Obudziło mnie jasne, rażące światło leniwie przedzierające się przez moje
ociężałe powieki. Niechętnie otworzyłem oczy. Wszystko wokół mnie było
rozmazane, i tak jakby za mgłą, więc aby odzyskać ostrość widzenia zamrugałem
kilka razy a następnie przetarłem oczy dłońmi. Ku mojemu zdziwieniu leżałem na
jednej z tych okropnych szpitalnych kozetek znajdujących się na izbie przyjęć.
Nie miałem pojęcia co się stało i jak tu trafiłem. Poza ogólnym rozbiciem i
lekkim rozkojarzeniem jakie w chwili obecnej odczuwałem, towarzyszył mi
okropny, wręcz przeszywający ból głowy, który nie wiadomo skąd się wziął.
Powoli dźwignąłem się do pozycji pól siedzącej, jednocześnie uważnie
rozglądając się po pomieszczeniu.
-Widzę że śpiąca królewna w końcu się
obudziła-usłyszałem za sobą znajomy głos, a po chwili moim oczom ukazała się
Wiki, jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Hahaha, bardzo śmieszne.-odparłem ironicznie na jej złośliwy żart-Co ja tu
robię?- dodałem po chwili spoglądając przy tym na nią pytająco, jednocześnie
powoli dźwigając się do pozycji siedzącej.
-Pewne informacje po prostu zmiotły cię z nóg- dalej się ze mnie naśmiewała
przez co irytowała mnie jeszcze bardziej.
-Dobra, dobra skończ się z niego nabijać- usłyszałem gdzieś z oddali surowy
głos Wójcika, przez co Wiki od razu spoważniała, a uśmiech jaki wcześniej
gościł na jej twarzy momentalnie znikł, nie pozostawiając po sobie
najmniejszego śladu. Odetchnąłem z ulgą gdy Wiki na polecenie starszego kolegi
skończyła się ze mnie naśmiewać, pozostawiając mi resztki godności. Nie minęło dużo czasu nim Darek znalazł się obok kozetki na której
właśnie siedziałem.
-Każdego taka informacja może dosłownie powalić na kolana- dopowiedział po
chwili, po czym razem z rudą wybuchł odnośnym śmiechem. Niestety moja radość
nie trwała długo :/ Mimo iż w tej chwili oboje cholernie działali mi na nerwy
to starałem się ich zignorować, gdyż po głowie wciąż chodziło mi tylko jedno
kluczowe pytanie: O jaką informacje im chodzi?
W swoim umyśle wciąż zawzięcie szukałem odpowiedzi na to pytanie, jednak
nie potrafiłem znaleźć na nie odpowiedzi, więc aby nieco rozjaśnić sobie
sytuację postanowiłem zapytać nadal rozbawione towarzystwo o co w tym wszystkim
chodzi.
- Czy ktoś łaskawie mi wyjaśni o co chodzi, może też się pośmieje- rzuciłem
ironiczne, jednocześnie posyłając im takie spojrzenie że gdybym potrafił nim
zabijać to obydwoje w tej chwili padliby trupem. Dosłownie ! o.O
Na moje słowa śmiechy od razu ucichły, a oczy obydwóch lekarzy zwróciły się
w stronę mojej skromnej osoby. Obydwoje spojrzeli na mnie jak na kompletnego
idiotę, a w ich zdziwionym wzroku można było dostrzec lekką „nutę"
niedowierzania.
-No co się tak gapicie jakbyście zobaczyli ducha? Pytam na poważnie. O co
chodzi?! - odparłem już całkiem poirytowany przez co mój głos stał się bardzo
ostry i szorstki. Co jak co, ale moja cierpliwość też ma swoje granice, które
już dawno zdążyła przekroczyć.
- Zemdlałeś, nie pamiętasz?- na moje pytanie odpowiedziała Wiki , z
wyraźnie wyczuwalnym zdziwieniem w głosie. Na jej wypowiedź sam doznałem
niemałego szoku, kompletnie nie pamiętałem co się wcześniej działo i dlaczego tu
trafiłem... no dobra dowiedziałem się ze zemdlałem, ale co dalej ?
