poniedziałek, 14 grudnia 2015

Na zawsze razem cz.65

Piotr przekroczył próg salonu i podszedł bliżej, bez słowa osunął się na fotel, na którym jeszcze nie tak dawno siedziała Olivia, westchnął opierając się o jego oparcie, po czym podniósł swój wzrok przenosząc go ze swoich dłoni na mnie. Miał nieodgadniony wyraz twarzy i wpatrywał się we mnie z czymś na kształt mieszanki troski, smutku i strachu.Wkurzał mnie.
-Gratulacje...- rzuciłam w jego stronę, na co od razu się zdziwił- trójka dzieci, niezły wynik, szkoda że każde z inną...- dodałam z przekąsem, wbijając w niego  wściekłe spojrzenie. Wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć, ale musiałam, w końcu taka była prawda... okropna, ale prawda... Dopiero po chwili zorientowałam się że źle sprecyzowałam wcześniejszą wypowiedź, bo przecież nie byłam na niego wściekła za Tosię... w końcu Magda pojawiła się w jego życiu wiele przede mną, miał prawo się z nią "związać"- jakkolwiek interpretować ich relacje... Byłam wkurzona na niego o to że okłamał mnie odnośnie swoich relacji z Olivią, bo kiedy do siebie wróciliśmy mówił, że to tylko przyjaciółka, obiecywał nawet, że już nigdy nie pojawi się w naszym życiu w końcu ona wyjechała, a on nie próbował utrzymywać z nią kontaktu...- ja głupia mu wierzyłam-  a tu proszę jaka niespodzianka... te ich stosunki były jednak bardziej zażyłe niżby się wydawało, chyba, że dla mojego faceta sypianie z kimś, to wciąż oznaka przyjaźni... w takim razie zastanawiam się z iloma kobietami - poza tymi o których wiem- tak się "przyjaźnił".
-Dziękuje za wsparcie..- warknął z poirytowaniem, spoglądając na mnie z dezaprobatą. Czy on mnie o coś obwiniał?-.Potrafisz pocieszyć człowieka, nie ma co- dodał po chwili kręcąc przy tym głową. Momentalnie poczułam jak we mnie się gotuje.
-Przepraszam że uraziłam twoje delikatne uczucia- powiedziałam z udawanym współczuciem i troską, Piotr od razu mógł się zorientować że kpię. W jednej chwili cały poczerwieniał ze złości, po czym poderwał się z fotela prawie go przewracając.
-Zdajesz sobie sprawę że takim gadaniem wcale mi tego nie ułatwiasz- powiedział podniesionym tonem, a w jego głosie brzmiały nuty żalu. Zacisnął dłonie w pieści, tak mocno że zbielały mu kłykcie, po czym ruszył w stronę okna, opierając się o parapet.
-Oj przepraszam że wypadłam z roli kobiety która ułatwia ci życie.- dalej kpiłam udając że się tym jakoś przejęłam, jednak nie odwróciłam się w jego stronę. Byłam naprawdę poirytowana, nie miałam nawet ochoty na niego patrzeć, choćby przez sekundę.
- Skończ!- wrzasnął odwracając się przodem, ponownie podchodząc do sofy na której siedziałam. Wykrzyczał to tak głośno, że aż podskoczyłam. Nigdy wcześniej nie podnosił na mnie głosu, nie tak bardo jak w tej chwili, nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się nieco bać, co było wręcz absurdalne, bo w końcu, niezależnie od przebiegu zdarzeń on nigdy nie zrobiłby mi krzywdy.- Mogłabyś przynajmniej okazać trochę współczucia.- dodał po chwili już nieco spokojniej, jednak z wyraźnym wyrzutem.
-Aha czyli teraz to ja jestem ta zła, bo zamiast przyjść i pogłaskać cię po główce mówiąc: "nie martw się Piotrusiu, co z tego że zmajstrowałeś dziecko kolejnej... wszystko będzie dobrze...."- mówiąc to zmusiłam się do łagodniejszego tonu głosu - Chociaż oboje wiemy że nie będzie, to mówię co sądzę?- oburzyłam się, również podrywając się z miejsca. Teraz staliśmy naprzeciw siebie w odległości niecałych 60 centymetrów. -Może jeszcze powinnam się rozpłakać?- dodałam po chwili sarkastycznie.
-Nie no skądże przecież ty jesteś na to za twarda i zbyt silna- prychnął, robiąc przy tym minę zbitego pasa. No przecież, w końcu to wszystko moja wina, to pewnie ja go cały czas oszukiwałam ... oto taktyka szanownego pana Gawryły- "Jesteś winny? Co z tego?! Zwal na kogoś...- w końcu kto by się tym przejmował, ważne że ja jestem święty, wspaniały i bez skazy."
