czwartek, 24 grudnia 2015

Na zawsze razem cz. 66 i 1/2

 Na samym początku pragnę zaznaczyć, 
że jest to taki mały świąteczny przerywnik i nie ma on żadnego znaczenia i wpływu na fabułę opowiadania.
 Pomyślałam, że będzie miło napisać dla Was jakieś świąteczne opowiadanie. 
Taki drobny prezent ;)
Miłego czytania


Zapanowała cisza, każde z  nas wypowiedziało już wszystko co miało do powiedzenia i nie było sensu dalej, na siłę ciągnąc tę dyskusje, dodatkowo na temat który nie należał do najprzyjemniejszych, dlatego siedzieliśmy obok siebie, bez słowa gapiąc się w jakieś, bliżej nieokreślone punkty przed nami. Nie mam pojęcia ile tak siedzieliśmy, ale w pewnym momencie Kuba, włączył telewizor, na jakiejś stacji i po mieszkaniu rozległ się głos prezentera jakiegoś programu informacyjnego, jednak żadne z nas nie skupiało uwagi na prezentowanych treściach, przez co byłam pewna ze włączył go tylko po to, aby zagłuszyć panująca wokół cisze...Opadłam na oparcie kanapy, wygodnie się na niej usadawiając i w pewnym momencie znów poczułam, jak coś wewnątrz mnie się porusza, jednak tym razem nie, tak delikatnie jak wcześniej, tylko już wiele pewniej i gwałtowniej. Niekontrolowany uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy, a dłoń zjechała do podbrzusza. Znów się rusza... to było niesamowite uczucie, gdy czułam jak te małe rączki i stópki mojej kochanej kruszynki, którą nosiłam tuż pod sercem delikatnie uderzały mnie od środka... aż westchnęłam z zachwytu, jednak po chwili poczułam smutek związany z tym że nie ma tutaj Piotra i nie mogłam się z nim tym podzielić. Żałowałam że nie mogłam mu o tym powiedzieć. Oczami wyobraźni dokładnie widziałam jak usiadłby tuż obok mnie, kładąc swe duże i ciepłe dłonie na moim brzuchu, starając się wyczuć pod palcami każdy ruch tej małej istotki wewnątrz mnie, uśmiechając się przy tym szeroko... Podciągnęłam nogi pod brodę, wyrywając się z krainy nierealnych marzeń i wlepiając wzrok w telewizor, na którego ekranie rozbłysły napisy końcowe jakiegoś talk-show.   Po jakimś czasie Olszewski wstał z miejsca kierując swe kroki prosto do kuchni. Nie minęła nawet minuta nim do moich uszu dobiegł stukot wyciąganych garnków, a zaraz po nim trzask zamykanych drzwiczek lodówki. Po kolejnych minutach coś wylądowało w zlewie, a po mieszkaniu rozległ się szum wody. Początkowo, chciałam iść sprawdzić co robi, a nawet mu w tym pomóc, ale byłam zbyt leniwa i za bardzo zmęczona -po tych kilkudziesięciu, pełnych wrażeń i bez snu godzinach- by wstać z kanapy, dlatego położyłam się na niej wygodnie, podkurczając nogi i przytulając do siebie poduszkę, wzrok ponownie wbiłam w ekran telewizora, gdzie rozpoczął się jakiś łzawa, brazylijska opera mydlana, której nazwy nie byłam w sanie wymówić, a co dopiero zapamiętać. Starałam się skupić na fabule owej telenoweli, jednak moje powieki z każdą chwilą stawały się coraz cięższe, a obrazy powoli zamazywały się i zlewały w jedną, wielką, barwną plamę... Nawet nie wiem kiedy, ale chyba zasnęłam...