-Nie- odparłem już lekko przestraszony o.O
-A co pamiętasz?- Zapytał tym razem Darek spoglądając na mnie z ogromnym
niepokojem, przez co ja również zacząłem się o siebie martwić. Mimo iż bardzo
chciałem to nie potrafiłem odpowiedzieć na pytanie kolegi, w mojej głowie
panowała ogromna pustka. Przez to wszystko aż zamknąłem oczy żeby choć
częściowo odtworzyć to co działo się przed moim omdleniem. Po bardzo
intensywnym rozmyślaniu w końcu coś zaczęło mi świtać, jednak i tak większość
widziałem jak przez mgłę...
-Pamiętam że byłem chyba na lotnisku i miałem gdzieś lecieć, potem ktoś
zadzwonił i przyjechałem tutaj- powiedziałem to co mi się na chwilę obecną
przypomniało, jednocześnie drapiąc się przy tym po głowie.
-A pamiętasz po co miałeś tutaj przyjechać?- dopytywał Wójcik. Na jego
słowa znów zacząłem intensywnie myśleć, właśnie wtedy mnie olśniło.
-Tak, już pamiętam-odparłem- Lena po mnie dzwoniła, Hana miała wypadek,
później okazało się że jest w ciąży, pamiętam jeszcze że ciągle z nią
siedziałem i w końcu przyszedłeś ty, później kazałeś iść po Olszewskiego...
-zatrzymałem się na chwilę aby jeszcze trochę pomyśleć, jednak już niczego
więcej nie potrafiłem sobie przypomnieć, w mojej głowie po raz kolejny
zapanowała pustka- tutaj film mi się urywa, nie pamiętam co działo się od
momentu przyjścia Kuby- dopowiedziałem po chwili. Na moje słowa lekarze
spojrzeli na siebie z napięciem, po czym wymienili kilka porozumiewawczych
spojrzeń. Ich "rozmowa" nie trwała długo, na koniec Darek jedynie
kiwnął twierdząco głową w Stronę Wiki. Teraz to już kompletnie nie wiedziałem o
co chodzi. Nie minęło wiele czasu nim ruda spojrzała na mnie, tak jakby
zastanawiała się od czego zacząć, po czym ciężko wzdychając zaczęła swój
monolog
-No więc, zanim straciłeś kontakt z rzeczywistością, dowidziałeś się że
masz podwójne szczęście-zaczęła z początku całkiem poważnie jednak z każdym
kolejnym słowem wydawała się być coraz to bardziej rozbawiona tym
wszystkim, a na jej twarzy pojawił się ogromy uśmiech, od razu można było
dostrzec że ledwo powstrzymuje się od kolejnego wybuchu śmiechu. Spojrzałem na
Darka, on też ledwo nad sobą panował... Wolałem nawet nie
komentować ich durnego zachowania, więc przewróciłem oczami, następnie biorąc
kolejny haust powietrza, zacząłem
-A tak na poważnie?-rzuciłem oschle
- To było na poważnie- Oburzyła się Consalida, rzucając w moim
kierunku krzywy uśmieszek... Cóż za miła odmiana. Znów spojrzałem na nią
pytająco, no co ruda dość specyficznie pokręciła głową. No nie moja wina, że
tak tłumaczy.- będziesz miał bliźniaki - dodała po chwili, na jej słowa
opadła mi szczęka, a oczy „wyskoczyły z orbit". Dosłownie! W
tym momencie żałowałem że nie mogę zobaczyć swojego wyrazu twarzy.
-co?-to jedyne słowo jakie byłem w stanie teraz z siebie wydusić, po prostu
jeszcze nie otrząsnąłem się z szoku jakiego przed chwilą doznałem, a moja
zdolność komunikacji odeszła gdzieś w niepamięć. Czułem się jak w jakimś
transie.
- Zarodki prawidłowo się rozwijają. Oba serduszka bardzo ładnie biją.
Niestety jeden maluszek jest słabiej zagnieżdżony, ale dzielnie się
trzyma. Obydwa są bardzo silne, jeżeli tyle już wytrzymały, to zagrożenie jest
minimalne. Wszystko powinno być w porządku.- w tym momencie do nasza naszej
dyskusji włączył się Darek który do tej pory milczał, mimo iż jeszcze nie
wszystko do mnie docierało to odetchnąłem z ulgą gdy tylko usłyszałem że z
dziećmi wszystko w porządku. Minęło jeszcze trochę czasu zanim doszedłem do
siebie.