-Czy ja dobrze rozumiem? Ty masz do mnie o to pretensje?- obruszyłam się. Czy on w ogóle zastanowił się nad tym co powiedział?- Przecież to ty poszedłeś sobie do Olivii! To ty zmajstrowałeś jej dziecko! Nie ja!....- wywrzeszczałam jednocześnie dźgając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Od razu mocno chwycił mnie za nadgarstek, tym samym powstrzymując mnie od dalszego wymieniania jego win. W jednej chwili, przez całe moje ciało przeszedł skurcz, powoli przeradzający się w dość specyficzne mrowienie w dole brzucha. Zacisnęłam zęby, kiedy coś, a raczej mały ktoś w środku mnie się poruszył. Delikatnie, powoli - nie gwałtownie, wręcz leniwie. Odruchowo uniosłam wolną rękę, kładąc ją na nieco wystający już brzuch, głęboko przy tym oddychając. Poruszyło się. Nie pozwoliłam sobie na ani minutę zachwytu nad tym co się stało, gdyż od razu zaczęłam się szarpać i wyrywać z silnego uścisku Piotra.-Szybko się pocieszyłeś.- dodałam gdy w końcu udało mi się wyswobodzić- Wiesz co? To chyba jednak to nie była taka wielka miłość skoro gdy tylko się rozstaliśmy poszedłeś sobie do niej.- powiedziałam z wyrzutem i wyraźnym smutkiem, a w moich oczach pojawiły się pojedyncze łzy. Ponownie poczułam delikatny skurcz i coś jakby stado motyli łomoczących skrzydłami o mój brzuch, przez co cicho syknęłam, chwytając się za podbrzusze. Piotr zapewne zauważywszy  moje zachowanie momentalnie złagodniał, robiąc przy tym zatroskaną minę. Nie zważając na moje sprzeciwy chwycił mnie za ramiona i posadził na kanapie, a sam usiadł obok. To, aż niemożliwe jak szybko potrafił zmieniać swoje zachowanie... w ciągu kilku sekund zmienił się z rozjuszonego i ledwo nad sobą panującego faceta, w troskliwego i zaniepokojonego przyszłego ojca. Spojrzał na mnie jakby chciał zapytać "wszystko w porządku?" od razu pokręciłam głową, informując go tym że wszystko ze mną dobrze, ucinając przy tym temat mojego samopoczucia. Naprawdę nic mi nie było. Nic poważnego, co mogłoby wzbudzić niepokój któregokolwiek z nas. To tylko pierwsze ruchy dziecka, nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam... -bo w końcu w pierwszej ciąży nie było mi to dane...- więc moje ciało było do tego nieprzyzwyczajone, dlatego mój organizm tak dziwnie na nie reagował- przynajmniej ja tak starałam się to sobie tłumaczyć.
-Nie sądzisz, że najpierw powinniśmy się upewnić, czy ona naprawdę jest w ciąży, i czy to moje dziecko? skoro nie mam nawet pewności że w ogóle z nią spałem...- powiedział to już, naprawdę bardzo spokojnie, zapewne nie chcąc mnie jeszcze bardziej denerwować. Od razu spojrzałam na niego pytająco, ponieważ początkowo myślałam że sobie kpi... no bo po co Olivia miałaby kłamać? - jednak on mówił całkiem poważnie, było to widać w jego oczach. Otworzyłam już usta żeby coś powiedzieć, jednak on nie dopuścił mnie do słowa.- Bo to jest po prostu niemożliwe. Hana zrozum, jestem prawie pewien że ona kłamie- dodał po chwili, chwytając mnie jednocześnie za rękę i spoglądając głęboko w oczy. W tamtej chwili, byłam skłonna dać mu się przekonać i zapewne stałoby się tak, gdyby nie ten cichy głos gdzieś z tyłu głowy, mówiący, że mam tego nie robić.
-No właśnie... PRAWIE- powiedziałam kładąc wyraźny naciska na ostatnie słowo i przeciągając każdą jego literę. Ja również nie krzyczałam, starałam się być spokojna, co nie było wcale takie łatwe, jak się wydawało.-To robi różnicę.- dodałam znacząco.
-Na pewno z nią nie spałem... byłem pijany, ale to akurat bym pamiętał...- stwierdził, przeczesując przy tym jednocześnie dłonią włosy, zawsze tak robił w stresujących i niezręcznych sytuacjach, to był jego sposób radzenia sobie ze zdenerwowaniem.
-A sylwestra pamiętasz?...- prychnęłam, ledwo powstrzymując się przy tym od wybuch śmiechu. Na moje słowa jego oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, to oczywiste że nie pamiętał... Żadne z nas tego nie pamiętało, a jedynym potwierdzeniem tego faktu jest to że jestem teraz w ciąży... Zupełnie tak samo jak Olivia.-No własnie, więc skąd ta pewność?- skwitowałam.
-Bo po prostu znam siebie i nie przespałbym się z nikim innym poza tobą, zwłaszcza że wciąż mi na tobie zależało...- powiedział to ponownie patrząc mi prosto w oczy. Może w innych okolicznościach te słowa zrobiłyby na mnie jakieś wrażenie, jednak w tamtej chwili pozostałam niewzruszona. Jego ckliwe wyznania spływały po mnie jak woda po kaczce. -Nie wiem po co ona to robi, ale się dowiem... Nie wierz w tę ciążę...- zapewnił a na jego twarzy dało się dostrzec ten jego, tak dobrze mi znany upór. Było po nim widać że jest w 100% pewien że dopnie swego, nie miałam pojęcia jak to zrobi, ale to już nie mój problem...
-Nie pogrążaj się- odparłam bez emocji, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą i uśmiechając się kpiąco pod nosem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że nasze dłonie wciąż są złączone w uścisku, dlatego od razu się z niego wyplatałam.
