Po jakichś dwóch może trzech godzinach od powrotu ze
"spacerku" niezasklepiona rana na moim brzuchu, powstała w skutek
operacji zaczęła mnie dość dziwnie boleć, a ja czułam się jakby ktoś chwycił
mnie za skórę i zaczął ciągnąć w dwóch przeciwnych kierunkach. Jakby tego było
mało, opatrunek zaczął dość intensywnie przesiąkać więc niestety musiałam
poinformować o tym któregoś z lekarzy. Już sobie wyobrażałam minę wściekłego
Piotra i to jego "a nie mówiłem" lub "sama się o to
prosiłaś". Po prostu świetnie...
Fartownie został wezwany na jakąś pilną konsultację, więc kazanie jakie na pewno mi wygłosi przesunęło się w czasie, ale jak to mówią co się odwlecze to nie uciecze... Niestety.
Fartownie został wezwany na jakąś pilną konsultację, więc kazanie jakie na pewno mi wygłosi przesunęło się w czasie, ale jak to mówią co się odwlecze to nie uciecze... Niestety.
Gdy tylko Gawryło opuścił salę od razu wezwałam
pielęgniarkę która również zaniepokojona tak sporym przeciekiem spod
opatrunków, pobiegła po lekarza dyżurnego. Nie minęło nawet 5 minut a do mojego
pokoju pewnym i dość żwawym krokiem wkroczył Sambor
-Hej, co się stało? - zaczął na wstępie, uważnie mierząc mnie
przy tym wzrokiem. W jego głosie dało się wyczuć cień niepokoju.
-Coś zaczęło się dziać z moją raną pooperacyjną-
odparłam szybko, przeczesując przy tym nerwowo dłonią włosy, a drugą ręką wskazując na miejsce w którym znajdowała się rana.
-Dźwignij koszulkę zobaczymy co się dzieje- Rzucił w
moją stronę, stając tuż obok mnie. Posłusznie wykonałam polecenie. Gdy tylko
lekarz zaczął odklejać spory, przesiąknięty krwią plaster z mojego brzucha,
machinalnie odwróciłam głowę w przeciwną stronę, nie chciałam na to patrzeć.
Mimo że praktycznie na co dzień miałam styczność z takimi widokami i zwykle
pozostawałam niewzruszona, tym razem zrobiło mi się niedobrze... Oho... chyba
hormony zaczynają o sobie dawać znać...
Poczułam lekkie szarpnięcie z chwilę po nim okropne
szczypanie- pewnie Michał odkleił cały opatrunek.
-Szew puścił i rana się rozeszła, stąd to krwawienie.
Niestety będę musiał założyć nowe szwy.- Powiedział chirurg po krótkich oględzinach. Wziął głęboki wdech. Spojrzałam na niego niepewnie. Mimo że starał się skrzętnie ukryć wszystkie towarzyszące mu emocje, to na jego twarzy można było dostrzec zmartwienie i
zdenerwowanie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Między nami zapadła cisza.
Zrobiło się niezręcznie.
-A jak tam dzieci, miałaś już USG?- zapytał, ni stąd, ni zowąd, najwyraźniej
chcąc zmienić temat naszej pse
-Co?- prawie wykrzyczałam. O czym on mówił? Jakie dzieci,
przecież spodziewam się tylko jednego.
-Pytałem jak tam dzieci? - powtórzył nieco głośniej, przy każdym słowie szeroko rozdziawiając usta. Wyglądał wtedy naprawdę komicznie, przez co na mojej twarzy, mimo dezorientacji pojawił się szeroki uśmiech. Gdy tylko skończył przemawiać, od razu spoważniałam. Byłam zdziwiona jego słowami, przez
co aż wytrzeszczyłam oczy spoglądając przy tym na niego co najmniej jak na
wariata.
-Chyba chciałeś zapytać jak tam dziecko?- poprawiłam go. Mój głos brzmiał dość stanowczo i chłodno. Tym razem to on spojrzał na mnie jak na totalną idiotkę i niemalże prychnął pod nosem.
-Chyba chciałeś zapytać jak tam dziecko?- poprawiłam go. Mój głos brzmiał dość stanowczo i chłodno. Tym razem to on spojrzał na mnie jak na totalną idiotkę i niemalże prychnął pod nosem.
-Piotr nic ci nie przekazał?- zdziwił się, a w jego tonie
dało się wyczuć spore oburzenie. -Spodziewasz się bliźniąt- dopowiedział po
chwili, a ja zaczęłam się cieszyć że właśnie leże bo gdybym stała, to właśnie w
tej chwili zapewne zbieraliby mnie z podłogi. Byłam w szoku... Nie. Szok to
zdecydowanie za mało powiedziane. Nawet nie potrafiłam znaleźć słów na to co
teraz czuję. Miałam wrażenie, jakby ktoś wylał na moją głowę kadź lodu, a jej zawartość ściekając i kapiąc spływała po moich plecach, pozostawiając po sobie gęsią skórkę rozprzestrzeniającą się po całym ciele.
