Ogromny ból wciąż przeszywał moje ciało, był wręcz nie do zniesienia, dodatkowo towarzyszył mu ogromny strach o życie tej małej istotki, którą zdążyłam już bardzo pokochać, przez to wszystko nawet nie panowałam nad łzami które ciurkiem spływały po moich policzkach...
Nie minęło wiele czasu nim Gawryło wrócił na oddział, już w towarzystwie Wójcika, ten od razu podbiegł do mojego łóżka i zaczął uważnie wszystko sprawdzać.-Gdzie cię boli?- zapytał po chwili, wyraźnie zaniepokojony, spoglądając na mnie przy tym z napięciem.
-W dole- wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wskazując dłonią na podbrzusze, na mój gest lekarz dość specyficznie zmarszczył brwi i przystąpił do badania, mimo iż bardzo mnie to wszystko bolało i najchętniej skuliłabym się w kłębek, to starałam się leżeć spokojnie i zbytnio nie wiercić... Wiedziałam że wtedy trwałoby to o wiele dłużej, a ja chciałam mieć to wszystko jak najprędzej za sobą.
W pomieszczeniu panowała cisza, każdy był skupiony na tym co robi, a atmosfera była wyjątkowo stresująca. Dopiero po dłuższej chwili Darek przerwał milczenie.
-Niepokoją mnie te skurcze, dodatkowo jest spore napięcie i obrona mięśniowa, na szczęście nie ma krwawienia, więc bądźmy dobrej myśli-powiedział ściągając okulary z nosa, mimo iż starał się mnie jakoś pocieszyć, to nie najlepiej mu to wychodziło...
-Darek proszę zrób coś, boli coraz bardziej- wyszeptałam tak cicho że gdyby nie panująca wokół cisza to zapewne nikt by tego nie usłyszał, na moje słowa lekarz podrapał się po głowie, a następnie spojrzał za siebie zwracając się przy tym do pielęgniarki która właśnie weszła do pomieszczenia.
-Proszę przygotować kroplówkę z tokolitykami i lekami przeciwbólowymi
-Poczekamy na reakcję organizmu, nie martw się, będzie dobrze- tym razem zwrócił się do mnie uśmiechając się przy tym, jednak dobrze wiedziałam że nie był to szczery gest, tylko wymuszony, w sumie to mu się nie dziwię, chyba nikomu z nas nie było w tej chwili do śmiechu. W odpowiedzi skinęłam głową, nie miałam już nawet siły by mówić.
Po jakimś czasie oddziałowa podała mi leki, oczywiście Piotr jak i Darek bacznie się jej przyglądali gdy podpinała mi kroplówkę, tak jakby bali się że zrobi coś źle i stwierdzili że muszą ją kontrolować. Gdy już leki zostały mi podane kobieta opuściła salę, a chwilę później Darek także wyszedł, takim sposobem zostałam sam na sam z Gawryłom... no prawie sama, w końcu była z nami jeszcze ta małą kruszynka... przynajmniej taką miałam nadzieję, znów zaczęłam o tym rozmyślać, przez co znów zrobiło mi się smutno. Potwornie martwiłam się o dziecko, z resztą chyba jak każda matka, teraz już wiem co czują moje pacjentki, i szczerze im nie zazdroszczę, to okropne mieć świadomość że ta mała istotka, cząstka nas jest w "niebezpieczeństwie", że może jej się coś stać, a my nie możemy nic z tym zrobić, nie możemy w żaden sposób jej pomóc, a jedyne co nam tylko pozostało to bezczynne czekanie... Z tego całego zamyślenia wyrwał mnie ciepły dotyk Piotra na moim ramieniu, dopiero teraz zorientowałam się że znów siedzi na krześle przy moim łóżku i coś do mnie mówi.
-Pytałem jak się czujesz?- jego głos był bardzo stłumiony, spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem. Na pierwszy rzut oka można było spostrzec że on też się martwi.
-Dobrze- skłamałam, faktycznie czułam się trochę lepiej ale nie dobrze, jednak musiałam tak powiedzieć, widziałam jak go to gryzie, jak bardzo to przeżywa, zresztą tak jak ja, ale nie chciałam go jeszcze bardziej niepokoić. Na moje słowa Piotr uśmiechną się się ciepło, więc aby nie budzić podejrzeń odwzajemniłam uśmiech, jak zwykle robiłam dobrą minę do złej gry...
-Pewnie jesteś zmęczona, prześpij się trochę, dobrze ci to zrobi- powiedział to z taką troska, jakiej nigdy bym się po nim nie spodziewała.