-Nie pogrążam...- powiedział z naciskiem i desperacją wyraźnie wyczuwalną w głosie.- Po prostu próbuję ci to wszystko jakoś wytłumaczyć... - westchnął, spoglądając przy tym na mnie ze smutkiem i czymś na kształt skruchy. Było widać, że zadręcza się tą cała sytuacją... ale jakoś nie było mi go wcale szkoda, bo skoro nawarzył sobie piwa, to niech je teraz sam wypije.
-Po co?- wypaliłam od razu, kompletnie zaskoczona jego słowami. Po co chciał mi cokolwiek wyjaśniać i udowadniać.
-Bo cię kocham, i nie chcę cię znowu stracić...- powiedział to niemal szeptem, a gdyby nie cisza panująca dookoła, mogłabym tego nie usłyszeć. Moje oczy w jednej chwili zaszły łzami, a serce przyspieszyło. Goldberg ogarnij się! Nie daj się omamić!- skarciłam się od razu w myślach, uświadamiając sobie, że kilka jego słów wystarczyło, abym zmiękła jak kartka na deszczu.
-Trzeba było myśleć o tym wcześniej- skwitowałam obojętnie- Poza tym kiedyś też ci zależało na wielu innych kobietach. - dodałam po chwili, sama nie wiem po co to zrobiłam, w końcu to nie był czas, ani miejsce na wywlekanie starych brudów.
-Z tego co wiem to ty też kogoś miałaś, a ja  nigdy ci tego nie wypominałem...- wypalił w swojej obronie, zanim w ogóle przemyślał to co powiedział. Mnie po prostu zamurowało, słysząc takie coś z jego ust. On chyba od razu zorientował się jaką gafę strzelił, ponieważ momentalnie zakrył usta dłońmi, sam nie wierząc w to co palnął. Nic głupszego już nie mógł wymyślić.
-Że co!?- ponownie podniosłam głos oburzona jago okropnym oszczerstwem. Co on jeszcze wymyśli? Może niech jeszcze powie, że to ja przespałam się z Olivią, a nie on.
-Nieważne-  zaoponował od razu, dźwigając przy tym ręce w geście kapitulacji.- Nie kłóćmy się. - dodał po chwili. 
-Czego ode mnie w takiej sytuacji oczekujesz?- zapytałam, po pierwsze,dlatego że nie chciałam ciągnąc dalej tematu tego kto z kim sypiał, a z kim nie, dodatkowo się o to kłócąc, a po drugie, ponieważ sama nie wiedziałam co robić i jak się zachować.
-Że nie dasz mi wyboru- stwierdził, wbijając wzrok w podłogę zupełnie jakby była najciekawszą rzeczą jaką w życiu widział.
-No tak z wyborami to ty masz problem- stwierdziłam fakt, każdy- nawet ten który tak dobrze jak ja nie znał Piotra to wiedział.-Dlatego wiesz co? pomogę ci... - powiedziałam z udawaną troska, gładząc go przy tym po ramieniu. Od razu spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadziei, godnym naiwnego, pięcioletniego chłopca. -Wracam do swojego mieszkania- oznajmiłam szorstko- A tobie życzę udanego życia z Vivi- dodałam wypowiadając jej ksywkę z naciskiem i w dość specyficzny i przesłodzony sposób.
-Nie możesz- zaoponował, zupełnie pewien swoich racji. W tamtej chwili miałam ochotę go wyśmiać. Nie będzie mi rozkazywał.Nie będzie mi mówił co mi wolno, a czego nie, nie jest moim ojcem... tak właściwie od teraz jest dla mnie nikim.
-Bo co? Bo ty tak powiedziałeś?- ponownie prychnęłam, dzisiaj chyba uchwaliłam tym jakiś nowy rekord.- Podkreślam że jestem już od dłuższego czasu dorosła, więc będę robić co chcę.- oznajmiłam z satysfakcją, poniekąd dumna swojego uporu.
-A co z dzieckiem?- zapytał zaniepokojony, a w jego głosie znów rozbrzmiała rodzicielska troska.
-Ooo... troskliwy tatuś się znalazł...- Wyjęczałam, udając że w ogóle się tym przejęłam- Nie musisz się o nie martwić w końcu i tak za niedługo będziesz miał kolejne...- rzuciłam zgryźliwie.-A jeśli już tak bardzo ci na nim zależy to zrób coś dla niego...
-Co?- zapytał, a w jego oczach ponownie rozbłysły te drobne iskierki nadziei, zupełnie jakby oczekiwał, że nagle zmienię zdanie.
-Nie pokazuj się w jego życiu, a z mojego zniknij raz na zawsze. Daj nam święty spokój. Przynajmniej jemu zaoszczędź tego cierpienia.- odparłam na jednym wdechu, nie przejmując się tym, że mogę go tym zranić. Miałam to gdzieś. Po tych słowach wstałam z sofy, kierując się prosto do naszej sypialni. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, po czym opuściłam pomieszczenie. Nie próbował mnie zatrzymywać kiedy odchodziłam... Zatrzasnęłam za sobą drzwi frontowe i dopiero wtedy po moich policzkach popłynęły łzy, gdyż dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to naprawdę koniec... Nie ma już odwrotu...