-Co? - powtórzyłam bardziej do siebie niż do Michała. Wciąż jeszcze nie dotarły do mnie jego słowa. Pytania bez odpowiedzi tłukły się po mojej głowie Minęło trochę czasu niż to wszystko do mnie doszło.
-Co? - powtórzyłam bardziej do siebie niż do Michała. Wciąż jeszcze nie dotarły do mnie jego słowa. Pytania bez odpowiedzi tłukły się po mojej głowie Minęło trochę czasu niż to wszystko do mnie doszło.
-To Piotr o tym wiedział? -zapytałam gdy już nieco
otrząsnęłam się z pierwszego szoku. Czułam się jakby pod moim językiem wyrósł kamień wielkości pięści, a ja za nic w świecie nie potrafiłam go wypluć. Roiło mi się ciepło i zimno na zmianę, a mój głos był jednym oddechem, jednym głośnym szeptem.
-W takim razie przepraszam, myślałem że wiesz...- wyraźnie się zmieszał, a wzrok wbił w podłogę zupełnie jakby to była najbardziej fascynująca rzecz jaką w życiu widział.
-Teraz już wiem...- wymamrotałam pod nosem i właśnie coś wtedy do mnie doszło.- Ale jak to bliźniaki? przecież na ostatnim USG było widać tylko jeden pęcherzyk ciążowy- to pytanie wciąż mnie nurtowało.
- Ja się na tym nie znam więc chyba będziesz musiała zapytać
o to Darka- westchnął zrezygnowany.- Za chwilę przyjdzie po ciebie pielęgniarka i zabierze do
zabiegowego. -dodał po chwili, po czym zwrócił się na pięcie i opuścił moją salę.
Po upływie kilku minut przyszła po mnie pielęgniarka. Chciałam wstać, ale kobieta powstrzymała mnie jednym sprawnym ruchem ręki, i właśnie wtedy zorientowałam się że ma zamiar przetransportować mnie do zabiegowego razem z moim łóżkiem. Chciałam iść o własnych siłach, lecz jej zdaniem mój pomysł nie wchodził nawet w grę. Na szczęście udało mi się wynegocjować przewiezienie na wózku... zawsze coś, jest to mniejsze zło niż przemieszczanie mnie razem z tym okropnym szpitalnym łóżkiem, w końcu nie jestem obłożnie chora, naprawdę czuję się nieźle . Oczywiście jeśli nie liczyć rany na brzuchu która nieco mnie boli, lekkich zawrotów głowy przy wstawaniu i mdłości... Może jednak wózek to dobry pomysł.
Gdy tylko dotarłam do gabinetu, lekarz już na mnie czekał.
Z niewielką pomocą pielęgniarki położyłam się na kozetce. Doktor znieczulił okolice rany, po czym sprawnie założył kilka drobnych szwów i o dziwo zrobił to dość estetycznie jak na chirurga. Po opatrzeniu szramy zostałam z powrotem przewieziona do swojej sali, z bezwzględny zakazem ruszania się z łóżka choćby na jeden centymetr, a nawet siadania. Przez najbliższe dwa, może nawet trzy dni mam nic nie robić tylko leżeć, chyba że chcę aby szwy znów popękały... jakoś mi do tego nie śpieszno.
Gdy już bezpiecznie i zgodnie z zaleceniem lekarza leżałam w swoim łóżku, pielęgniarka, która do tej pory dotrzymywała mi towarzystwa, wyszła z sali zostawiając mnie zupełnie samą, dzięki czemu miałam mnóstwo czasu na myślenie.
Od kilku godzin w głowie układałam sobie naszą rozmowę z Piotrem, na temat zatajonych przede mną faktów i zawsze na końcu dochodziłam do wniosku, że nie dam rady tego zrobić. Nie wiedziałam jak postawić pytanie, by nie czuł się zaatakowany i oskarżony. Bałam się jego reakcji, a jeszcze bardziej chyba obawiałam się usłyszeć, zrobił to dla mojego dobra… Albo, że nie chciał mnie denerwować, w końcu w moim stanie to niewskazane… a ja byłam pewna że bez względu na to co powie będzie to dowodem na to jak bardzo się o mnie troszczy, a ja nie będę potrafiła się na niego o to wściekać, chociaż mnie oszukał.
Pogrążona tak w swoich licznych przemyśleniach nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudził mnie trzask zamykanych drzwi, przez co aż podskoczyłam.
