środa, 30 grudnia 2015

Na zawsze razem cz. 68

Maksa nie ma od pięciu dni i sześciu nocy. Po upływie czwartej doby oficjalnie został uznany za zaginionego. Oczywiście wcześniej policja wykluczyła wszystkie inne możliwości w tym także tą, że po porostu uciekł. Z jego pokoju nie zniknęły żadne rzeczy- wszystkie ubrania bez wyjątku wciąż znajdowały się w szafie, laptop leżał na biurku, dodatkowo nie miał hasła, co mogło oznaczać że nie miał nic do ukrycia- także po przeszukaniu jego dysku i historii przeglądania policja nie natrafiła na żaden trop- żadnych maili, planów, podejrzanych transakcji, dziwnych stron internetowych. Nic. Dodatkowo zostawił niezaścielone łóżko co według policyjnego psychologa świadczyło o tym, że miał zamiar wrócić do domu i nie planował żadnego wyjazdu... Po przyjeździe do mieszkania Kuby, Wolski dokładnie przeszukał pokój, który zajmował młody Gawryło, spisał zeznania Olszewskiego po czym bez słowa się zmył, twierdząc że musi jeszcze coś sprawdzić... Nazajutrz zadzwonił do Piotra informując go że według pracowników restauracji Olki młody tamtego wieczoru w ogóle tam nie dotarł... Cała ta sprawa po upływie 48 została nagłośniona w mediach i spotkała się ze sporym zainteresowaniem prasy. Plakaty z podobizną Maksa wisiały praktycznie na każdym słupie... Jednak mimo kilku telefonów które z resztą były tylko głupimi żartami jakichś smarkaczy nie mieliśmy nic... Marcin i jego znajomi po fachu sprawdzali wszystko co tylko mogli- bilingi, logowanie na różnorakich portalach społecznościowych, lokalizacje w których ostatnio był jego telefon, płatności kartą i ich miejsca- przetrząsali wszystko co tylko przychodziło im do głowy, każde miejsce mogące mieć związek z Maksiem, mimo to nie mieli żadnego punktu zaczepienia, nie znaleźli niczego... Ślad po maksie zaginął i od miejsca w którym znaleźliśmy motor trop się urwał... Zupełnie jakby wyparował... W porannej prasie, którą jak co dzień Kuba przyniósł rano do domu przeczytałam skrócony  życiorys młodszego brata Piotra. " Urodził się 22 stycznia 1996 roku w Gdyni. Wywodził się z zamożnej rodziny - najmłodszy syn Krystyny i Tadeusza- właścicieli jednej z największych i najdłużej prosperujących rodzinnych klinik na Pomorzu Gdańskim, brat znanego chirurga i właścicielki jednej z najpopularniejszych Warszawskich restauracji, w której z resztą był kelnerem... Wzorowy uczeń, nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych, szkołę skończył z wyróżnieniem." Nad tekstem zamieszczono jego aktualne zdjęcie. Redaktor innej znanej gazety dowiedział się już nieco więcej o "zaginionym" i nie zapomniał wspomnieć, że Maks w niedalekiej przeszłości współpracował z grupą przestępczą specjalizującą się w kradzieży samochodów, za co miał przed sobą proces sądowy i tylko dzięki współpracy z policją udało mu się go uniknąć, nie zapomniał też wysnuć domysłów, że być możne ludzie na których doniósł postanowili się zemścić. Dokładniej wysnuł cztery różne hipotezy:
1. Zwiał i bardzo dokładnie wszystko zatuszował- policja wykluczyła już tę opcję, poza tym niezależnie od tego jak bardzo by się starał i tak w pewnym momencie by się potknął i zostawiłby po sobie jakiś ślad, a tymczasem nie było żadnego, poza tym nie miał powodów do ucieczki-  my traktowaliśmy go bardzo dobrze i nikt mu nie groził- przynajmniej nic o tym nie wiedzieliśmy.
2. Sam sobie coś zrobił- to podejrzenie było najgłupsze ze wszystkich i wręcz niemożliwe, bo niby po co Maksio miałby zrobić sobie mniejszą lub większą krzywdę? ale gdyby nawet coś sobie zrobił, to raczej w domu, więc teraz byśmy go nie szukali.
3. Przypadkowa osoba uprowadziła go dla okupu- do tej pory a minęło nieco ponad pięć dni, nikt się do nas nie odezwał i nie żądał zapłaty, a gdyby chciał otrzymać jakieś pieniądze na pewno zadzwoniłby od razu po uprowadzeniu młodego Gawryły.
4. Porwano go w ramach zemsty i pewnie już nie żyje- najbardziej brutalne i prawdopodobne podejrzenie ze wszystkich wyżej wymienionych. Zupełnie tak samo twierdziła policja- już na samym początku śledztwa Marcin przedstawił nam taką możliwość i nie robił tego po to by nas nastraszyć, żebyśmy martwili się jeszcze bardziej, tylko po to żebyśmy przygotowali się na to, że możemy go już nigdy nie zobaczyć... Z każdym kolejnym dniem bezowocnych poszukiwań powtarzano nam to coraz więcej razy i robiło to coraz więcej osób,  jednak ja w to nie wierzyłam, nie chciałam dopuścić do swojej świadomości, że to może być prawda. W głębi duszy wciąż miałam ogromną nadzieję, że nic mu nie jest, że wkrótce go znajdziemy całego i zdrowego...
