Od naszego pogodzenia się z Piotrem minęły ponad dwie doby, a mimo to emocje jakie we mnie siedziały nadal nie opadły. Byłam szczęśliwa bardziej niż kiedykolwiek, w końcu mam u swojego boku mężczyznę którego kocham, i który jest dla mnie oparciem, a już za kilka miesięcy zostaniemy rodzicami.
W ciągu
ostatnich 48 godzin nie opuszczał mnie nawet na krok, zachowywał się tak,
jakbym była największym skarbem którego musi pilnować, bo inaczej
zniknie.
Dopiero
następnego dnia udało mi się zmusić Piotra do odpoczynku i powrotu do domu.
Mimo ogromnych oporów z jego strony udało mi się wywalczyć parę godzin snu dla
niego. Do ostatniej chwili toczył ze mną zażarte negocjacje, o to że nie jest
zmęczony i że nigdzie się nie wybiera, jednak po spędzeniu u mojego boku wielu
nieprzespanych nocy, nie miał wyjścia. Musiał w końcu odpocząć .
A ja?...
Po przeleżeniu wielu długich dni w szpitalnym łóżku czułam się na tyle dobrze, że jako lekarz udzielam sobie zgody na spacer po oddziale. Oczywiście aby uniknąć kazania na temat mojej nieodpowiedzialności odczekałam, aż Gawryło wreszcie wyjdzie z mojej sali i dopiero wtedy wyruszyłam na wycieczkę. Odpięłam kabelek kroplówki od wenflonu i narzuciłam na siebie szlafrok wiszący na oparciu krzesła. Niepewnie zwiesiłam nogi z łóżka i po krótkich przygotowaniach, ze słowami- raz kozie śmierć- na ustach wstałam z łóżka. Od razu zakręciło mi się w głowie, więc aby uniknąć upadku chwyciłam się pobliskiej szafki nocnej. Minęło trochę czasu nim przyzwyczaiłam się do pozycji pionowej i do stania o własnych siłach. Gdy w końcu stałam w miarę pewnie, ruszyłam w drogę. Z początku każdy krok sprawiał mi ból ale nie przeszkadzało mi to. Dość szybko do niego przywykłam i przestałam zwracać na niego uwagę. Szłam wzdłuż korytarza w miarę blisko ściany, aby w razie czego móc się jej przytrzymać. Nie wiedziałam dokąd konkretnie zmierzam, ale po krótkim zastanowieniu stwierdziłam że odwiedzę Olszewskiego. W końcu nie mam nic do roboty, rozmowa dobrze mi zrobi, może nawet Jakubowi uda się znaleźć jakieś mało wymagające zajęcie, które mogę wypełniać choćby odpoczywając w swojej sali. Było dosyć późno więc oddziały świeciły pustkami, nic dziwnego że udało mi się dojść do gabinetu Kuby niezauważona. Zapukałam do drzwi, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Nie zastanawiając się dłużej, niepewnie pociągnęłam klamkę. Otwarte.Jednak w gabinecie nie zastałam ani jednej żywej duszy. Niezrażona tym faktem postanowiłam wejść do środka i poczekać na kolegę. Podeszłam bliżej i usiadłam na jednym z tych niewygodnych stołków stojących przy biurku. Siedziałam bezczynnie przypatrując się tego co na nim leży, kiedy to moje uwagę przykuła pewna teczka. Niby nic nadzwyczajnego, biała aktówka rozmiaru A4 z logiem naszego szpitala na samym środku. Pozornie zwykły zbiór dokumentów zgromadzonych w jednym miejscu jednak, okazał się nie być tak zwyczajny jak się wydawało, gdyż na samej górze w lewym rogu pliku, ogromnymi drukowanymi literami wypisano- GOLDBERG- moje nazwisko. Bez zawahania chwyciłam dokumentację i zaczęłam ją uważnie przeglądać. Nie zdążyłam nawet dobrnąć do połowy, gdy usłyszałam głośny trzask zamykanych drzwi. Momentalnie zrywam się z miejsca na którym do tej pory siedziałam i odwróciłam się za siebie, wciąż trzymając teczkę w dłoniach.
A ja?...