Po upływie kilku minut przyszła po mnie pielęgniarka. Chciałam wstać, ale kobieta powstrzymała mnie jednym sprawnym ruchem ręki, i właśnie wtedy zorientowałam się że ma zamiar przetransportować mnie do zabiegowego razem z moim łóżkiem. Chciałam iść o własnych siłach, lecz jej zdaniem mój pomysł nie wchodził nawet w grę. Na szczęście udało mi się wynegocjować przewiezienie na wózku... zawsze coś, jest to mniejsze zło niż przemieszczanie mnie razem z tym okropnym szpitalnym łóżkiem, w końcu nie jestem obłożnie chora, naprawdę czuję się nieźle . Oczywiście jeśli nie liczyć rany na brzuchu która nieco mnie boli, lekkich zawrotów głowy przy wstawaniu i mdłości... Może jednak wózek to dobry pomysł.
Gdy tylko dotarłam do gabinetu, lekarz już na mnie czekał.
Z niewielką pomocą pielęgniarki położyłam się na kozetce. Doktor znieczulił okolice rany, po czym sprawnie założył kilka drobnych szwów i o dziwo zrobił to dość estetycznie jak na chirurga. Po opatrzeniu szramy zostałam z powrotem przewieziona do swojej sali, z bezwzględny zakazem ruszania się z łóżka choćby na jeden centymetr, a nawet siadania. Przez najbliższe dwa, może nawet trzy dni mam nic nie robić tylko leżeć, chyba że chcę aby szwy znów popękały... jakoś mi do tego nie śpieszno.
Gdy już bezpiecznie i zgodnie z zaleceniem lekarza leżałam w swoim łóżku, pielęgniarka, która do tej pory dotrzymywała mi towarzystwa, wyszła z sali zostawiając mnie zupełnie samą, dzięki czemu miałam mnóstwo czasu na myślenie.
Od kilku godzin w głowie układałam sobie naszą rozmowę z Piotrem, na temat zatajonych przede mną faktów i zawsze na końcu dochodziłam do wniosku, że nie dam rady tego zrobić. Nie wiedziałam jak postawić pytanie, by nie czuł się zaatakowany i oskarżony. Bałam się jego reakcji, a jeszcze bardziej chyba obawiałam się usłyszeć, zrobił to dla mojego dobra… Albo, że nie chciał mnie denerwować, w końcu w moim stanie to niewskazane… a ja byłam pewna że bez względu na to co powie będzie to dowodem na to jak bardzo się o mnie troszczy, a ja nie będę potrafiła się na niego o to wściekać, chociaż mnie oszukał.
Pogrążona tak w swoich licznych przemyśleniach nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudził mnie trzask zamykanych drzwi, przez co aż podskoczyłam.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś o ranie ?! - dotarł do mnie zdenerwowany głos, nim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Od razu domyśliłam się że to Piotr, ponadto byłam pewna że jest wściekły.
Niepewnie uchyliłam powieki a moim wciąż zaspanym jeszcze oczom ukazał się poczerwieniały ze złości Piotr. Mój instynkt samozachowawczy, od razu nakazał mi spuszczenie głowy w dół, a moją twarz jak na złość ogarnęły płomienie. Moje policzki oblały się rumieńcem, one zawsze gotowe są się wstydzić za moje, nie zawsze słuszne decyzje.
-Odpowiesz mi na pytanie?- dopytywał surowym tonem ojca, gdy po kilku minutach wciąż nie uzyskał odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Ja również postanowiłam przystąpić do ofensywy.
Niepewnie uchyliłam powieki a moim wciąż zaspanym jeszcze oczom ukazał się poczerwieniały ze złości Piotr. Mój instynkt samozachowawczy, od razu nakazał mi spuszczenie głowy w dół, a moją twarz jak na złość ogarnęły płomienie. Moje policzki oblały się rumieńcem, one zawsze gotowe są się wstydzić za moje, nie zawsze słuszne decyzje.
-Odpowiesz mi na pytanie?- dopytywał surowym tonem ojca, gdy po kilku minutach wciąż nie uzyskał odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Ja również postanowiłam przystąpić do ofensywy.
-Pewnie zapomniałam tak samo, jak ty o poinformowaniu mnie o tym że miałam mieć bliźniaki- rzuciłam oschle i aż nadto zaczepnie w jego stronę. Na moje słowa Gawryło zesztywniał, a cały kolor odpłynął z jego twarzy, która kolorem zaczęła przypominać kredę. Odwrócił wzrok, przesunął dłonią po włosach, czole, podbródku, karku. Westchnął.
-Skąd ty to...- nie dokończył zdania.W głosie i na twarzy miał mieszankę przerażenia, zaskoczenia i niedowierzania, które po chwili znów przerodziły się w złość, jednakże trudno było określić czy względem siebie, mnie, czy może jakiejś innej, nieobecnej tu osoby.