Po czterech dniach żmudnych poszukiwań nieprzynoszących żadnych efektów Piotr i jego rodzina całkiem się załamali, z resztą nic w tym dziwnego, nie wiem co bym zrobiła gdyby tu chodziło o moje dziecko... poza tym mimo iż Maksa znałam niedługo i nie był dla mnie kimś bliskim, ja też naprawdę się o niego bałam, a wieść o tym że możemy go nie znaleźć była dla mnie wielkim ciosem...  Jego rodzice na szczęście mieli siebie i nawzajem pomagali sobie przetrwać w tych trudnych chwilach. Ola miała starszego brata, który służył jej słowami otuchy i rękawem do wypłakania się, ja też ją pocieszałam,  oczywiście mogła też liczyć na Olszewskiego, z którym przez to wszystko była dość blisko i który po pewnym czasie przejął rolę Piotra... Jednak dla niej nie liczyło się kto z nią był i co robił, ważny był fakt, że w ogóle kogoś miała... Niestety w przeciwieństwie do swoich bliskich Piotr w tym wszystkim został zupełnie sam. Jego rodzice byli bardzo daleko, Olka zbyt zrozpaczona by go wesprzeć, a ja wolałam trzymać go na dystans... Nasze kontakty ograniczały się tylko do bezsensownych rozmów, przyjacielskich gestów i ukradkowych spojrzeń. Byliśmy dla siebie jak dwoje zupełnie obcych sobie ludzi, połączonych przypadkową, tragedią... Nie miał nikogo... Oczywiście na samym początku, gdy tylko nalepa dowiedziała się o całej sprawie od razu do niego przebiegła służąc mu swoją pomocą, jednak on ją pogonił... Podczas jednej z naszych dyskretnych rozmów w kuchni jego siostra powiedziała mi, że nieźle się wtedy pokłócili. Okropnie na nią nakrzyczał, dodatkowo jej przy tym ubliżając, a ta wybiegła z płaczem... Od tamtej pory nie kontaktowali się z sobą... Nie było mi jej ani trochę szkoda... Po co się mieszała w nieswoje sprawy? Nawet nie znała Maksa, na oczy go nie widziała, więc nie miała prawa się w to angażować... Jak ona to sobie wyobrażała? Chciała udawać, że jest jej przykro i przejmuje się losem kogoś, kogo nie znała, tylko po to żeby jakoś zbliżyć się do Piotra?...
Tego wieczoru, gdy znów całą naszą czwórką siedzieliśmy do późna, rozważając kolejne opcje i zastanawialiśmy się co robić dalej, Kuba zapewne widząc stan w jakim znajdował się Gawryło wyszedł mu z propozycja, żeby został na noc i nie wracał do pustego mieszkania. Mimo sporych oporów i początkowych sprzeciwów w końcu się zgodził. Nie chcąc stać z boku i biernie się wszystkiemu przyglądać zaproponowałam, że pościelę mu w salonie. To właśnie wtedy po raz pierwszy rozpłakał się na moich oczach. Bez namysłu wtuliłam się w jego ramiona chcąc dodać mu tym nieco otuchy. Miałam dosyć oglądania go w totalnej rozsypce dlatego postanowiłam odstawić nasze osobiste sprawy na potem i po prostu go w tym wszystkim wesprzeć.
-Mam już tego wszystkiego dosyć...-wymamrotał cicho, wtulając twarz w moje włosy i krztusząc się łzami, Nie do końca rozumiałam o co mu chodziło. Czego miał dosyć? Zamieszania związanego ze zniknięciem Maksa, czy napiętych stosunków między nami? Nie dopytywałam, prędzej czy później sam by mi to wyjaśnił, dlatego po prostu milczałam, gładząc go po plecach i starając się go w ten sposób nieco uspokoić.- Ta niepewność jest wiele gorsza niż świadomość, że on nie żyje...- w jego głosie dało się wyczuć ból, rozpacz i ciężar, z jakim przyszło mu wypowiedzieć te słowa. W pełni się z nim zgadzałam, w końcu los uraczył nas najstarszą i najgorszą torturą świata- kazał nam czekać na najgorsze, ze świadomością że nic nie można zrobić..
-Na pewno wkrótce się znajdzie- powiedziałam uspokajająco, jednocześnie starając się być przy tym przekonująca, co było naprawdę bardzo trudne, gdyż sama nie do końca wierzyłam w swoje słowa... mimo iż kilka godzin temu, wciąż miałam jeszcze nadzieję, że młody się odnajdzie, to z każdą kolejną dobą bez jakichkolwiek wieści na jego temat, coraz bardziej ona słabła.
-Chciałbym, żeby to była prawda- powiedział smutno, jednocześnie odsuwając mnie na długość swoich wyprostowanych ramion i spoglądając prosto w oczy. Po jego policzkach ściekały słone łzy, pod zaczerwienionymi i przekrwionymi oczami pojawiły się sine obwódki. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Od razu zrobiło mi się go szkoda. Pod moimi powiekami nieoczekiwanie również zebrały się łzy, Piotr zapewne zauważając je od razu ponownie przyciągnął mnie do siebie, zamykając mnie w swoim ciepłym i silnym uścisku. Emocje wzięły górę, od razu się rozkleiłam.
-Ja też...- powiedziałam, zanosząc się płaczem i opierając głowę na jego ramieniu. To właśnie wtedy wyczułam woń papierosów, których dym zdążył przesiąknąć jego koszulę. Znowu palił... zawsze kiedy cierpiał i był zrozpaczony wracał do tego nałogu... Nie sądziłam że jest z nim, aż tak źle. Poczułam mocny uścisk żalu w sercu... Poczułam się poniekąd winna, tego, że znajdował się w takim stanie... Odeszłam od niego w najgorszym możliwym momencie jego życia... zamiast wspierać go, zostawiłam go na lodzie, bo poczułam się urażona czymś co mogło wcale nie być prawdą... Gratulacje Goldberg... w końcu to do ciebie dotarło- powiedziałam sobie złośliwie w myślach. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, żeby go za to wszystko przeprosić, jednak nie było mi dane wypowiedzieć ani słowa, gdyż po całym mieszkaniu rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Piotr od razu wypuścił mnie ze swoich ramion, wyciągnął telefon z kieszeni i odchodząc kilka kroków ode mnie, jednocześnie ocierając twarz z łez odebrał telefon. Cała rozmowa nie trwała nawet kilku sekund. Gdy tylko ten ktoś po drugiej stronie rozłączył się, Piotr ponownie stanął ze mną twarzą w twarz. Patrząc na niego już wiedziałam że coś się stało.
-Marcin coś znalazł- powiedział od razu, a w jego oczach ponownie pojawiły się te jasne iskierki, których już tak dawno nie widziałam... W jego oczach ponownie pojawiła się nadzieja...