Po przeleżeniu wielu długich dni w szpitalnym łóżku czułam się na tyle dobrze, że jako lekarz udzielam sobie zgody na spacer po oddziale. Oczywiście aby uniknąć kazania na temat mojej nieodpowiedzialności odczekałam, aż Gawryło wreszcie wyjdzie z mojej sali i dopiero wtedy wyruszyłam na wycieczkę. Odpięłam kabelek kroplówki od wenflonu i narzuciłam na siebie szlafrok wiszący na oparciu krzesła. Niepewnie zwiesiłam nogi z łóżka i po krótkich przygotowaniach, ze słowami- raz kozie śmierć- na ustach wstałam z łóżka. Od razu zakręciło mi się w głowie, więc aby uniknąć upadku chwyciłam się pobliskiej szafki nocnej. Minęło trochę czasu nim przyzwyczaiłam się do pozycji pionowej i do stania o własnych siłach. Gdy w końcu stałam w miarę pewnie, ruszyłam w drogę. Z początku każdy krok sprawiał mi ból ale nie przeszkadzało mi to. Dość szybko do niego przywykłam i przestałam zwracać na niego uwagę. Szłam wzdłuż korytarza w miarę blisko ściany, aby w razie czego móc się jej przytrzymać. Nie wiedziałam dokąd konkretnie zmierzam, ale po krótkim zastanowieniu stwierdziłam że odwiedzę Olszewskiego. W końcu nie mam nic do roboty, rozmowa dobrze mi zrobi, może nawet Jakubowi uda się znaleźć jakieś mało wymagające zajęcie, które mogę wypełniać choćby odpoczywając w swojej sali. Było dosyć późno więc oddziały świeciły pustkami, nic dziwnego że udało mi się dojść do gabinetu Kuby niezauważona. Zapukałam do drzwi, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Nie zastanawiając się dłużej, niepewnie pociągnęłam klamkę. Otwarte.Jednak w gabinecie nie zastałam ani jednej żywej duszy. Niezrażona tym faktem postanowiłam wejść do środka i poczekać na kolegę. Podeszłam bliżej i usiadłam na jednym z tych niewygodnych stołków stojących przy biurku. Siedziałam bezczynnie przypatrując się tego co na nim leży, kiedy to moje uwagę przykuła pewna teczka. Niby nic nadzwyczajnego, biała aktówka rozmiaru A4 z logiem naszego szpitala na samym środku. Pozornie zwykły zbiór dokumentów zgromadzonych w jednym miejscu jednak, okazał się nie być tak zwyczajny jak się wydawało, gdyż na samej górze w lewym rogu pliku, ogromnymi drukowanymi literami wypisano- GOLDBERG- moje nazwisko. Bez zawahania chwyciłam dokumentację i zaczęłam ją uważnie przeglądać. Nie zdążyłam nawet dobrnąć do połowy, gdy usłyszałam głośny trzask zamykanych drzwi. Momentalnie zrywam się z miejsca na którym do tej pory siedziałam i odwróciłam się za siebie, wciąż trzymając teczkę w dłoniach.
-O Kuba....
czekałam na ciecie- Zaczęłam na wstępie starając się ukryć swoje zmieszanie.
Olszewski wyglądał na zdziwionego moja obecnością, w końcu
wtargnęłam do jego gabinetu bez zapowiedzi.
- Co... Co ty tu robisz? - Zapytał niepewnie, lekko się przy tym
jąkając.
- Mam dość siedzenia w łóżku - Odparłam wzruszając przy tym ramionami. Kuba
zaczął uważnie badać mnie wzrokiem, a gdy tylko dostrzegł plik
dokumentów spoczywający w moim uścisku momentalnie zbladł, a jego mina
wyglądała tak, jakbym właśnie oznajmiła, że jestem duchem, albo że przez cały
czas miałam pod łóżkiem schowaną bombę atomową, przez co
zaczęłam się obawiać że w środku kryje się coś istotnego i
strasznego o czym nie zostałam poinformowana, a do czego nie zdążyłam
dobrnąć i co najważniejsze coś czego nie powinnam się
dowiedzieć.
- Wszystko dobrze? - Dopytywałam zaniepokojona jego reakcją. W
odpowiedzi otrzymałam jedynie skinienie głową. Po chwili mężczyzna podszedł do
mnie i delikatnie zabrał mi dokumentację, nie wiedząc jak na to zareagować
posłałam mu pytające spojrzenie, na co on pokręcił głową i jak gdyby nigdy nic
wrzucił plik do szafki zamykając ją na kluczyk. Wydawało mi się to co
najmniej dziwnie, a w mojej głowie zrodziło się jedno zasadnicze pytanie:
Co takiego
jest w tych kartkach że chroni je nawet przede mną?
-Co było w tej teczce?- Postanowiłam dłużej nie zwlekać i zadać pytanie
które tak mnie nurtowało
- Hana, nie wydaje mi się, żeby odpinanie kroplówki i łażenie po szpitalu
bez zgody któregoś z lekarzy i to jeszcze bez opieki było mądrą decyzją...
