poniedziałek, 23 lutego 2015

Na zawsze razem cz.47

 Obudziły mnie ciepłe promienie słońca nieśmiało tańczące na mojej twarzy. Dochodziła 10. Tego dnia miałem wolne, więc nie musiałem spieszyć się ze wstawaniem.
Przekręciłem głowę w drugą stronę. Hana leżała wtulona w moje ramię. Miała taką spokojną twarz... Spała i chyba śniło jej się coś miłego, bo delikatnie się uśmiechała. Lubiłem na nią patrzeć gdy drzemała. Wyglądała tak niewinni i bezbronnie. Nie chciałem jej obudzić, więc najdelikatniej jak tylko potrafiłem wyślizgnąłem się z jej uścisku, a ramie którego do tej pory kurczowo się trzymała zastąpiłem poduszką. Udało się, Hana nawet nie drgnęła... uff.
Pocałowałem ją jeszcze w sam czubek głowy i na paluszkach opuściłem sypialnię.
Powędrowałem prosto do kuchni, z zamiarem zrobienia śniadania. Założyłem fartuch który był na mnie nieco za mały, gdyż należał do mojej ukochanej i zabrałem się za przyrządzanie posiłku. Po całym mieszkaniu rozległa się symfonia najróżniejszych dźwięków.
Łomot drzwiczek w drewnianych szafkach kuchennych (stuk-stuk) grzechot szklanych i blaszanych pojemników (dzyń-dzyń) przestawianie i wybieranie spośród kolekcji metalowych garnków i rondli (szur-szur). Kulinarna orkiestra niezgrabnie dostrajająca instrumenty, a potem dziarsko klekocąca do finału który stanowił dźwięk toczącej się po kafelkach formy do ciasta zwieńczony uderzeniem o ścianę, aż dziw że Hana jeszcze się nie obudziła.
Po niespełna półgodzinnych pełnych potu i krwi- dosłownie- przygotowaniach, moje ręce były pokryte licznymi rankami po oparzeniach, ale mimo wielu trudności powstały naleśniki z owocami kształtem bardziej przypominające paletki do pingponga... No ale cóż... liczą się dobre chęci. Nieprawdaż?
Całość przyozdobiłem jeszcze odrobiną sosu czekoladowego i listkami mięty. Posiłek był gotowy, a mimo nieatrakcyjnego kształtu naleśników i tak prezentował się wspaniale. Byłem z siebie dumny.
Wyjrzałem przez okno. Był piękny kwietniowy poranek, ptaki radośnie ćwierkały, słońce pięknie świeciło na błękitnym, bezchmurnym niebie. Spojrzałem na termometr znajdujący się za oknem. Niecałe 21°C. Jak na początki kwietnia było bardzo ciepło, aż szkoda zmarnować tak piękny dzień.
Nie zastanawiając się długo, postanowiłem iż śniadanie zjemy na zewnątrz.
Otworzyłem drzwi balkonowe, a do moich płuc dotarło ciepłe, rześkie, przepełnione zapachem rosy powietrze. Wziąłem głęboki wdech. To będzie wspaniały dzień.
Nie marnując więcej czasu postawiłem nakryć do stołu stojącego na balkonie.
Okrągły, wykonany z drewna orzechowego, duży stół nakryłem kremowym obrusem, do tego biała, elegancka zastawa i bordowe serwetki. Na środku postawiłem wazon... brakowało tylko kwiatów.
Cichutko wślizgnąłem się do sypialni, w której Hana w dalszym ciągu smacznie sobie pochrapywała, narzuciłem na siebie pierwsze lepsze ubrania i równie szybko opuściłem pomieszczenie.
Pospiesznie wybiegłem z mieszkania i popędziłem prosto do osiedlowej kwiaciarni. Kupiłem największy i najpiękniejszy bukiet tulipanów jaki tylko znalazłem. Po  niespełna 5 minutach byłem z powrotem w mieszkaniu. Włożyłem kwiaty do wcześniej przygotowanego wazonu, dopełniając tym swoje dzieło. Byłem bardzo zadowolony z efektu. Właśnie miałem iść obudzić blondynkę, kiedy to zza pleców dobiegł mnie jej głos
-No cześć przystojniaczku.- rzuciła zaspanym głosem. W jednym momencie odwróciłem się za siebie. Stała w progu kuchni, uśmiechając się promiennie w moją stronę. Miała dobry humor. Nie zastanawiając się dłużej podszedłem do niej i zagarnąłem ją w swoje ramiona. Od razu się w nie wtuliła.
-No hej, jak się miewają moje skarby?- odparłem radośnie jednocześnie prawą dłonią zjeżdżając na jej nieco wypukły brzuszek, delikatnie go gładząc.- Wyspana ?- dodałem po chwili, spoglądając głęboko w te jej piękne, błękitne oczy. Pod jej powiekami wciąż jeszcze błądził sen, na pierwszy rzut oka był widać że dopiero co wstała.
-Tak, nawet bardzo- odparła zakrywając swoją dłonią moją rękę która spoczywała na jej brzuchu. Na mojej twarzy również zagościł uśmiech.
-Głodni?- Na moje pytanie w odpowiedzi skinęła głową w znaku potwierdzenia.Ruszyliśmy w stronę balkonu. Na widok tego co przygotowałem Hana wpadła w zachwyt dosłownie nie mogła się nadziwić, że sam to wszystko przygotowałem. W świetnych nastrojach zasiedliśmy do stołu i zabraliśmy się do spożywania posiłku. Do tej pory nie miałem pojęcia że tak dobrze potrafię gotować, co prawda posiłek już nieco wystygł i tak był wyśmienity... Jak to określiła Goldberg- jestem człowiekiem wielu talentów.
Jedliśmy wciąż śmiejąc się, rozmawiając i żartując, kiedy to nagle rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałem na wyświetlacz. Nieznany numer, bez zastanowienia odebrałem wiadomość.