-Nie jestem zmęczona- odparłam bez przekonania
-Hana możesz mi powiedzieć co się dzieje- zapytał z napięciem spoglądając w moją stronę i przeczesując przy tym tą swoją brąz, bujną czuprynę, dało się wyczuć że czuje się niezręcznie, chyba tak jak każdy inny w podobnej sytuacji. Z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak jego wzrok mówił sam za siebie, chyba mnie przejrzał i zorientował się że coś jest nie tak.
-Nic się nie dzieje- postanowiłam iść w zaparte, mając nadzieje że mi uwierzy.
-Hana, obydwoje wiemy że jednak coś jest nie tak, wiem co znaczy to twoje "nic", znam cię na wylot, mnie nie oszukasz. Jeżeli coś cie gryzie to o tym porozmawiajmy- wciąż nalegał, czym strasznie działał mi na nerwy. W tej chwili miałam ochotę go udusić! Dosłownie!
-Przecież rozmawiamy- ja również postanowiłam nie odpuszczać. Zobaczymy które z nasz prędzej wymięknie.
-Ale nie o tym- odpowiedział, ściszonym i aż nadto spokojnym głosem. Spoglądając na mnie znacząco, z początku nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi, dopiero po jakimś czasie zrozumiałam aluzję. Za wszelką cenę chciałam jak najdłużej unikać tej rozmowy...
-Jakbyś nie zauważył to my już dawno nie mamy o czym rozmawiać- odpowiedziałam oschle, starając się jakoś wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.
-Uwierz mi, mamy, i to o wielu sprawach- zawiesił na chwilę głos i spojrzał na mnie z napięciem- więc jak?- wciąż nalegał, nie miałam wyboru musiałam się poddać, w sumie to może nawet lepiej, przynajmniej będę miała to już za sobą. Jedno zmartwienie mniej.
-Więc o czym chcesz gadać?- zapytałam już nieco rozwścieczona, starając się przy tym udawać obrażoną, przez co aż zrobiłam jedną z tych swoich nadąsanych min i skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej.
-O nas- na jego słowa aż prychnęłam, ledwo powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem. Na początku myślałam że sobie żartuje, ale gdy tylko na niego spojrzałam od razu mogłam stwierdzić iż mówił całkiem serio, przez co i ja nieco spoważniałam. Między nami zapadła głucha cisza
-To istnieją jeszcze jacyś my? Sądziłam że nas już nie ma, chyba że coś przeoczyłam, to przepraszam...- odparłam ironicznie, po dłuższej chwili namysłu. Ta cała sytuacja była dziwna, aż śmieszna. Serio! Od ponad pół roku nie jesteśmy razem, każde z nas układa sobie życie z kimś innym a on mówi o NAS, i to nie o każdym z osobna tylko o NAS jako jedności...
-Nie o to mi chodziło...-zmieszał się
-Więc o co?-odparłam już nieco łagodniej.
-O naszą przyszłość, co robimy? jak to teraz będzie?- jeszcze kilka tygodni temu sama zadawałam sobie to pytanie... w sumie to wciąż nie znałam na nie prawidłowej odpowiedzi, więc musiałam się nieco dłużej zastanowić aby sklecić jakieś sensowne zdanie.
-Przecież dobrze wiesz, że tego nie planowaliśmy- tylko to w danej chwili wpadło mi do głowy.
-Wiem, ale czy to coś teraz zmieni?- spojrzał na mnie z troską, po chwili ujął moją dłoń w delikatnym uścisku. Nawet nie protestowałam, w tym momencie byłam jak jakaś zahipnotyzowana. Dopiero po jakimś czasie się opamiętałam.
-Nie chcę żebyś tu przy mnie był tylko ze względu na dziecko, z poczucia obowiązku, winy lub z litości... Ja na prawdę nie potrzebuję twojej łaski- odparłam jednocześnie wyrywając się z jego uścisku i wzrokiem uciekając gdzieś na jedną ze ścian.
-Jakiej łaski Hana? Czy ty siebie słyszysz? Przecież wiesz że kocham cię najbardziej na świecie, zrozum to w końcu, nie jestem tu z litości- zdumiały mnie te słowa, przez co z początku nawet nie wiedziałam jak na to zareagować, pogubiłam się już w tym wszystkim, miałam w głowie jeden okropny mętlik. Do moich oczu napłynęły łzy, do ostatniej chwili starałam się z nimi walczyć.
