Jechaliśmy jakąś boczną, leśną ścieżką na obrzeżach Warszawy kierując się nią w stronę centrum, starając się omijać główne drogi. To była ostatnia opcja, jeżeli gdzieś po drodze nie znajdziemy Maksa, któremu -jak twierdziła Ola- mógł się zepsuć pojazd podczas jazdy do domu, to nie mam pojęcia gdzie jeszcze możemy go szukać. Spojrzałam przez okno. Wpatrywałam się w mrok- w drzewa, pola i płoty, które przewijały się za szybą, przypominając sobie to co działo się kilka godzin temu.
-Maks zniknął.- wydusił Kuba, a ja na te słowa poczułam jak serce staje mi w miejscu z impetem zatrzymując się na żebrach.
-Jak to zniknął?- zapytałam przerażona, przecież to było niemożliwe, miał się nim opiekować, a tym czasem mówi mi coś takiego, wydawało mi się to wręcz niemożliwe, dlatego przez moment miałam wrażenie że po prostu się przesłyszałam
-Od wczoraj nie wrócił z pracy, mówił że będzie po 18 tymczasem jest już 22 i to kolejnego dnia, początkowo myślałem ze może poszedł na jakąś imprezę a po niej od razu do pracy, jednak on nadal nie wrócił, dodatkowo nie odbiera telefonu, dokładniej: "wybrany abonent jest poza zasięgiem sieci"- powiedział na jednym oddechu, a ja poczułam jak nogi się pode mną ugięły. Miałam szczęście że Piotr stał tuż za mną i objął mnie w tali, jednocześnie podtrzymując i chroniąc przed nieprzyjemnym i bliskim spotkaniem z ziemią. Nie miałam pojęcia jak miałam się zachować po jego oświadczeniu, co powiedzieć, czy też zrobić. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja i po prostu zaczęłam panikować, jednak po chwili uspokoiłam się gdy w końcu zrozumiałam że to nie czas na wpadanie w histerię i nie ja jestem w tym wszystkim najważniejsza, tylko Maks, który właśnie w tamtej chwili mógł być w niebezpieczeństwie i potrzebować naszej pomocy. Po chwili milczenia ponownie się odezwałam.
-Zostań w domu na wypadek gdyby wrócił i obdzwoń wszystkie pobliskie szpitale, może miał wypadek- powiedziałam drżącym głosem, mając nadzieję że to się nie sprawdzi, bowiem był to jeden z najczarniejszych scenariuszy, które zdążyły utworzyć się w mojej głowie.- My już jedziemy.-oznajmiłam krótko i nie czekając na odpowiedź z jego strony od razu się rozłączyłam. Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni, a gdy tylko podniosłam głowę, natrafiłam na przejęte i troskliwe spojrzenie mojego faceta, który nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi i grozy sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Miał delikatnie uniesione brwi, zupełnie jakby chciał zapytać "Co się dzieje?" Nie czekałam aż wyartykułuje to zdanie tylko od razu odpowiedziałam.
-Maks zniknął- mówiąc to poczułam dziwny uścisk w gardle -zupełnie jakbym połknęła kamień a on ugrzązł mi w przełyku- i pieczenie łez wzbierających pod powiekami, mimo iż Maks nie był dla mnie kimś bliskim polubiłam tego smarkacza i nawet zdążyłam się do niego w pewien sposób przywiązać. Piotr w jednym monecie wręcz zbielał, a szok sprawił ze na moment zapomniał o oddychaniu. Nie dziwiłam mu się, dla mnie ta wiadomość też była jak wielki kubeł zimnej wody wylany na głowę.
-Ale jak?- wydusił z siebie dopiero po czasie, gdy już nieco otrząsnął się z pierwszego szoku i był w stanie coś powiedzieć.
-Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle ze od wczoraj nie wrócił z pracy i nie ma z nim kontaktu, jest poza zasięgiem sieci.- wyjaśniłam pobieżnie, bo tak naprawdę również nie wiedziałam zbyt wiele. Po naszej rozmowie, wszystko co wydarzyło się później działo się już bardzo szybko. Poinformowaliśmy o wszystkim rodzinę Piotra, wszyscy byli przejęci, nawet pan Tadeusz, który był przecież wściekły na swojego najmłodszego syna -zresztą tak samo jak na swoją córkę- wyglądał na zmartwionego. Najgorzej wiadomość o jego zaginięciu zniosła matka Piotra. Omal nie zemdlała, a gdy w końcu udało się nam powiedzieć nieco dokładniej o co chodzi wpadła w panikę, która przerodziła się w atak histerii niemożliwej do opanowania. Było mi jej strasznie szkoda, ponieważ dobrze wiedziałam co czuła. Wiedziałam jak to jest być matką i martwić się o swoje dziecko, podczas gdy ma się świadomość że nie można nic zrobić, właśnie tak samo jak ona w tej chwili czułam się gdy trafiłam do szpitala, gdy byłam w pieszej ciąży, której z resztą nie udało się uratować... Piotr, Ola i jej małżonek nieudolnie starali się ja uspokoić i wmówić że wszystko dobrze się skończy, a jej najmłodszy syn na pewno wkrótce się odnajdzie cały i zdrowy-chociaż oni sami i tak w to nie wierzyli. Po godzinie jej lamentowania Tadeusz postanowił sięgnąć się ostatecznego wyjścia i poprosił jedną z służących o przygotowanie herbaty dla pani Krystyny i dodanie do niej leków nasennych. Poskutkowało. Zaledwie po kilku minutach od wypicia napoju matka Piotra uspokoiła się, zrobiła się senna i w końcu zasnęła, a my mogliśmy bez obaw wyruszyć w podroż powrotną do Warszawy. Nie traciliśmy cennego czasu na pakowanie swoich rzeczy, po prostu wsiedliśmy do samochodu, wcześniej żegnając się z ojcem Piotra i obiecując mu że będziemy informować go o wszystkim na bieżąco, ruszyliśmy w drogę. Ola oczywiście pojechała razem z nami, chociaż Piotr nalegał żeby została z rodzicami, bo tam bardziej by się przydała, zawłaszcza widząc w jakim stanie była Krystyna i zapewnił że wszystkim się zajmie, jednak ona się uparła, a Piotr nie mając siły na kłótnie z siostrą uległ i po prostu się zgodził. Jadąc do stolicy złamaliśmy chyba wszystkie możliwe przepisy nie licząc oczywiście jazdy na czerwonym świetle i przekraczaniu prędkości- przez co w pewnym momencie zrobiło mi się nie dobrze, ale nie prosiłam Piotra żeby się zatrzymał, bo wiedziałam, że nie ja w tej chwili jestem najważniejsza- przez co cały dystans udało nam się pokonać w nieco ponad trzy godziny. Na szczęście nocą nie panował zbyt wielki ruch, nie było też żadnych korków i nie natrafiliśmy na policję, bo inaczej zapłacilibyśmy spory mandat, o ile Piotrowi nie odebrano by prawa jazdy. Podjechaliśmy pod mój dawny blok i nie przejmując się zbytnio parkowaniem zostawiliśmy samochód na pierwszym napotkanym wolnym kawałku przestrzeni, tak by ie utrudniać nikomu przejazdu, przez i tak puste ulice. Dosłownie wbiegliśmy po schodach i wpadliśmy do mieszkania Olszewskiego nie zawracając sobie głowy tym że było grubo po 3 w nocy a my robiliśmy sporo hałasu. Szybko obmyśliliśmy plan postępowania i dzieląc się na dwie grupy przystąpiliśmy do działania. Ola i Kuba zostali w domu dzwoniąc po szpitalach i pracownikach restauracji Olki pytając wszystkich kiedy ostatnio widzieli Maksa i czy wspominał coś o swoich planach... A my- czyli ja i Piotr ruszyliśmy w teren, mając nadzieję że może gdzieś po drodze na niego natrafimy. To właśnie tak znalazłam się w tym miejscu w którym byłam w chwili obecnej, czyli na pustej drodze na obrzeżach. Serce waliło mi jak młotem. Cholernie bałam się o tego chłopaka, nawet nie wyobrażałam sobie co teraz musiał czuć Piotr, podczas gdy jego świat powoli walił się na kawałki i powoli spadał w otchłań. Niepewnie na niego spojrzałam. Ze skupieniem wpatrywał się w drogę przed sobą, ogarniając wzrokiem także jej brzegi. Mimo iż zewnętrznie wyglądał na opanowanego i skoncentrowanego na swoim zadaniu wiedziałam iż w środku aż szaleje że strachu o życie brata. Patrzyłam na niego próbując go rozgryźć, kiedy nagle poczułam mocne szarpniecie, a auto z głośnym piskiem opon niemalże natychmiast stanęło w miejscu.
