować życie całej naszej czwórki.... Przepraszam - piątki. Piotr stał prawie naprzeciwko mnie mierząc do wroga, ale przez to że mężczyzna używał Maksa jako żywej tarczy, nie miał możliwości oddać czystego strzału nie raniąc przy tym brata. Maciek powoli wykrwawiał się na podłodze tej zapyziałej dziury, więc nie był w stanie nic zrobić... Może gdyby, spróbował trafić chociaż w nogę mężczyzny, udałoby się w ten sposób uwolnić Maksa, wtedy Piotr miałby czystą pozycję strzału.... Jest lepszym strzelcem ode mnie, na pewno by trafił.... Niestety... Maciek był na to zbyt słaby, nie potrafił już nawet się poruszyć, samo oddychanie przychodziło mu z trudnością, więc pewnie nie potrafiłby wycelować, a co dopiero unieść broń... Był zbyt słaby, zbyt obolały, zbyt zmęczony, by móc coś zrobić. Przyjrzałam mu się uważnie i z ogromny przerażeniem wymalowanym na twarzy, dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to jak bardzo jest blady, bardzo szybko tracił krew, pewnie został trafiony w jedno z większych naczyń krwionośnych. Naokoło niego zdążyła utworzyć się już spora kałuża tak jak wokół chłopaka pod ścianą, jednak zamiast gromadzić się w miejscu powoli rozprzestrzeniała się dalej rowkami w popękanej podłodze. Tak więc zostałam tylko ja... Od razu pokręciłam głową, chcąc dać mu w ten sposób do zrozumienia, że tego nie zrobię, nie dam rady, a w odpowiedzi niebieskie, zamglone oczy rannego mężczyzny wwierciły się we mnie, chcąc mnie w ten sposób ponaglić i zmusić do działania. To błagalne, przepełnione bólem spojrzenie sprawiło że coś we mnie pękło.Niepewnie uniosłam broń i celując w głowę napastnika, tak jak zwykli to robić bohaterowie w różnorakich filmach, aby unieszkodliwić przeciwnika. Musiałam tak uczynić, nie miałam wyboru- jak na ironie byłam lekarzem, i przysięgałam że będę ratować życie ludzkie i nie narażać go na szwank, a w tamtej chwili mierzyłam z pistoletu do obcego mężczyzny i byłam gotowa go zabić. Tak zdecydowanie... w obronie swojej rodziny byłam gotowa na wszystko, nawet pozbawić życia innego człowieka... Pistolet ciążył mi w trzęsącej się z nerwów dłoni, byłam świadoma że jeśli chybię, zranię Maksa albo Piotra. Nigdy w życiu nie strzelałam, ani nie miałam w dłoni pistoletu. Czułam jak oczy zachodzą mi łzami, zaczynałam powoli wpadać w panikę powoli przeradzającą się w atak niekontrolowanej histerii. Teraz już ręce trzęsły mi się jak galaretka i powoli stawały się mokre od potu,  przez co jeszcze trudniej było mi utrzymać broń, która zaczęła się ślizgać między moimi palcami, a przez to odpowiednio wycelować. "Mogę nie trafić, mogą zginąć obaj, a ja zaraz po nich" - na domiar złego takie myśli zaczęły kołatać się w mojej głowie, przez co jeszcze trudniej było mi nad sobą zapanować i się skupić. "Nie mam wyboru" - powtarzam sobie, prowadząc wewnętrzna walkę. "Nikt nie może zrobić tego za mnie." Minęła kolejna minuta, nim w końcu odważyłam się  przesunąć palec wskazujący na spust. Ścisnęłam go jak najmocniej potrafiłam i od razu zamknęłam oczy. Albo odwrotnie.Ta chwila zanim pocisk wreszcie wydostał się z lufy z ogromną prędkością, zdawała się trwać godziny. Jakby ktoś musiał go wypychać. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że ułamek sekundy może być taki długi, a uczucie towarzyszące świadomości oddania strzału było okropne, wręcz odbierające dech w piersiach. Huk był głośniejszy niż przypuszczam, dodatkowo nie spodziewałam się takiego wielkiego odrzutu... gdy tylko kula opuściła lufę uruchamiając cały schemat czynników i procesów składających się na trzecia zasadę dynamiki Newtona, spowodowała że mimowolnie cofnęłam się o krok w tył, a nadgarstki wygjęły się pod dziwnym kontem powodując przy tym okropny ból. Otworzyłam oczy i rzuciłam, a może raczej upuściłam broń na ziemię widząc jak kula trafia w miejsce tuż obok stopy przestępcy, pozostawiając po sobie w podłodze ogromny ślad w postaci krateru pełnego skruszonego betonu. Chybiłam i zwróciłam na siebie uwagę wszystkich. Teraz już po nas, wszyscy zginiemy. Wszystko co działo się później trwało dosłownie sekundy. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę, a Maks wykorzystał ten moment na wyswobodzenie się z jego uścisku. Piotr momentalnie rzucił się do przodu starając się obezwładnić napastnika. Dokładnie w tym samym momencie do budynku wtargnęli uzbrojeni policjanci, a w następnej sekundzie rozległ się kolejny strzał, po którym Piotr upadł na podłogę, a wciąż jeszcze dymiący pistolet wroga upadł tuż obok niego. W jednej chwili dookoła Gawryły powstała kałuża krwi wydobywająca się z rany postrzałowej tuż poniżej mostka. Policjanci od razu obezwładnili mężczyznę. A ja osunęłam się na podłogę, adrenalina gwałtownie opuściła mój organizm i sprawiła, że upadłam na kolana, nagle tracąc wszystkie siły. Od razu zakryłam drżącymi dłońmi oczy bojąc się ponownie spojrzeć w tamtym kierunku. Nagle poczułam ciepłe ramiona oplatające mnie ciasno w silnym uścisku. Serce biło mi jak oszalałe, a żołądek podszedł do gardła, ledwo powstrzymałam się od wymiotów. Podniosłam wzrok spoglądając na osobę która tuliła mnie do swojej piersi. To Maks, widziałam że sprawia mu to ogromny ból, jednak wciąż nie wypuszczał mnie ze swoich objęć, starając się podtrzymać mnie na duchu. Niepewnie przekręciłam głowę, w stronę, z której dochodziły odgłosy dalszej szamotaniny. Policjanci wciąż szarpali się z agresywnym mężczyzną,a w niewielkiej odległości od siebie Piotr i Marcin leżeli na ziemi w kałużach krwi. Piotr... Momentalnie wyrwałam się z uścisku młodego Gawryły, rzucając się w jego stronę. Uklękłam na ziemi obok mężczyzny, nie przejmując się szkarłatną kałużą tuż pod moimi kolanami. Mocno krwawił, jego twarz była blada, oczy mętne, a ciało zimne.
-Pogotowie za chwilę powinno przyjechać, rannym policjantem zajęli się koledzy... - powiedział jeden z mundurowych podchodząc do mnie, te słowa zadziałały na mnie trzeźwiąco. Momentalnie przesunęłam się za głowę ukochanego układając ją sobie na kolanach, jednym szarpnięciem rozpięłam mu koszulę, wcześniej sprawdzając tętno. Było miękkie, ledwo wyczuwalne, nitkowate. Z rany postrzałowej intensywnie sączyła się krew. Nawet nie zauważyłam kiedy obok nas pojawił się Maks.
-Uciskaj mocno w tym miejscu- poleciłam mu, wskazując miejsce w którym, powinien położyć ręce, tak aby efektywnie tamować krwotok, podczas gdy ja wciąż monitorowałam stan Gawryły, jego puls był coraz słabszy i gorzej wyczuwalny. "Wytrzymaj proszę"- powiedziałam cicho zwracając się do Piotra, na moje słowa chciał coś odpowiedzieć, jednak od razu go uciszyłam, był bardzo słaby, zbyt słaby, żeby cokolwiek w tej chwili mówić.Pokręcił głową, przenosząc wzrok na bata.
-Zajmij się nimi- zwrócił się do Maksa słabym, łamiącym się głosem, po czym jego powieki zamknęły się, a tętno zupełnie osłabło, zatrzymując się. W tym samym momencie obok nas pojawili się sanitariusze, od razu odciągając mnie od niego.
-Ratujcie go! wykrzyczałam w stronę ratowników, szarpiąc się z nimi i próbując się dostać z powrotem blisko Piotra, jednak nie mogłam. Trzymający mnie mężczyźni byli zbyt silny. Jedyne co mi w tamtej chwili pozostało, to obserwowanie całej akcji reanimacyjnej przez jego ramie i modlenie się o to, aby przeżył, gdyż wiedziałam że bez niego sobie nie poradzę, bez niego moje życie nie ma najmniejszego sensu... Dopiero wtedy jak bardzo go kocham i jak wielkim błędem było odejście od niego...