-Mogę do nich iść?- w końcu zapytałem, wciąż gapiąc się gdzieś przed
siebie.
-Tak, oczywiście- usłyszałem w odpowiedzi, po tych słowach od razu
wybiegłem z sali.
-Tylko znowu nie zemdlej- usłyszałem gdy byłem już za drzwiami, nie
reagując nawet na słowa rudowłosej znów ruszyłem w stronę OIOM-u. Nie minęło dużo czasu nim znalazłem się u celu. Usiadłem na tym okropnym szpitalnym krześle, które stało przy łóżku Hany, chwyciłem jej dłoń i delikatnie zacząłem ją gładzić.
Nie mam pojęcia ile czasu tak spędziłem, byłem już bardzo senny, czułem jak moje powieki powoli same się zamykają, próbowałem z tym walczyć jednak na daremne. Odpłynąłem do pięknej krainy snów...
***
Szedłem przez jakąś aleję. Nie znałem tego miejsca, przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż po prostu za nic w świecie nie potrafiłem go sobie przypomnieć... Dookoła otaczały mnie drzewa których korony malowały się w pięknych barwach począwszy od żółtego, a skończywszy na czerwonym czy nawet brązowym. Od razu mogłem wywnioskować iż mamy jesień, jednak mimo to było bardzo ciepło, a pogoda była wręcz wyśmienita, słońce delikatnie przygrzewało, bezchmurne niebo, gdyby nie otaczające mnie barwy mógłbym śmiało stwierdzić iż mamy sam środek lata.
Wciąż maszerowałem przed siebie.
Gdy doszedłem do samego końca alejki moim oczom ukazał się niewielki okrągły placyk wyłożony szarą kostką brukową, na którego środku znajdowała się fontanna. Dookoła placyku stały nieliczne ławki, na jednej z nich dostrzegłem dobrze znaną mi postać, podszedłem nieco bliżej aby się upewnić.
Wcale się nie myliłem, na jednej z ławek siedziała Hana. Nie myśląc już ani chwili dłużej postanowiłem się do niej dosiąść.
-Co tak długo? Już myśleliśmy że nie przyjdziesz- zaczęła promiennie się przy tum uśmiechając. Dopiero po jej słowach zwróciłem uwagę na stojący nieopodal wózek w którym słodko spały dwa maleństwa. Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić iż mają około 2-3 tygodnie. Na mojej twarzy również zagościł ogromny uśmiech.
-Jak mógłbym nie przyjść- odparłem nieco oburzony, jednak z mojej twarzy nadal nie schodził uśmiech. Na moje słowa kobieta nieco się do mnie przybliżyła po czym złożyła na moich ustach subtelny pocałunek.
W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
***
Obudził mnie potworny hałas, dobiegający gdzieś z drugiego końca pomieszczenia. Jak poparzony zerwałem się na równe nogi. Byłem kompletnie zdezorientowany, nie miałem pojęcia co się dookoła mnie dzieje, po prostu jeszcze nie do końca się wybudziłem. Spojrzałem w stronę wejścia do sali, to właśnie stamtąd dochodził ów hałas. W progu pomieszczenia kucał Sambor wraz z jedną z oddziałowych, jak jedno tak i drugie w popłochu zbierało jakieś papiery, od razu mogłem się domyślić że zderzyli się w drzwiach. Gdy już pozbierali wszystkie dokumenty Michał ruszył w naszą stronę natomiast pielęgniarka bez słowa opuściła pomieszczenie.
-Cześć- powiedział podchodząc do łóżka mojej ukochanej, jednocześnie sprawdzając kroplówkę do której była podpięta Hana.
-Cześć- odparłem.
-Dalej bez zmian?- zapytał, nawet na mnie nie spoglądając. Wciąż spisywał jakieś parametry.
-Jak widać
-No tak... -odparł nieco speszony. Nie odrywając wzroku od dokumentacji- Piotr ?
-Tak?
-Doszły mnie słuchy że prawdopodobnie będziecie mieli...- nie było mu dane dokończyć gdyż wszedłem mu w słowo
-Tak- odparłem bez większego entuzjazmu
-To gratulacje, nawet podwójnie- powiedział szczere się przy tym do mnie uśmiechając.