~*~*~*~
Był mroźny grudniowy wieczór. Wigilia. W całym domu unosił się zapach ciastek korzennych i choinki stojącej w salonie. Nie mieszkaliśmy już w swoim mieszkaniu w centrum Warszawy, tylko w sporym i nowocześnie urządzonym, jednak wciąż przytulnym domu, a sądząc po spokoju okolic, było to gdzieś na obrzeżach. -Nie wiem dlaczego śniły mi się święta, było to naprawdę dziwne gdyż mieliśmy dopiero maj i do grudnia było jeszcze daleko... -Tego roku, to my organizowaliśmy wieczerzę wigilijną- skoro mieszkaliśmy w Polsce, postanowiliśmy obchodzić święta wedle polskiej tradycji, poza tym nie chcieliśmy by nasze dzieci, traciły święta i czuły się gorsze od innych... Tak więc tego roku cała rodzina przyjechała do nas- Przemek z córkami- niestety  Ola nie mogła z nim przyjechać, gdyż nie dostała wolnego i nikt nie chciał się z nią zamienić, więc musiała zostać na dyżurze- rodzice Piotra oraz jego rodzeństwo ze swoimi partnerami i dziećmi.  Siedziałam w  kuchni, razem z Olką, żoną Maksa i panią Krystyną przygotowując potrawy na wigilijny stół, zawzięcie dyskutując o wszystkim i o niczym, co chwilę się przy tym śmiejąc. Mężczyźni siedzieli na kanapie w salonie oglądając jakiś świąteczny film, rozmawiając przy tym o pracy i nowinkach w świecie medycyny. Dzieci biegały po całym domu, wesoło się przy tym śmiejąc i uciekając przed Tadeuszem, który był niedźwiedziem w ich zabawie. Taa... ojciec Piotra był świetnym dziadkiem, w 100% poświęcał się tej roli, w sumie nic w tym dziwnego, skoro od zawsze marzył o gromadce takich maluchów. Gdzieś w tle tego całego świątecznego zamieszania cicho grały jakieś kolędy.
-Weronika ostrożnie na tych schodach!- krzyknęła z troską Ola zwracając się tym do swojej czteroletniej córeczki, wychylając się przez blat wyspy kuchennej oddzielającej ją od salonu widząc że mała zachwiała się na jednym z nich gdy wchodziła do góry.
-Nie martw się, ojciec ich pilnuje - powiedziała moja teściowa uśmiechając się do niej uspokajająco, sklejając przy tym kolejne uszko. Ola pokiwała głową na znak tego, że zrozumiała, po czym odwzajemniła uśmiech matki cicho przy tym wzdychając. 
-Chyba zwariuję przy trójce- powiedziała siostra Gawryły chichocząc cicho i pocierając przy tym już nieco zaokrąglony brzuch.
-Dacie sobie radę- powiedziałam, posyłając jej pokrzepiający uśmiech  i kładąc dłoń na ramieniu, chcąc dodać jej otuchy- Masz wspaniałego męża i całą rodzinę do pomocy- zapewniłam, a ona od razu się rozpromieniła przykrywając moją dłoń swoją.
- Dzięki- powiedziała z ogromną wdzięcznością i szczerym uśmiechem wymalowany na twarzy.- A jak tam u was? Jak sobie radzisz po powrocie do pracy po prawie rocznej przerwie?- zapytała zaciekawiona, a na jej słowa, oczy reszty towarzystwa z kuchni zwróciły się w moją stronę, lustrując mnie od góry do dołu, z zainteresowaniem oczekując na moją odpowiedź.
-Dobrze, myślałam, że będzie gorzej, ale jak na razie udało się nam tak poukładać grafiki, że któreś z nas zawsze jest w domu z dziećmi... -powiedziałam wzruszając przy tym nieznacznie ramionami, podchodząc jednocześnie do zlewu, żeby wrzucić do niego brudny garnek. -Poza tym Piotr jest wspaniałym ojcem i wyręcza mnie w większości obowiązków jak tylko może- dodałam po chwili, odwracając się do nich przodem, opierając się przy tym o blat i z uśmiechem wycierając w ręcznik mokre dłonie.