-Zaczął, starając się przy tym zbić mnie z tropu i odwrócić moją
uwagę od dokumentacji, ale nie było dane mu dokończyć, gdyż od razu mu
przerwałam.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie, poza tym nie potrzebuję
eskorty żeby spacerować po oddziale, a zgody udzieliłam sobie sama.-
Powiedziałam aż nadto oschle że, tak diametralna zmiana tonu mojego głosu nawet
mnie nieco zdziwiła- To jak? Dowiem się co tam było?- Nalegałam.
-Nic o czym byś nie wiedziała- zbył mnie- Piotr wie?- Dodał po
chwili, zmieniając przy tym temat.
- Co wie? Mam mu mówić o wszystkim, co robię?!- Oburzyłam się, w
końcu nie jestem małym dzieckiem, nie muszę się tłumaczyć z tego co robię.
- Hana... po prostu wydaje mi się, że po tym wszystkim co przeszłaś i
w obecnej sytuacji...- dalej
ciągnął temat, jednak ja znów weszłam mu w słowo.
- W obecnej sytuacji czuję się dobrze, nic mi nie jest, Ja nie jestem
z porcelany. nie musicie się o mnie martwić- rzuciłam oschle, krzyżując przy
tym ręce na wysokości klatki piersiowej i robiąc jedną z nadąsanych min, aby
wyrazić zwoje oburzenie zaistniałą sytuacją.
- Ludzie się martwią, kiedy mają o co. Nie zabieraj im tej przyjemności- a
ten dalej swoje... wkurzał mnie przez co aż zaczęłam żałować że w ogóle do
niego przyszłam. Z tego wszystkiego aż przewróciłam oczami.
- Nie potrzebuję troski 24 godziny na dobę. Umiem się sobą zająć.- też
postanowiłam iść w zaparte.
- Nie wątpię, że sobą umiesz - prychnął. Spoglądając na mnie spod byka...
Czy on właśnie zasugerował że nie dbam o dziecko? Jeśli tak to jest w ogromnym
błędzie. W odpowiedzi pokręciłam jedynie z dezaprobatą głową i mając dość tej
bezsensownej dyskusji postanowiłam wrócić do swojej sali. Piotra jeszcze nie
było,więc odetchnęłam z ulgą. Jak gdyby nigdy nic wróciłam do swojego łóżka i
postanowiłam na niego czekać.Wzięłam jedną z gazet leżących na szafce i
zaczęłam ja przeglądać, jednak nie potrafiłam się skupić na owej
czynności, gdyż po mojej głowie wciąż chodziła teczka i to co się w niej
znajdowało... Może Piotr będzie coś wiedział, więc postanowiłam nieco go o to podpytać przy najbliższej, odpowiedniej do tego okazji.
Minęły kolejne 2 godziny, w międzyczasie zdążyłam już przejrzeć wszystkie
czasopisma. Piotr nadal nie wrócił, może nawet dobrze, należy mu się
odpoczynek. Przekręciłam się na drugi bok i nie mając nic do roboty
postanowiłam się nieco zdrzemnąć. Niestety mimo wszelkich starań nie udało mi
się zasnąć. Tylko bezcelowo przekręcałam się z boku na bok.
Po upływie kilku kolejnych godzin Piotr w końcu wrócił. Wyglądał o wiele
lepiej. Był rześki i wypoczęty.
Było widać że niedawno wstał gdyż każdy włos sterczał mu w inną
stronę.Uśmiechnęłam się do niego, ale on tego nie odwzajemnił.Czym zbił
mnie z tropu. Skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej, nabrał
surowego wyrazu twarzy i ruszył w moim kierunku.
- Kuba mi powiedział o twoich odwiedzinach- A to nowość Olszewski jako
donosiciel i to jeszcze sprzymierzeniec Gawryły, i pomyśleć że jeszcze kilka
dni temu wzajemnie ledwo się tolerowali, a teraz zawierają sojusz i to jeszcze
przeciwko mnie. Jedyną rzeczą jaka przychodzi mi do głowy myśląc o moim jakby
nie patrzeć przyjacielu to słowo zdrajca. Tak, to odpowiednie określenie.-
Mówiłaś że mogę cię bez obaw zostawić samą- spojrzał na mnie wymownie, przez co
zrobiło mi się ta głupio że aż musiałam spuścić głowę w geście skruchy.- Miałem dobre
przeczucie, wychodząc do domu...- dalej ciągnął temat. Mimo iż na niego nie
patrzałm to byłam pewna że właśnie w tamtej chwili nerwowo zaczął przeczesywać
dłonią włosy.