-Dzięki- odpowiedziałem. Między nami zapadła cisza. Ja wciąż siedziałem trzymając Hanę za rękę, a Sambor przeszedł do sprawdzenia rany pooperacyjnej i zmiany opatrunku.
-I jak?- zacząłem gdy tylko skończył
-Wszystko ładnie się goi, wyniki też się normują, jest stabilna, wszystko jest w porządku, zagrożenie życia minęło, nie mam pojęcia dlaczego jeszcze się nie obudziła...-powiedział nieco zrezygnowany, jednocześnie dłonią przeczesując włosy.
- Dajmy jej czas...- odparłem bez większego przekonania. Chirurg wypisał jeszcze zlecenie na kolejne badania po czym znów się do mnie zwrócił
-Dobra muszę lecieć, wpadnę później-powiedział kierując się w stronę drzwi.
-Dzięki Michał- odpowiedziałem lecz pewnie już tego nie słyszał. Znów zostaliśmy sami.
Spojrzałem na Hanę, wyglądała tak bezbronnie... mimowolnie w moich oczach stanęły łzy, a do umysłu znów wtargnęła się myśl że mogłem ją stracić... Jednym sprawnym ruchem ręki otarłem łzy... nie mogłem przecież pozwolić sobie na chwilę słabości, jestem jej teraz potrzebny...
Mocniej ścisnąłem jej dłoń, głowę oparłem o jej ramię, natomiast drugą rękę położyłem na jej brzuchu jednocześnie delikatnie go przy tym gładząc... może dla niektórych wydawać się to dziwne, ale w pewnym sensie poczułem jakaś więź z dziećmi, dlatego też postanowiłem nieco z nimi pogadać
-Hej maluszki... mówi wasz tatuś... witajcie w rodzinie... mimo że jeszcze was nie znam to i tak bardo was kocham, tak samo jak waszą wspaniałą mamusię... już nie mogę się doczekać dnia w którym będziecie tutaj z nami, dlatego musicie mi obiecać że będziecie się trzymać...- po tych słowach zwróciłem się do Hany
-Ty też masz się trzymać... I żebyśmy mieli jasność to, to nie jest prośba tylko rozkaz... Nie pozwolę ci odejść. Słyszysz? Nie pozwolę, bo Cię kocham... jesteś dla mnie wszystkim, a moje życie bez ciebie jest niekompletne i pozbawione sensu. -Mówiąc to łamał mi się głos, nie dopuszczałem do siebie myśli że może z tego nie wyjść. Starałem się być dobrej myśli, jednak powoli zaczynałem już wątpić.- Proszę cię walcz, jeżeli nie dla mnie to dla naszych dzieci, potrzebujemy cię, dlatego proszę, obudź się- do moich oczu znów napłynęły łzy, nie powstrzymywałem ich, nie miałem już na to siły. Emocje wzięły górę...
Właśnie wtedy poczułem coś dziwnego... coś tak jakby ktoś próbował ścisnąć moją dłoń. Nie miałem pojęcia czy mi się wydawało czy też nie, dlatego aby to sprawdzić niepewnie dźwignąłem głowę jednocześnie spoglądając przy tym na Hanę, miała otwarte oczy. Poczułem jak ogromny kamień spadł mi z serca. Jak poparzony zerwałem się z krzesła.
-Nic nie mów... idę po Michała- po tych słowach wybiegłem z pomieszczenia w poszukiwaniu chirurga.
Może i nie było po mnie tego widać, ale radość jaka w tym momencie mnie ogarnęła była wręcz nie do opisania... po prostu cieszyłem się jak małe dziecko na widok nowej zabawki...Miałem ochotę skakać z radości...
Wiedziałem że od tej chwili będzie tylko lepiej...
-Cześć- powiedział podchodząc do łóżka mojej ukochanej, jednocześnie sprawdzając kroplówkę do której była podpięta Hana.
-Cześć- odparłem.
-Dalej bez zmian?- zapytał, nawet na mnie nie spoglądając. Wciąż spisywał jakieś parametry.
-Jak widać
-No tak... -odparł nieco speszony. Nie odrywając wzroku od dokumentacji- Piotr ?
-Tak?
-Doszły mnie słuchy że prawdopodobnie będziecie mieli...- nie było mu dane dokończyć gdyż wszedłem mu w słowo
-Tak- odparłem bez większego entuzjazmu
-To gratulacje, nawet podwójnie- powiedział szczere się przy tym do mnie uśmiechając.