-Wszystko już gotowe, możemy siadać do stołu- powiedziała zadowolona Krystyna, wyciągając naczynia ze zmywarki i wkładając je do szafki. - Zawołam rzeszę- dodała odchodząc powoli w kierunku salonu i zwołując wszystkich na świąteczną wieczerzę. Po chwili już siedzieli przy pięknie zastawionym stole. Siedziałam obok Piotra, po swojej lewej mając fotelik w którym siedział nasz mały synek. Obok Piotra siedziało nasze drugie dziecko. Obok nas znalazł się Przemek z córkami, Naprzeciw nas usadowili się Maks i Ola ze swoimi rodzinami, a rodzice Gawryły usadowili się na  przeciwległych końcach stołu. Łamiąc się opłatkami złożyliśmy sobie życzenia i chyba nic w tym dziwnego, że najbardziej w pamięć zapadły mi te wypowiedziane przez mojego męża "Żeby było tak już zawsze, nasza miłość była z każdym dniem silniejsza, a nasze dzieci wyrosły na dobrych i mądrych ludzi..."
Pierwsza gwiazdka zabłyszczała jasno na ciemnogranatowym niebie, a my przystąpiliśmy do posiłku, dyskutując przy tym o wszystkim i o niczym. Po zjedzonej wieczerzy, ku uciesze dzieci przyszedł czas na rozpakowywanie prezentów, czekających pod choinką. Oglądanie ich radości płynącej z samego faktu otwierania pakunków, było czymś niesamowitym, od razu uśmiech cisnął się na usta. Właśnie o to chodzi w święta, o dawanie szczęścia innym. Gdy prezenty były już rozpakowane dzieci pobiegły do salonu pobawić się nowymi zabawkami, a my zasiedliśmy z powrotem do stołu z filiżankami gorącej herbaty z goździkami. Miło spędzaliśmy czas dyskutując na różnorakie tematy, żartując i śmiejąc się. Dokoła nas biegały dzieci, piszcząc radośnie... Piotr splótł pod stołem palce swojej dłoni z moimi, mocno ściskając moją rękę, a ja nieświadomie położyłam mu głowę na ramieniu, on na mój gest, nie przerywając dyskusji o możliwościach dalszego rozwoju rodzinnej kliniki, objął mnie ramieniem, przyciągając mnie bliżej siebie. Od razu dźwignęłam głowę z jego ramienia a mój wzrok skrzyżował się ze znudzonym spojrzeniem Natalii, która siedziała na kolanach zaabsorbowanego rozmową Maksa, wtulając się w jego klatkę piersiową. Wymieniłyśmy tylko ciepłe uśmiechy, po czym zwróciłam swój wzrok z powrotem na Piotra, przyglądając mu się uważnie i obserwując jak mięśnie jego twarzy napinają się gdy mówi. Właśnie w tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że za nami jest wyjątkowo cicho. Zdumiona odwróciłam się za siebie, a widok jaki tam na mnie czekał po prostu mnie rozczulił. Za nami na dywanie, przed telewizorem, pomiędzy pudełkami i papierkami po prezentach, leżała gromadka skulonych w kłębki, przytulających do siebie swoje prezenty dzieci. Córka Maksa, jak na "księżniczkę"przystało postawiła na wygodę i jako jedyna  leżała na sofie, córki Przemka, dzieci Oli oraz pociechy moje i Piotra zasnęły na podłodze. Na moje usta, od razu wypłynął spory uśmiech, gdy w całej tej gromadce odszukałam wzrokiem mojego syna który wyglądał wyjątkowo uroczo w wybranej przez siebie pozycji snu na jasnobeżowym dywanie- wpół leżał opierając się na kolankach, brzuchem i udami nie dotykając dywanu, z głową opartą na skrzyżowanych i zgiętych w łokciach rączkach , pod pachą trzymając pluszowego beżowego misia w niebieskim kubraczku. Miał lekko rozchylone usteczka, z których wypadł smoczek i wyciekła cienka stróżka śliny, tworząc plamkę na materiale kraciastej koszuli, którą miał na sobie. Drugie nasze dziecko zasnęło klęcząc, z głową opartą na niewielkim stoliku do kawy, dzierżąc w drobnej rączce garść kredek świecowych. Dzieci Olki, także zasnęły przy  stoliku w podobnej pozie do mojej pociechy,  z tą różnicą, że to młodsze nie zawracało sobie głowy siedzeniem, czy klęczeniem, po prostu zasnęło na stojąco z tułowiem ułożonym na blacie stołu. Córki mojego brata  zasnęły wtulone w siebie, ciasno obejmując się ramionami. Musi im wszystkim być niewygodnie. - pomyślałam zatroskana, bez słowa podnosząc się z miejsca i nie zważając na pytające spojrzenia reszty towarzystwa podeszłam do dzieciaków. Jak najdelikatniej tylko potrafiłam uniosłam syna z podłogi i ułożyłam go wygodnie w swoich ramionach, mimo iż miał nieco ponad rok wciąż był bardzo lekki. Nawet nie drgnął gdy ruszyłam z nim w stronę jego pokoiku, a następnie ułożyłam go w jego łóżeczku na co jedynie słodko zamlaskał przez sen w poszukiwaniu swojego smoczka. Uśmiechnęłam się szeroko. Wetknęłam mu go z powrotem do buzi, jednak wiedziałam, że za chwilę i tak będę musiała go nakarmić, po czym cicho, zostawiając za sobą uchylone drzwi wyszłam z pomieszczenia, starając się go nie obudzić.