-Przeczucie?-Na
jego słowa bardzo się zdziwiłam przez co aż powtórzyłam po nim jedno ze słów
które najbardziej mnie zaintrygowało. Znów dźwignęłam na niego wzrok który do tej pory miałam wbity w swoje dłonie.
-Zupełnie
taj jakby coś mnie trapiło- wyglądał na aż nadto zmartwionego.
- A co cię
teraz trapi? - Dociekałam, czując na sobie
przeszywające spojrzenie mężczyzny.
- Ty.-
odparł krótko, patrząc przy tym mi prosto w oczy i nawet nie mrugając.
-
Ja?-zdziwiłam się, po raz kolejny tego dnia.
- Tak. To
cię dziwi?-Znów spojrzał na mnie tym przepełnionym troską wzrokiem zupełnie,
jakbym była jajkiem, które w każdej chwili może się stłuc.
- Dziwi mnie
to, bo odkąd się obudziłam mówię, że nic mi nie jest, a ty i wszyscy inni
którzy do mnie przychodzą zachowujecie się, jakbym była szybą. O nie,
Hana, proszę tylko się nie potłucz!- nieco się zirytowałam, gdyż
podchodzenie do mnie z taką rezerwą bezpieczeństwa naprawdę działało mi na
nerwy. Jeszcze tylko brakowało żeby zamknęli mnie w dmuchanej kuli a wszystko
dookoła obłożyli folią bombelkową, abym przez przypadek nie zrobiła sobie
krzywdy...
- Martwię
się o ciebie -Odpowiedział mi największą oczywistością jaką mogłam tylko
usłyszeć. Starałam się pozostań niewzruszoną na jego słowa, żeby nie wyszło że znowu ma racje.
- Niepotrzebnie, czuję się dobrze.- Zapewniłam go.
- Wiem -Westchnął. Po czym głośno wypuścił powietrze z ust, starając się opanować żeby nie
zacząć na mnie krzyczeć.Usiadł obok i spojrzał na mnie spod swoich długich
rzęs. - I to mnie właśnie martwi. Czujesz się tak dobrze, że nawet nie zdajesz
sobie sprawy, jak źle z tobą było- ciągnął dalej temat, a w jego głosie dało
się wyczuć zawód, przez co poczułam się jak dziecko które coś przeskrobało i
teraz siedzi na dywaniku u ojca.
- Umiem się sobą zająć - wciąż starałam się go przekonać.
- Ale już nie musisz tego robić! - Wybuchł, jednak wciąż nie krzyczy,
przez co zaczęłam się zastanawiać czy on kiedykolwiek na mnie nawrzeszczał. -
Ja mogę się tobą opiekować! Ale musisz mi na to pozwolić.- spojrzał na mnie z
napięciem. Zacisnął pięści, już ledwo nad sobą panował jednak nadal nie podniósł głosu. Ja na jego miejscu już dawno bym na siebie nakrzyczała. Znów wziął głęboki oddech.-Poza tym teraz nie chodzi tylko o ciebie- dodał już
bardzo opanowany. Rozluźnił pięści i jedną dłoń położył na moim brzuchu, który
zaczął się już nieco zaokrąglać, lecz żeby to dostrzec trzeba bardzo uważnie
się przyjrzeć, jednak osoba nieświadoma mojego stanu nie ma szans się
zorientować.
- Wiesz, że ci pozwalam- odparłam skruszonym głosem, kładąc swoją dłoń na jego
ręce i zamykając ją w ciasnym uścisku. Na moje słowa Piotr pokręcił
głową. Na jego twarzy można było dostrzec wyraz rezygnacji, ale też
utrapienia. Nic więcej nie mówiąc odwróciłam się do niego tyłem, wciąż nie
zwalniając jego dłoni z uścisku. Przykleiłam twarz do poduszki aby
uniknąć jego wzroku. Nie chciałam na niego patrzeć, kiedy miał ten
rozczarowany wyraz twarzy, którym wpędzał mnie w poczucie winy.
-Hana...- westchnął zobojętniale. Chciał coś dopowiedzieć ale nie było mu to dane.
-Nie rób tego - przerwałam mu, czułam jak głos zaczyna mi się łamać.
-Nie rób czego?- zapytał zdezorientowany, tak jakby faktyczni nie wiedział o co mi chodzi.
-Nie traktuj mnie, jak dziecko. Jestem dorosła i potrafię podjąć kilka
decyzji za samą siebie, nie krzywdząc przy tym tej małej istotki, naprawdę
potrafię zadbać o nas oboje- Tym razem to ja byłam bliska wybuchu.