-Po prostu wiem- odparłam szybko, widząc że chce coś powiedzieć. Jego szczęki mocno się zacisnęły, czoło nieznacznie zmarszczyło, a wzrok zjechał na dłonie, które zacisnął tak mocno, że aż zbielały mu palce. Myślał. Po chwili znów dźwignął na mnie swoje spojrzenie.
-Dlatego...-odparł zdawkowo po pewnym czasie, jednocześnie zataczając koło w powietrzu, zapewne chcąc w ten sposób zaznaczyć iż chodzi mu o moją skromną osobę. Nic mi tym nie wyjaśnił, więc zmarszczyłam pytająco brwi.- Nie chciałem cię dodatkowo zamartwiać i denerwować... -sprostował.
-No tak, spodziewałam się po tobie takiej odpowiedzi...- skwitowałam zrezygnowana.
-Jesteś na mnie o to zła?- zapytał niepewnie, spoglądając na mnie spod tych swoich długich rzęs. Jego wzrok był pociemniały i smutny.
-Nie...- skłamałam, a jednak wściekanie się na niego nie było tak skomplikowane jak mi się wydawało, o wiele trudniejsze było udawanie, że wcale tak nie jest.- Po prostu na przyszłość mów mi o takich rzeczach, bez względu na to jakie są straszne...- zrobiłam krótką pauzę aby zastanowić się nad dalszym ciągiem wypowiedzi. Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym kontynuowałam.- Jeśli ma nam się udać, nie możemy mieć przed sobą tajemnic, musimy mówić sobie prawdę, inaczej to nie ma sensu, bo znów nam się nie uda...- Starałam się mówić spokojnym, bezpretensjonalnym tonem. Na moje słowa Piotr jedynie ze skruchą pokiwał głową, na znak zgody , a ja miałam jedynie nadzieję że moje ostatnie słowa się nie sprawdzą...
-Skąd ty to...- nie dokończył zdania.W głosie i na twarzy miał mieszankę przerażenia, zaskoczenia i niedowierzania, które po chwili znów przerodziły się w złość, jednakże trudno było określić czy względem siebie, mnie, czy może jakiejś innej, nieobecnej tu osoby.
-Po prostu wiem- odparłam szybko, widząc że chce coś powiedzieć. Jego szczęki mocno się zacisnęły, czoło nieznacznie zmarszczyło, a wzrok zjechał na dłonie, które zacisnął tak mocno, że aż zbielały mu palce. Myślał. Po chwili znów dźwignął na mnie swoje spojrzenie.
-Dlatego...-odparł zdawkowo po pewnym czasie, jednocześnie zataczając koło w powietrzu, zapewne chcąc w ten sposób zaznaczyć iż chodzi mu o moją skromną osobę. Nic mi tym nie wyjaśnił, więc zmarszczyłam pytająco brwi.- Nie chciałem cię dodatkowo zamartwiać i denerwować... -sprostował.
-No tak, spodziewałam się po tobie takiej odpowiedzi...- skwitowałam zrezygnowana.
-Jesteś na mnie o to zła?- zapytał niepewnie, spoglądając na mnie spod tych swoich długich rzęs. Jego wzrok był pociemniały i smutny.
-Nie...- skłamałam, a jednak wściekanie się na niego nie było tak skomplikowane jak mi się wydawało, o wiele trudniejsze było udawanie, że wcale tak nie jest.- Po prostu na przyszłość mów mi o takich rzeczach, bez względu na to jakie są straszne...- zrobiłam krótką pauzę aby zastanowić się nad dalszym ciągiem wypowiedzi. Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym kontynuowałam.- Jeśli ma nam się udać, nie możemy mieć przed sobą tajemnic, musimy mówić sobie prawdę, inaczej to nie ma sensu, bo znów nam się nie uda...- Starałam się mówić spokojnym, bezpretensjonalnym tonem. Na moje słowa Piotr jedynie ze skruchą pokiwał głową, na znak zgody , a ja miałam jedynie nadzieję że moje ostatnie słowa się nie sprawdzą...
Nie sądzicie że coś u nich trochę za spokojnie?
Zapraszam do Pomysłowni :)
P.S. Jak wam się podoba nowy wygląd bloga?
Komentujcie!
Boska część! Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńCudowne ❤! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńświetne szkoda że długo mega długo trzeba czekać na next
OdpowiedzUsuńWreszcie . !!! C U D O . ! <333
OdpowiedzUsuńCUDO!!!
OdpowiedzUsuńGenialnie :) coś mi się wydaje że Piotr sie z Darkiem, Leną i Olszewskim dogadał tylko Sambora zapomniał poinformować.:-D ♡♥♡
OdpowiedzUsuńpozytywnie :D
OdpowiedzUsuń