-Jak to zniknął?- zapytałam przerażona, przecież to było niemożliwe, miał się nim opiekować, a tym czasem mówi mi coś takiego, wydawało mi się to wręcz niemożliwe, dlatego przez moment miałam wrażenie że po prostu się przesłyszałam
-Od wczoraj nie wrócił z pracy, mówił że będzie po 18 tymczasem jest już 22 i to kolejnego dnia, początkowo myślałem ze może poszedł na jakąś imprezę a po niej od razu do pracy, jednak on nadal nie wrócił, dodatkowo nie odbiera telefonu, dokładniej: "wybrany abonent jest poza zasięgiem sieci"- powiedział na jednym oddechu, a ja poczułam jak nogi się pode mną ugięły. Miałam szczęście że Piotr stał tuż za mną i objął mnie w tali, jednocześnie podtrzymując i chroniąc przed nieprzyjemnym i bliskim spotkaniem z ziemią. Nie miałam pojęcia jak miałam się zachować po jego oświadczeniu, co powiedzieć, czy też zrobić. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja i po prostu zaczęłam panikować, jednak po chwili uspokoiłam się gdy w końcu zrozumiałam że to nie czas na wpadanie w histerię i nie ja jestem w tym wszystkim najważniejsza, tylko Maks, który właśnie w tamtej chwili mógł być w niebezpieczeństwie i potrzebować naszej pomocy. Po chwili milczenia ponownie się odezwałam.
-Zostań w domu na wypadek gdyby wrócił i obdzwoń wszystkie pobliskie szpitale, może miał wypadek- powiedziałam drżącym głosem, mając nadzieję że to się nie sprawdzi, bowiem był to jeden z najczarniejszych scenariuszy, które zdążyły utworzyć się w mojej głowie.- My już jedziemy.-oznajmiłam krótko i nie czekając na odpowiedź z jego strony od razu się rozłączyłam. Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni, a gdy tylko podniosłam głowę, natrafiłam na przejęte i troskliwe spojrzenie mojego faceta, który nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi i grozy sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Miał delikatnie uniesione brwi, zupełnie jakby chciał zapytać "Co się dzieje?" Nie czekałam aż wyartykułuje to zdanie tylko od razu odpowiedziałam.
-Maks zniknął- mówiąc to poczułam dziwny uścisk w gardle -zupełnie jakbym połknęła kamień a on ugrzązł mi w przełyku- i pieczenie łez wzbierających pod powiekami, mimo iż Maks nie był dla mnie kimś bliskim polubiłam tego smarkacza i nawet zdążyłam się do niego w pewien sposób przywiązać. Piotr w jednym monecie wręcz zbielał, a szok sprawił ze na moment zapomniał o oddychaniu. Nie dziwiłam mu się, dla mnie ta wiadomość też była jak wielki kubeł zimnej wody wylany na głowę.
-Ale jak?- wydusił z siebie dopiero po czasie, gdy już nieco otrząsnął się z pierwszego szoku i był w stanie coś powiedzieć.
-Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle ze od wczoraj nie wrócił z pracy i nie ma z nim kontaktu, jest poza zasięgiem sieci.- wyjaśniłam pobieżnie, bo tak naprawdę również nie wiedziałam zbyt wiele. Po naszej rozmowie, wszystko co wydarzyło się później działo się już bardzo szybko. Poinformowaliśmy o wszystkim rodzinę Piotra, wszyscy byli przejęci, nawet pan Tadeusz, który był przecież wściekły na swojego najmłodszego syna -zresztą tak samo jak na swoją córkę- wyglądał na zmartwionego. Najgorzej wiadomość o jego zaginięciu zniosła matka Piotra. Omal nie zemdlała, a gdy w końcu udało się nam powiedzieć nieco dokładniej o co chodzi wpadła w panikę, która przerodziła się w atak histerii niemożliwej do opanowania. Było mi jej strasznie szkoda, ponieważ dobrze wiedziałam co czuła. Wiedziałam jak to jest być matką i martwić się o swoje dziecko, podczas gdy ma się świadomość że nie można nic zrobić, właśnie tak samo jak ona w tej chwili czułam się gdy trafiłam do szpitala, gdy byłam w pieszej ciąży, której z resztą nie udało się uratować... Piotr, Ola i jej małżonek nieudolnie starali się ja uspokoić i wmówić że wszystko dobrze się skończy, a jej najmłodszy syn na pewno wkrótce się odnajdzie cały i zdrowy-chociaż oni sami i tak w to nie wierzyli. Po godzinie jej lamentowania Tadeusz postanowił sięgnąć się ostatecznego wyjścia i poprosił jedną z służących o przygotowanie herbaty dla pani Krystyny i dodanie do niej leków nasennych. Poskutkowało. Zaledwie po kilku minutach od wypicia napoju matka Piotra uspokoiła się, zrobiła się senna i w końcu zasnęła, a my mogliśmy bez obaw wyruszyć w podroż powrotną do Warszawy. Nie traciliśmy cennego czasu na pakowanie swoich rzeczy, po prostu wsiedliśmy do samochodu, wcześniej żegnając się z ojcem Piotra i obiecując mu że będziemy informować go o wszystkim na bieżąco, ruszyliśmy w drogę. Ola oczywiście pojechała razem z nami, chociaż Piotr nalegał żeby została z rodzicami, bo tam bardziej by się przydała, zawłaszcza widząc w jakim stanie była Krystyna i zapewnił że wszystkim się zajmie, jednak ona się uparła, a Piotr nie mając siły na kłótnie z siostrą uległ i po prostu się zgodził. Jadąc do stolicy złamaliśmy chyba wszystkie możliwe przepisy nie licząc oczywiście jazdy na czerwonym świetle i przekraczaniu prędkości- przez co w pewnym momencie zrobiło mi się nie dobrze, ale nie prosiłam Piotra żeby się zatrzymał, bo wiedziałam, że nie ja w tej chwili jestem najważniejsza- przez co cały dystans udało nam się pokonać w nieco ponad trzy godziny. Na szczęście nocą nie panował zbyt wielki ruch, nie było też żadnych korków i nie natrafiliśmy na policję, bo inaczej zapłacilibyśmy spory mandat, o ile Piotrowi nie odebrano by prawa jazdy. Podjechaliśmy pod mój dawny blok i nie przejmując się zbytnio parkowaniem zostawiliśmy samochód na pierwszym napotkanym wolnym kawałku przestrzeni, tak by ie utrudniać nikomu przejazdu, przez i tak puste ulice. Dosłownie wbiegliśmy po schodach i wpadliśmy do mieszkania Olszewskiego nie zawracając sobie głowy tym że było grubo po 3 w nocy a my robiliśmy sporo hałasu. Szybko obmyśliliśmy plan postępowania i dzieląc się na dwie grupy przystąpiliśmy do działania. Ola i Kuba zostali w domu dzwoniąc po szpitalach i pracownikach restauracji Olki pytając wszystkich kiedy ostatnio widzieli Maksa i czy wspominał coś o swoich planach... A my- czyli ja i Piotr ruszyliśmy w teren, mając nadzieję że może gdzieś po drodze na niego natrafimy. To właśnie tak znalazłam się w tym miejscu w którym byłam w chwili obecnej, czyli na pustej drodze na obrzeżach. Serce waliło mi jak młotem. Cholernie bałam się o tego chłopaka, nawet nie wyobrażałam sobie co teraz musiał czuć Piotr, podczas gdy jego świat powoli walił się na kawałki i powoli spadał w otchłań. Niepewnie na niego spojrzałam. Ze skupieniem wpatrywał się w drogę przed sobą, ogarniając wzrokiem także jej brzegi. Mimo iż zewnętrznie wyglądał na opanowanego i skoncentrowanego na swoim zadaniu wiedziałam iż w środku aż szaleje że strachu o życie brata. Patrzyłam na niego próbując go rozgryźć, kiedy nagle poczułam mocne szarpniecie, a auto z głośnym piskiem opon niemalże natychmiast stanęło w miejscu.