Po moich
słowach Gawryło zamilkł, przez co aż zaczęłam się zastanawiać czemu, ja zawsze
muszę palnąć coś, co sprawi, że ludzie wokół mnie nabierają wodę w usta?
-Powiedz
coś...- wyszeptałam mając już dość panującej ciszy.
-A co
chcesz, żebym powiedział?- jego głos brzmiał bardo niepewnie, przez co aż znów
musiałam odwrócić się w jego stronę. Znów uderzyło mnie to zatroskane
spojrzenie.
-Cokolwiek.
Prawdę, kłamstwo, najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
- Martwię się o ciebie - zaczął, ale zrobił krótką
pauzę, żaby się zastanowić jak odpowiednio dobrać słowa- bo cię kocham.- dodał
po chwili.
- I musiałeś się nad tym zastanowić?- rzuciłam mu
wyczekujące spojrzenie.
- Ostatnio nad dużą ilością rzeczy się zastanawiam-
odparł wymijająco wzruszając przy tym ramionami.
- Ja nie - odparłam całkiem pewna swoich słów i
pocałowałam go aby udowodnić mu że mówię prawdę, zaskakując siebie samą, tym jak bardzo chciałam to zrobić. W
odpowiedzi na mój gest Gawryło wczepił palce w moje ciało, jakbym mogła mu
uciec. No cóż, w sumie mogłabym to uczynić, ale na pewno nie zamierzałam nigdy
tego robić.
Gdy oboje straciliśmy dech w piersiach, mężczyzna oderwał się ode mnie, a
jego czoło zetknęło się z moim. Wtedy faktycznie poczułam się jak mała
dziewczynka, która potrzebuje stałej opieki i jest zbyt mała, żeby zrozumieć,
co się ze mną działo i jak bardzo jest krucha...
Przepraszam za tak ogromny przestój ale niestety ostatnio żyję na walizkach i nie wszędzie gdzie jestem mam dostęp do internetu.
Korzystając z okazji że mam wolne i jestem w Polsce mam dla was nexta
i mam nadzieję że długość jest zadowalająca
( i że z moim j. polskim nie jest aż tak źle jak mi się wydaje-
przepraszam za wszelkie możliwe błędy stylistyczne, składniowe itp...).
Życzę wam świąt spędzonych w miłej, ciepłej, rodzinnej atmosferze.
Wymarzonych prezentów i spełnienia najskrytszych marzeń.
Oraz dużo miłości, szczęścia i uśmiechu na twarzy.
Wesołych Świąt i smacznego karpia ;)
A gdybym do końca roku nie weszła na bloga to:
Szczęśliwego Nowego Roku i oby był lepszy od tego który za niedługo się skończy. :)
A przede wszystkim pijanego i szalonego Sylwestra
A przede wszystkim pijanego i szalonego Sylwestra
Część świetna! ❤
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Swietne tyle czekalam na next. Mam nadzieje ze teraz szybko cos sie pojawi. Wesolych swiat i szczesliwego nowego roku.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt :)
OdpowiedzUsuńZ tym twoim polskim jest całkiem nieźle.
OdpowiedzUsuńNie dostrzegam niedociągnięć.
Co do części - ciekawa.
Miłego pobytu w Polsce.
Cudowne opo!!! <3 Trochę spóźnione, ale wesołych Świąt ;)) i niezapomnianego sylwka!!! :*
OdpowiedzUsuńSuper Część Ale Nie Każ nam czekać Miesiąc . :" /
OdpowiedzUsuńNa Kolejne..
Kiedy cos sie pojawi
OdpowiedzUsuńKiedy będzie next?
OdpowiedzUsuńkiedy next ???????
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz next caly czas zagladam na bloga a tu nie ma nic nowego:-) . Dodaj cos plis
OdpowiedzUsuńNext plis:-)
OdpowiedzUsuńnext :)
OdpowiedzUsuńKiedy next? :D
OdpowiedzUsuńKiedy będzie jakiś next
OdpowiedzUsuńbardzo spoko nowe tło na blogu! można by poprawic etykiety po bokach i komentarze na jasniejsze i mniej rażące w oczy ;)
OdpowiedzUsuńczekamy na neeext!!
kiedy next ?????
OdpowiedzUsuńBędzie jeszcze jakiś next
OdpowiedzUsuńKiedy będzie jakiś next
OdpowiedzUsuńNext kiedy dodasz
OdpowiedzUsuńJak będę miała czas dokończyć pisanie
Usuń