Przepraszam za wygląd i jakość tej części,  nie tak ją sobie wyobrażałam,
ale niestety nie mam czasu na zmiany... 
Zaczęła się sesja, jutro egzamin z anatomii, piątek biofizyka i powoli zaczynam panikować... 
obecnie jestem na etapie "Nie dam rady, nie zdam"  Jeszcze godzinę temu twierdziłam, że nie jest tego tak dużo, zwłaszcza że zaczęłam się uczyć kilka tygodni wcześniej... 
Błagam trzymajcie za mnie kciuki!



10 komentarzy:

  1. Na początek Powodzenia na egzaminach !!!! opo super świetna akcja po prostu genialne ... liczę na to żer Piotr z tego wyjdzie i pięknie byłoby gdyby w końcu zostali małżeństwem mimo wszystkich problemów i intrygi Nalepy ... w końcu oboje sobie uświadomili jak bardzo się kochają .... i co obejdzie się bez pouczeń Piotra za to wyjście z auta ? zero kazania? krzyku? pouczeń ? większej kontroli ? zasad? i złości Hany ? he .. bez tego opo wydaje się puste :::::::::::) genialne jak zawsze czekam na szybkiego nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Na bloga trafiłam ostatnio przypadkiem, przekierowana przez inne bogi i od razu nadrobiłam całość. Na przełomie tych 71 części widać jak bardzo się rozwinęłaś i zaczęłaś tworzyć coraz lepsze opisy, teraz twoje opowiadania są takie lekkie i pełne polotu.
    Ta część jak zawsze super, ta akcja... Boska ! A za zakończenie cię zabiję, egzaminy masz zdać! Powodzenia i nie dziękuj, a do Olgi wydaje mi się że Nasia nie zapomniała o kazaniach, tylko jak czytamy stan Piotra był zbyt poważny (on umiera helo...)na takie dyskusje ;P
    Czekam na szybkiego nexta,aha i Piotr ma przeżyć (i żebyśmy się zrozumiały to nie jest prośba tylko rozkaz) jeśli nie, to cię znajdę i uduszę, co z tego że mieszkasz w Londynie ?(jak dobrze pamiętam)
    Twoja nowa stała czytelniczka
    /Mery

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze to niesamowite napięcie ! Czekam na następna cześć

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega *-* ta akcja! Wszystko dokladnie opisane! Brawo! Najlpszy blog! <3 Oczywiście Piotr musi przeżyć i mam nadzieje ze wrócą do siebie *-* Genialne! I powodzenia na egzaminach! Na pewno zdasz! Trzymam kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. część świetna!! powodzenia na egzaminach! ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Super jak zawsze a ja mam cicha nadzieje ze odbędzie się ich szybki ślub z wielkiej miłości a gdy Piotr wyjdzie juz ze szpitala nadrobi wszystkie kazania itp... Zarówno w obec, mam nadzieje juz swojej żony :) i Maksa ;) w końcu uwielbiam Piotra takiego stanowczego i zasadniczego :) to by była ekstra niespodzianka :) fakt zabrakło tych kazań Piotra i dziecinnego wtedy zachowania Hany jak i jej złości ale po prostu Opo było zapewne zbyt krótkie :( genialna cześć jak zawsze super akcja i czekam na next niecierpliwie. Zdaj egzaminy!!!!! W końcu innej opcji nie bierzemy pod uwagę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Powodzenia z egzaminami , super genialne opo jak zawsze oooo ktoś ma ciekawy pomysł z tym ślubem szybkim to byłoby coś fakt Piotr umiera wiec nie w głowie mu kazania ale niech to nadrobi tez mi tego brakowało bo taki jest Piotr . Czekam z nadzieja na nexta niech się dzieje ��

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy next czekamy z niecierpliwością super część

    OdpowiedzUsuń
  9. nadrobiłam!!
    kurcze jaka akcja, jestem pod wrażeniem.
    Wiem, że sesja, ale mam taką ochotę na neexta!! :D

    L.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mega! *-* kiedy mozemy spodziewac sie nexta? ����

    OdpowiedzUsuń