„Za godzinę tam gdzie zawsze, tym razem się nie spóźnij. Czekam na ciebie :*
Oli ”

Na śmierć zapomniałem o spotkaniu... jak mogło wypaść mi to z głowy? Przecież było ono dla mnie bardzo ważne i nie chodziło tylko o osobę z którą się umówiłem w zeszłym tygodni, a o sam cel naszego spotkania...
Po przeczytaniu wiadomości od razu nieco się zmieszałem, co nie uszło uwadze Hany.
-Co jest?- zapytała wkładając kolejny kęs naleśnika do ust. Musiałem wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę, co nie było łatwe, w końcu Hana nie jest głupia, kiedy podałbym jej jakiś banalny lub zbyt przekombinowany pretekst na pewno zaczęłaby coś podejrzewa.
-Nic...- odparłem skonsternowany- to ze szpitala, jestem tam pilnie potrzebny.- skłamałem na poczekaniu... Praca... uniwersalna i bezpieczna wymówka od zalania dziejów... Zdziwił mnie fakt z jaką łatwością mi to przyszło, nigdy nie miałem zamiaru jej okłamywać, ale nie miałem wyboru, przecież nie mogłem jej powiedzieć że się umówiłem, bo zapewne chciałaby wiedzieć gdzie, z kim i po co, a wtedy to już na pewno wszystko wyszłoby na jaw... Dla jej dobra lepiej żeby się nie dowiedziała...  nie teraz...
Po skończonym posiłku pospiesznie posprzątałem, przebrałem się i ruszyłem do wyjścia. Przed samym opuszczeniem mieszkania pożegnałem się z Haną, zapewniając że postaram się wrócić najszybciej jak to możliwe. Opuściłem mieszkanie, pospiesznie zbiegłem po schodach i po chwili siedziałem już w samochodzie, jadąc w kierunku miejsca w którym się umówiłem.
Po zaledwie półgodzinnej jeździe dotarłem na miejsce, i o dziwo byłem kilka minut przed czasem.
Stanąłem przed drzwiami tak dobrze znanej mi restauracji z muzyką na żywo, znajdującej się w centrum miasta. Lubiłem tu przebywać, atmosfera tego miejsca sprawiała że zawsze chętnie tu wracałem. Nie zastanawiając się dłużej wszedłem do środka. Po przekroczeniu progu, do moich uszu momentalnie dobiegły delikatne dźwięki wykonywanego przez zespół utworu.
Ściany były pomalowane na różnorakie odcienie szarości. Na każdej z nich wisiały nowoczesne bohomazy w czarnych, eleganckich lakierowanych ramach. Okna przysłonięto grubymi, lnianymi zasłonami w odcieniu ciemnej szarości, a stoły przystrojone bieżnikami w tym samym kolorze i elegancką zastawą. Całą salę jadalną ogarniało jasne światło zawieszonych na suficie lamp. Muzyka jazzowa, cicho grająca w tle dodawała całemu lokalowi charakteru i tworzyła swoisty klimat łączący nowoczesność z nieco staroświeckim zadarciem.
Lokal jak zawsze był wypełniony po brzegi. Od kiedy pamiętam zawsze było tu pełno ludzi. Rozejrzałem się dookoła. Nie musiałem długo szukać żeby znaleźć ją wśród tłumu. Młoda kobieta o blond włosach sięgających do ramion siedziała przy stoliku, pod jedną ze ścian. Wyglądała na zamyśloną, ale gdy tylko mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się uśmiech, a jej zielonoszare oczy rozbłysły, niczym gwiazdy na ciemnym niebie. Wstała z miejsca, a gdy do niej podszedłem powitała mnie pocałunkiem w policzek. Usiedliśmy do stołu. Po chwili podszedł do nas kelner. Zamówiliśmy dwie kawy. Nie miałem ochoty na nic innego, w końcu dopiero co zjadłem śniadanie. Mężczyzna zanotował informacje na niewielkiej karteczce i odchodząc od naszego stolika dość dziwnie na nas spojrzał, uśmiechnął się do mnie krzywo kręcąc przy tym głową, ruszył w stronę - jak mniemam - kuchni.Ciekawe o co mu chodziło...
- Hana się czegoś domyśla?- zapytał na wstępie wyrywając mnie przy tym z pewnego rodzaju zamyślenia. Dźwignąłem wzrok. Spoglądała na mnie przenikliwie i wyczekująco zarazem. Mimowolnie skurczyłem się w sobie, pod wpływem jej wzroku. Od zawsze tak na mnie działała.
-Nie, nie sądzę... myśli że jestem w szpitalu- odparłem przeczesując przy tym ręką włosy. W tym samym momencie zostało przyniesione nam nasze zamówienie, kelner chciał coś powiedzieć, ale moja towarzyszka odprawiła go skinieniem ręki. Zostaliśmy sami. - Powiedziałaś już Maksowi ?- zapytałem po chwili. Między nami zapadła cisza. Kobieta wzięła łyk ciepłego napoju po czym ponownie spoglądając na mnie zaczęła.
-Jeszcze nie... ale za chwilę razem mu powiemy- spojrzała na zegarek- właściwie to już powinien tu być... - westchnęła zrezygnowana, wzrokiem znów wracając do mnie. Miała obsesję na punkcie punktualności. Tolerowała każde inne wykroczenie, ale spóźnienie było czymś czego nie potrafiła przebaczyć. Wystarczyło przyjść minutę po czasie, a miało się to wypominane przez kolejnych kilka miesięcy.
-A jeśli się nie zgodzi?- zapytałem niepewnie.
-To coś wymyślimy...- odrzekła tajemniczo, rzucając mi jeden ze swoich przebiegłych uśmieszków.
Zapowiadał się dzień pełen wrażeń....