- Co to do cholery jest ? - Zaburczał pod nosem nerwowo, a ja na jego słowa momentalnie zwróciłam wzrok przed siebie. Drogę przed nami tarasował powyginany kawał blachy. Piotr przekręcił kierownicę w lewo, a następnie nacisnął pedał gazu starając się ominąć przeszkodę, jednak po chwili znowu zwolnił. Nie czekałam nawet, żeby zatrzymał samochód. Wyskoczyłam z pojazdu jak poparzona i biegiem rzuciłam się przed siebie. Motocykl Maksa, to on. Ta sponiewierana i zniszczona kupa metalu to motor Maksa. Spojrzałam na niego, mrugając z niedowierzaniem, tak jakbym miała nadzieję że gdy już po raz kolejny podniosę powieki, obraz jaki mam przed oczami w końcu się zmieni. Widząc uszkodzony, poskręcany jak jakaś stara kartka papieru, kawał metalu który niegdyś był motorem poczułam wzbierający w moim gardle szloch. Niemal jak na żywo widziałam jak siedzący na nim kierowca gnał z ogromną prędkością prosto przed siebie, i nagle z niewiadomych przyczyn przewrócił się i zaczął koziołkować razem z maszyną. Piotr również musiał to sobie wyobrazić, gdyż na jego twarzy pojawił się grymas powstały z mieszanki smutku, bólu i niepokoju. Potarłam powieki dłońmi, czekając aż obraz zamaże się i zniknie mi sprzed oczu. Rozglądaliśmy się wokoło, poszukując Maksa. Byliśmy niemalże w 100 % pewni że miał wypadek i się rozbił. Przy tej prędkości podczas upadku lub zderzenia z czymś, jego ciało na pewno zostało odrzucone i leżało w sporej odległości od motoru. Potrzebował pomocy. Biegłam przed siebie, coraz dalej, coraz wolniej, powoli wyczerpując wszelkie zapasy energii. Za sobą słyszałam stłumione uderzenia podeszw butów o nawierzchnię drogi. Piotr biegł za mną. W ciągu niecałej godziny przeszukaliśmy teren w promieniu pół kilometra od wraku pojazdu. Sprawdzaliśmy wszędzie. Przetrząsnęliśmy pobliskie rowy, krzaki i inne zarośla, zaciemnione obszary pod drzewami, boczne ścieżki i drogi. Musiał być gdzieś w okolicy. Biegaliśmy tam i z powrotem, wołając jego imię ile sił w płucach, jednak bez odzewu. Może stracił przytomność...