-Może ktoś pomóc zanieść mi na górę resztę?- zapytałam szeptem, nie chcąc obudzić śpiących dzieciaków. Nie minęła minuta nim usłyszałam, jak ktoś podnosi się z krzesła. Wzięłam na ręce moje dziecko śpiące przy stoliku i nie odrywając wzroku od drobnej twarzyczki malucha, trzymanego przeze mnie w ramionach, weszłam po schodach, żeby zanieść je do pokoju na piętrze. Wchodząc do pokoiku, ostrożnie obeszłam porozrzucane klocki, po czym ułożyłam dziecko w łóżku. Opuściłam pomieszczenie.
-Dzieci Olki śpią w pokoju gościnnym obok naszej sypialni, a córki Przemka razem z pociechą mojego brata w tym na dole. - powiedział Piotr przytulając mnie do siebie i ciągnąc w kierunku schodów prowadzących na dół. Wróciwszy do stołu, jednak nim tylko zdążyłam usiąść do moich uszu dobiegło ciche pojękiwanie, które po chwili przerodziło się w płacz. "Pójdę go nakarmić"- powiedziałam ponownie odchodząc. Weszłam do jego pokoju, ponownie biorąc go na ręce, żeby nieco się uspokoił. Malec jeszcze chwilę cicho kwilił, ale się uspokoił. Przytuliłam go mocniej i usiadłam na fotelu bujanym w rogu pokoju.
Najpierw zauważyłam stróżkę światła, a potem jego… stanął w drzwiach pokoju i przyglądając mi się z uśmiechem. Wszedł do pokoju, zostawiając za sobą uchylone drzwi. Kiedy skończyłam karmić małego, Piotr wziął go ode mnie na ręce, wcześniej przerzucając sobie przez ramię pieluchę, po czym przycisnął malca do swojej klatki piersiowej i zaczął go delikatnie klepać po pleckach, żeby mu się odbiło. Przyglądałam się im uważnie, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Piotr trzymający w swoich ramionach dziecko , to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek widziałam. On był po prostu stworzony do bycia ojcem- opiekuńczy, kochający, odpowiedzialny- taki był zawsze. Rozmarzyłam się, przez co nawet nie zauważyłam kiedy Gawryło ponownie znalazł się obok mnie. Pomógł wstać mi z fotela, po czym od razu przytulił mnie do siebie. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w spokojny rytm bicia jego serca i dziękując za to , że go mam. Za to, że mimo wszystkich przeciwności i osób, które chciały nas rozdzielić był ze mną i nie zostawił mnie w trudnych chwilach. I za to, że mnie kochał. 
-Jak podobał ci się twój prezent?- zagadnęłam go, podnosząc na niego swe spojrzenie i delikatnie gładząc dłonią jego policzek. 
-Rzeczy materialne nie są dla mnie istotne...- odpowiedział zakładając mi jednocześnie niesforny kosmyk włosów za ucho- Ważne że mamy siebie... poza tym i tak dałaś mi już najwspanialszy  prezent, którego nie przebije nic innego- dodał po chwili.
-Co takiego?- zdziwiłam się, gdyż na prawdę nie miałam pojęcia o czym mówi. Jaki lepszy prezent? O co mu chodziło?- wciąż pytałam siebie w myślach, starając się znaleźć odpowiedź na te pytania. Jednak nic logicznego nie przychodziło mi do głowy.
-Dałaś mi dwójkę wspaniałych dzieci, jesteś moją żoną... - nachylił się nieznacznie w moim kierunku i wyszeptał mi to prosto do ucha, jednocześnie drażniąc je swoim zarostem. Uśmiech od razu zagościł, na mojej twarzy, a serce zabiło znacznie szybciej.- Niczego więcej nie chcę.- dodał po chwili składając na moich ustach długi i namiętny pocałunek. Od razu go odwzajemniłam.
~*~*~*~