Kim jest tajemnicza "Oli"? I co łączy ją z Piotrem?
Co ukrywają przed Haną i Maksem? 
Tak wgl kim jest Maks ?

8 komentarzy:

  1. Super część, bardzo ciekawa :) Z niecierpliwością czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Megaaa *.* kiedy można spodziewać się nexta?

    OdpowiedzUsuń
  3. super czekam na kolejny next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Część bardzo ciekawa!! <3 I juz nie mogę doczekać się nexta, bo jestem bardzo ciekawa o co chodzi? :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Może ta cała tajemnicza "Oli" to kochanka Piotra, a Max to jej mąż i chcą mu powiedzieć o romansie i prosić o rozwód... nie wiem dlaczego ale gdy tylko przeczytałam "Oli" to od razu skojarzyło mi się z Olivią, ale ona jest w stanach... Czyżby wróciła?

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy przeczytałam komentarz wyżej o Olivii - byłam gotowa wykłócać się o to, że w tym opowiadaniu nie ma żadnej Olivii. I w tedy uświadomiłam sobie, że najgorsze są przerwy w czytaniu. Cóż zapewne połowy rozdziałów nie pamiętam.
    Moją pierwszą myślą było to, że Max jest synem Piotra z tajemniczą Oli.
    Czekam na kolejnego nexta.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem i przepraszam za takie przestoje między kolejnymi częściami, ale niestety od czasu przeprowadzki nie mam zbyt wiele wolnego czasu :(
      Obecnie staram się pisać w miarę regularnie( przynajmniej jedną część tygodniowo) co wymaga ode mnie zmiany wielu planów i całego rozkładu dnia... więc nie jest łatwo, ale obiecuję poprawę

      Usuń
    2. Nie masz za co przepraszać. To nie był zarzut - po prostu czasami mam potrzebę pomarudzenia.
      Jeden raz w tygodniu to i tak dobrze.
      Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

      Usuń