Mimo intensywnych poszukiwań niczego nie znaleźliśmy zupełnie jakby Maks po prostu rozpłynął się w powietrzu. Żadnych zagubionych po drodze przedmiotów, fragmentów poszarpanych ubrań, odcisków stóp na wilgotnej, błotnistej nawierzchni, czy nawet śladów krwi. Po prostu zniknął bez śladu a jedyne co po nim zostało to rozbity motor. Wróciłam do wraku rozdzielając się w ten sposób z Piotrem. Wcześniej granatowe niebo zmieniło barwę na czarną i okryło się szatą utkaną z jasnych, błyszczących gwiazd. Zapadła ciemna noc. Byliśmy z dala od wszelkiej cywilizacji, a jedynym źródłem światła był księżyc który swą srebrzystą tarczą starał się rozjaśnić mrok. Ciszę panującą wokół przerywało jedynie sporadyczne pohukiwanie sów. Powietrze było przesycone wilgocią i zapachem gnijących liści, ale także grożą i strachem. Po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a ciało począwszy od stóp skończywszy na głowie i koniuszkach palców pokryła gęsia skórka.
Nerwowo chodziłam w tę i we w tę przeczesując włosy drżącymi dłońmi, zastanawiając się co tak właściwie się tu stało, gdzie jest Maks i czy jest cały, zdrowy i bezpieczny. Piotr dalej szukał brata nieco dalej od metalowej zwitki, a ja postanowiłam pokręcić się w pobliżu wraku. Podeszłam bliżej i kucnęłam przy maszynie. Kluczyki nadal tkwiły w stacyjce. Z baku wyciekł olej napędowy i utworzył na jezdni tłustą plamę. Odsunęłam się chwiejnym krokiem od maszyny i na coś wpadłam. Przerażona odwróciłam się przodem, a moim oczom ukazał się Piotr, nie słyszałam kiedy do mnie podszedł. Prawie nie poczułam kiedy mnie objął. Gwałtowne bicie jego serca rozległo się gdzieś w moim uchu ściśle przylegającym do jego klatki piersiowej. Jego ramiona oplotły mnie ciasno, delektowałam się jego ciepłem w ten chłodny i pełen grozy wieczór. Jego znajome ciało i zapach dały mi chwilowe poczucie ulgi. Objęłam go mocniej, dłońmi przesuwając po jego plecach, nawet nie zdając sobie sprawy kiedy po mojej twarzy cicho zaczęły spływać strumienie słonych łez. Dopiero po jakimś czasie Piotr odsunął mnie od siebie, żeby na mnie spojrzeć. Mówił żebym nie płakała choć sam był bliski płaczu, obiecywał że wszystko będzie dobrze, że Maks się znajdzie, już wtedy wiedziałam że to kłamstwo, ale i tak cieszyłam się że je słyszę... Oboje byliśmy przerażeni i ledwo żywi z rozpaczy. Lęk o życie Maksa był tak namacalny, że aż zaczynałam się nim dusić nie mogąc złapać oddechu. To najgorsze uczucie jakiego kiedykolwiek w życiu doświadczyłam.
-Przykro mi- wyszeptałam ze łzami w oczach- Na prawdę cholernie mi przykro- wydusiłam z siebie już nawet nie panując nad łzami które strumieniami ponownie zaczęły spływać po moich policzkach. Naprawdę czułam się nieco winna, temu co się stało.
-To nie twoja wina.- zapewnił mnie Piotr, jednocześnie ocierając moje łzy. Spojrzał na mnie z troską, po czym jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął zamykając w jeszcze ciaśniejszym i czulszym uścisku. Jego ciało zaczęło się spazmatycznie trząść, przez co wiedziałam że też płacze. "To nie nasza wina"- powtarzał w kółko szeptem z twarzą utkwiona w moich włosach..