-Nie sądzisz że już trochę za późno na takie deklaracje?-zebrałam się w sobie i znów na niego spojrzałam, a po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, szybko ją otarłam, w końcu nie mogłam mu pokazać swojej słabości -Między nami wiele się zmieniło, nie ma sensu się łudzić że będzie tak jak dawniej, może teraz nas do siebie ciągnie bo siebie potrzebujemy, ale na dłuższą metę to nie ma sensu, nie ufam ci i na chwilę obecną nawet sobie nie wyobrażam żebyśmy kiedykolwiek mogli być razem...- w końcu powiedziałam to co czułam i to co od tak dawna mnie "gryzło", a co najważniejsze w końcu przyznałam sama przed sobą że już mu nie ufam, jeszcze przed wypadkiem wmawiałam sobie że jest inaczej, że go kocham, że wierze... ale to były tylko złudzenia, dopiero teraz podczas tej rozmowy zdałam sobie sprawę że jest zupełnie inaczej...- jeśli nie jesteś w stanie tego zrozumieć i uszanować mojej decyzji, to zapomnij o mnie i o dziecku, po prostu odejdź, i zniknij z naszego życia.- dodałam po chwili, widziałam jak zabolały go te słowa, ale musiał to usłyszeć... to było nieuniknione.
-sądzisz że po tym wszystkim byłbym w stanie tak po prostu odejść i zapomnieć?- jego głos był stłumiony, a oczy smutne i przygnębione... Na jego pytanie nie potrafiłam odpowiedzieć, w końcu tak na prawdę nie wiedziałam czego się mogę po nim spodziewać- mogę cię zapytać o jeszcze jedną rzecz?- dodał po dłuższym namyśle, w odpowiedzi jedynie skinęłam głową na znak zgody.
-Dlaczego mnie okłamałaś?- w jego głosie mogłam wyraźnie wyczuć wyrzuty. Zdziwiło mnie jego pytanie, o co mu chodziła? O to że nie powiedziałam mu że zostanie ojcem? Przecież to nie jest kłamstwo, jak już to zatajenie prawdy...Nieprawdaż?
- Nie okłamałam- odparłam wymijająco, nawet na niego nie patrząc.
-To dlaczego mi nie powiedziałaś?-dopytywał dalej.
-Bo nie pytałeś-rzuciłam szybko, pierwsze co przyszło mi teraz na myśl.
-Nie pytałem bo nie wiedziałem, wybacz ale nie jestem jasnowidzem. Nie potrafię czytać w myślach... Kiedy miałaś zamiar powiedzieć mi o ciąży?- tym pytaniem to już kompletnie zbił mnie z tropu, nie wiedziałam czy skłamać czy może powiedzieć prawdę, i tak źle i tak niedobrze... w końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam być z nim zupełnie szczera.
-Pewnie nigdy bym ci o niej nie powiedziała...-prawie wyszeptałam ze spuszczoną głowa i wzrokiem wbitym gdzieś w podłogę, na te słowa Piotr aż wstał z krzesła, spojrzał na mnie z pogardą i wyszedł. Tak po prostu, bez słowa zostawił mnie samą. Przez to wszystko dopadły mnie wyrzuty sumienia. Nie lubiłam się z nim kłócić, ale to było nieuniknione. Dopiero w tej chwili zaczęłam odczuwać bolesne konsekwencje swoich wcześniejszych, nieraz błędnych decyzji. Miałam jedynie nadzieję że chociaż ze względu na dziecko kiedyś w końcu się dogadamy... Jednak czy tak będzie? Nie mam pojęcia...
Pierwsza! Super opowiadanie. Czekałam i wchodziłam przez cały czas, a tu bam! Wchodzę na stronkę na facebooku i patrzę, jest next! Bardzo się cieszę i czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńŚwietne czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńNext plis
OdpowiedzUsuńFajne niech oni sie juz tak nie kluca czekam na next
OdpowiedzUsuńoo no to fajnie, że bedzie się dziac.
OdpowiedzUsuńczekamy, bo super :))
alex.
Ja czekam na mega hota :))
OdpowiedzUsuńHot mega hot waznne zeby sie dzialo !
OdpowiedzUsuńMega!!! Czekam na kolejne części! <3
OdpowiedzUsuńCudowne! Next next next mam nadzieję że niedługo będzie? ;)))
OdpowiedzUsuńKiedy będzie next dodaj coś plis
OdpowiedzUsuńNext plis
OdpowiedzUsuńNEXT
OdpowiedzUsuńProszę o next
OdpowiedzUsuń