Przepraszam za jakość i długość tej części, ale jeszcze dzisiaj rano sama nie wiedziałam, że ją dodam... 
O dziwo wyrobiłam się z pisaniem całości w nieco ponad 4 godziny... 
Nowy rekord osobisty...
Zainteresowanym pisaniem własnego opowiadania i szukających kilku rad,
 przypominam o poście sprzed kilku godzin


16 komentarzy:

  1. perfekcyjne!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć wspaniała! Dziewczyno masz ogromny talent. Zadziwiasz mnie za każdym razem
    Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super .... podobała mi się w końcu to małe zbliżenie Hany z Piotrem chociaż jest niedosyt . Liczę na to że w końcu Hana przeprosi Piotra a ten udowodni że nie zdradził jej . Opo wspaniałe czekam na szybki next

    OdpowiedzUsuń
  4. po prostu część genialna!Mam nadzieje, ze Hana z Piotrem się wreszcie pogodza i liczę na jakiegoś hota!! <3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne nic dodać nic ująć Hana niech już wybaczy Piotrowi bo brakuje mi ich bliskości i takiej troski Piotra o nią i dziecko

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo *-* ten moment zbliżenia Hany z Piotrem po prostu genialny! �� juz od dawna czekalam na taki moment! Czekam z niecierpliwoscia na nexta! Pozdrawiam ����

    OdpowiedzUsuń
  7. Najwspanialsze opowiadanie !!! Czekam na następna cześć

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy next? Może dziś jeszcze??

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. W środę. Wczoraj wieczorem dopiero wróciłam do Londynu, a dzisiaj spędziłam cały dzień na uniwersytecie i nie miałam kiedy pisać :(

      Usuń
  10. Super mam nadzieję że w końcu hana wróci z Piotrem do domu i doczekamy się ich dużej bliskości, błagam dodaj szybko next

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam dziś niecierpliwie na next :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam aż się pogodzą i to strasznie czekam :D czytam bloga juz ponad rok :D

    OdpowiedzUsuń