Wyrwałam się ze snu, podrywając się gwałtownie do pozycji siedzącej, zrzucając z siebie koc, którym nakrył mnie Olszewski i wzdrygając się jednocześnie. Niemalże czułam ciepłe usta Piotra przyciśnięte do moich warg. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła siebie. Byłam w swoim dawnym mieszkaniu, Kuba siedział na fotelu obok kanapy, przyglądając mi się z troską
-Wszystko ok? - zapytał z wyraźnym zmartwieniem w głosie, spoglądając przy tym na mnie z wyraźnym zaniepokojeniem.
-Tak, tak...- odpowiedziałam od razu dziwnym głosem, pocierając przy tym dłonią twarz, na co on od razu zmierzył mnie wzrokiem, najwidoczniej nie wierząc w moje słowa- Miałam tylko dziwny sen -dodałam po chwili uśmiechając się uspokajająco.
-Koszmar?- zapytał z przejęciem, przysiadając obok mnie i kładąc mi swą ciepłą dłoń na ramieniu, chcąc dodać mi  tym otuchy.
-Nie... - wypaliłam od razu, zgodnie z prawdą.-Po prostu sen- dodałam po chwili, wstając z miejsca i ucinając dyskusję.


Już myślałam że nie uda mi się napisać i dodać tego opowiadania, ponieważ przyjechałam na święta do rodziny, do Polski. Z Londynu wzięłam wszystko: aparat, telefon, przejściówki, router, przenośne dyski, ładowarki i myszkę ... dosłownie cały sprzęt... szkoda tylko że zapomniałam laptopa....
Na szczęście trochę pomyślałam i znalazłam rozwiązanie... fartownie w domu była jakaś stara klawiatura, a ja miałam przejściówkę ze zwykłego USB na -micro... Prawie jak na komputerze...






Z okazji Bożego Narodzenia, 
życzę Wam świąt spędzonych w miłej, ciepłej i rodzinnej atmosferze. 
Mnóstwo zdrowia i miłości.
Oraz wspaniałych prezentów i spełnienia najskrytszych marzeń.


4 komentarze:

  1. boskie! <3 Wesołych Świąt! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda, że ten sen nie wpłynie na resztę opowiadania... bardzo mi się podoba!!! <33 wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!!!!! :**

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo ciekawa część! ;) czekam na hota!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. niech się szybko Hana z Piotrem pogodzi i niech będzie tak cudownie jak w tym śnie! Wesołych Świąt ;))

    OdpowiedzUsuń