-Gdybyśmy zabrali go ze sobą, nie doszłoby do tego...- ciągnęłam, jednak nie dokończyłam, gdyż od razu wszedł mi w słowo
-Może tak może nie, nie ma teraz co gdybać bo to nam teraz nie pomoże- zaoponował od razu- Lepiej skupmy się na szukaniu. Zadzwoń do Oli ją wezwę policję - dodał po chwili wypuszczając mnie ze swoich objęć i odchodząc o kilka kroków na przód. Nie chcąc tracić więcej czasu, wygrzebałam telefon z tylnej kieszeni spodni, a wybierając numer jego siostry miałam nadzieję że to wszystko to tylko okropny koszmar z którego za chwilę się obudzę... Miałam nadzieję że za chwilę otworzę oczy i wszystko wróci do normy, a ja znów znajdę się w jego objęciach w sypialni w domu jego rodziców...
-Przykro mi- wyszeptałam ze łzami w oczach- Na prawdę cholernie mi przykro- wydusiłam z siebie już nawet nie panując nad łzami które strumieniami ponownie zaczęły spływać po moich policzkach. Naprawdę czułam się nieco winna, temu co się stało.
-To nie twoja wina.- zapewnił mnie Piotr, jednocześnie ocierając moje łzy. Spojrzał na mnie z troską, po czym jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął zamykając w jeszcze ciaśniejszym i czulszym uścisku. Jego ciało zaczęło się spazmatycznie trząść, przez co wiedziałam że też płacze. "To nie nasza wina"- powtarzał w kółko szeptem z twarzą utkwiona w moich włosach..
-Gdybyśmy zabrali go ze sobą, nie doszłoby do tego...- ciągnęłam, jednak nie dokończyłam, gdyż od razu wszedł mi w słowo
-Może tak może nie, nie ma teraz co gdybać bo to nam teraz nie pomoże- zaoponował od razu- Lepiej skupmy się na szukaniu. Zadzwoń do Oli ją wezwę policję - dodał po chwili wypuszczając mnie ze swoich objęć i odchodząc o kilka kroków na przód. Nie chcąc tracić więcej czasu, wygrzebałam telefon z tylnej kieszeni spodni, a wybierając numer jego siostry miałam nadzieję że to wszystko to tylko okropny koszmar z którego za chwilę się obudzę... Miałam nadzieję że za chwilę otworzę oczy i wszystko wróci do normy, a ja znów znajdę się w jego objęciach w sypialni w domu jego rodziców...
Przepraszam was za tak ogromne przestoje, ale niedawno zaczęłam studia i mam sporo nauki, do tego doszła przeprowadzka i kapitalny remont nowego mieszkania oraz praca, przez co nie miałam ani odrobiny wolnego czasu.
Wciąż mam sporo nauki, ale postaram się wprowadzić do swojego życia projekt "Godzina dla bloggera dziennie" dzięki któremu mam nadzieję, nexty będą pojawiać się częściej i w miarę regularnie
P.S komentujcie bo od tego też zależy ilość nextów
Cudoo! <3 next! <3 pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńsuper czekałam tak długo z niecierpliwością zaglądając tu i w końcu jest ..... mega super wspaniała część i bardzo zaskakująca czekam na szybki next i tego Piotra nadopiekuńczego :) co bardzo u niego lubię jak i Hanę w takiej sytuacji gdy biedna złości się ale nie ma nic do powiedzenia nie ma wyjścia i musi poddać się nadopiekuńczości Piotra ..... jestem ciekawa co z tym Maksem co on znowu nawywijał . cieszę się że nexty będą częściej bo bardzo długo się czeka a czyta się je jak ciekawą książkę / Pozdrawiam i czekam
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się ciesze i ile czekalam na twój powrót :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtyle czekania ale JEST !!!!! liczę na to że następna część będzie za chwilę :):)
OdpowiedzUsuńCzekałam Czekałam i się doczekalam. Cześć jak zawsze super. Czekam na nexta;)
OdpowiedzUsuńTaka niespodzianka <3 cudoo :*
OdpowiedzUsuńczekamy na nexta
OdpowiedzUsuńnareszcie! mega, a zarazem bardzo smutna część :/
OdpowiedzUsuńwarto było czekać! ;))
OdpowiedzUsuńuwielbiam!!! :***
OdpowiedzUsuń