-Dzięki- odpowiedziałem. Między nami zapadła cisza. Ja wciąż siedziałem trzymając Hanę za rękę, a Sambor przeszedł do sprawdzenia rany pooperacyjnej i zmiany opatrunku.
-I jak?- zacząłem gdy tylko skończył
-Wszystko ładnie się goi, wyniki też się normują, jest stabilna, wszystko jest w porządku, zagrożenie życia minęło, nie mam pojęcia dlaczego jeszcze się nie obudziła...-powiedział nieco zrezygnowany, jednocześnie dłonią przeczesując włosy.
- Dajmy jej czas...- odparłem bez większego przekonania. Chirurg wypisał jeszcze zlecenie na kolejne badania po czym znów się do mnie zwrócił
-Dobra muszę lecieć, wpadnę później-powiedział kierując się w stronę drzwi.
-Dzięki Michał- odpowiedziałem lecz pewnie już tego nie słyszał. Znów zostaliśmy sami.
Spojrzałem na Hanę, wyglądała tak bezbronnie... mimowolnie w moich oczach stanęły łzy, a do umysłu znów wtargnęła się myśl że mogłem ją stracić... Jednym sprawnym ruchem ręki otarłem łzy... nie mogłem przecież pozwolić sobie na chwilę słabości, jestem jej teraz potrzebny...
Mocniej ścisnąłem jej dłoń, głowę oparłem o jej ramię, natomiast drugą rękę położyłem na jej brzuchu jednocześnie delikatnie go przy tym gładząc... może dla niektórych wydawać się to dziwne, ale w pewnym sensie poczułem jakaś więź z dziećmi, dlatego też postanowiłem nieco z nimi pogadać
-Hej maluszki... mówi wasz tatuś... witajcie w rodzinie... mimo że jeszcze was nie znam to i tak bardo was kocham, tak samo jak waszą wspaniałą mamusię... już nie mogę się doczekać dnia w którym będziecie tutaj z nami, dlatego musicie mi obiecać że będziecie się trzymać...- po tych słowach zwróciłem się do Hany
-Ty też masz się trzymać... I żebyśmy mieli jasność to, to nie jest prośba tylko rozkaz... Nie pozwolę ci odejść. Słyszysz? Nie pozwolę, bo Cię kocham... jesteś dla mnie wszystkim, a moje życie bez ciebie jest niekompletne i pozbawione sensu. -Mówiąc to łamał mi się głos, nie dopuszczałem do siebie myśli że może z tego nie wyjść. Starałem się być dobrej myśli, jednak powoli zaczynałem już wątpić.- Proszę cię walcz, jeżeli nie dla mnie to dla naszych dzieci, potrzebujemy cię, dlatego proszę, obudź się- do moich oczu znów napłynęły łzy, nie powstrzymywałem ich, nie miałem już na to siły. Emocje wzięły górę...
Właśnie wtedy poczułem coś dziwnego... coś tak jakby ktoś próbował ścisnąć moją dłoń. Nie miałem pojęcia czy mi się wydawało czy też nie, dlatego aby to sprawdzić niepewnie dźwignąłem głowę jednocześnie spoglądając przy tym na Hanę, miała otwarte oczy. Poczułem jak ogromny kamień spadł mi z serca. Jak poparzony zerwałem się z krzesła.
-Nic nie mów... idę po Michała- po tych słowach wybiegłem z pomieszczenia w poszukiwaniu chirurga.
Może i nie było po mnie tego widać, ale radość jaka w tym momencie mnie ogarnęła była wręcz nie do opisania... po prostu cieszyłem się jak małe dziecko na widok nowej zabawki...Miałem ochotę skakać z radości...
Wiedziałem że od tej chwili będzie tylko lepiej...
Czy aby na pewno? Przekonam się wkrótce... o.O
Blogger nareszcie zaczął współpracować po kilku długich miesiącach buntu...
Świetne tyle czekania ale się opłacało :) znakomite czekam z niecierpliwością na next mam nadzieję że dzisiaj będzie taka osłoda za tyle czekania :):)
OdpowiedzUsuńo jak miło, zabieram się za nadrabianie
OdpowiedzUsuń