23:26 -Wyrobiłam się! :) Uff...
Next w weekend ;)
P.S. Przepraszam za wszelkie możliwe błędy... 
2 tygodnie nie używania polskiego i człowiek zapomina jak się pisze...


9 komentarzy:

  1. Cudowne ale licze na happy end :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe , genialne jednak liczę na to że Piotr ogarnie się i nie odpuści ze pozwolił jej wyjść ale za nią pójdzie i w brew jej protestom zmusi ja do zostania udowodni jej ze to nie jego dziecko .W końcu ten facet się nie poddaje jest stanowczy i robi co chce .

    OdpowiedzUsuń
  3. Jednak liczę na to że Piotr nie pozwoli odejść Hanie choćby miał ją siłą i swoją stanowczością wciągnąć z powrotem do mieszkania . Niech już Nalepa znika z ich życia

    OdpowiedzUsuń
  4. Piot Nie zatrzymał Jej to nie podobne do niego szkoda gdzie.jego tapet i stanowczośc

    OdpowiedzUsuń
  5. :)
    :)
    :)
    :)
    :)
    :)
    :)
    wiem gdzie mieszkasz... x,x
    :)
    :)
    :)
    :)

    OdpowiedzUsuń
  6. to się porobiło... czekam na nexta!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Jutro, jest już napisany i zapewne dodałabym go już dzisiaj gdyby nie problem z internetem :( na laptopie nie ma w ogóle a na telefonie chodzi bardzo wolno i nie chce minie dopuścić do panelu bloggera... ;\

      Usuń
  8. Czekamy na next? Będzie jeszcze dzisiaj??

    OdpowiedzUsuń