sobota, 26 kwietnia 2014

Na zawsze razem cz.33

Pędziłam Warszawskimi ulicami jak szalona. W końcu dotarłam do centrum gdzie natrafiłam na ogromny korek, pół miasta było zablokowane, czekała mnie co najmniej godzina stania, nie mogłam sobie na to pozwolić, aby zaoszczędzić tak cenny czas zjechałam na chodnik i ominęłam sznur aut jaki ciągnął się wzdłuż głównej ulicy, na szczęście nie natknęłam się na policję bo dostałabym spory mandat a dodatkowo straciłabym kolejne minuty, które teraz były na wagę złota.
Coraz bardziej się denerwowałam. Po kolejnych 20 minutach nareszcie dojechałam do celu, jak na złość wszystkie miejsca parkingowe nieopodal terminalu były zajęte więc musiałam zaparkować na drugim końcu lotniska. Już miałam wysiąść z auta kiedy to usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia, wygrzebałam komórkę z torebki i nie sprawdzając kto dzwonie odebrałam.
-Halo- zaczęłam od razu wyraźnie zaniepokojona i zirytowana.
-Gdzie jesteś ? Pod twoim gabinetem czekają tabuny pacjentek a ciebie nie ma !– po drugiej stronie usłyszałam zdenerwowany głos Wójcika, wcale mnie to nie zdziwiło że jest wściekły, w końcu zerwałam się z dyżuru nikogo o tym nie informując, po prostu przez ten natłok informacji zupełnie zapomniałam o pracy.
-Musiałam się na chwilę zwolnić, sprawa życia i śmierci...- odparłam na szybko pierwsze co na chwilę obecną wpadło mi do głowy, nie widziałam potrzeby aby mówić coś więcej bo i tak by tego nie zrozumiał, nawet ja ledwo co to wszystko ogarniam...
-Powiedzmy że ci wierzę, wezmę połowę pacjentek żeby Tretter się nie zorientował bo inaczej po tobie...- wybełkotał oschle- ale pośpiesz się !- dopowiedział po chwili
-ok, dzięki, jesteś wielki- odparłam entuzjastycznie, nie sądziłam że mam takiego wspaniałego przełożonego który aby mnie kryć przed szefem wszystkich szefów naraża swój własny „tyłek”.
-nie robię tego dobroczynnie, jesteś winna mi przysługę- no tak... jak zwykle, nie ma nic za darmo, w końcu już się skończyły te czasy gdy ludzie pomagali sobie bezinteresownie, no ale cóż...
-ok- odparłam nieco zrezygnowana – muszę kończyć, pa – dodałam i nie czekając na odpowiedź rozmówcy po prostu się rozłączyłam. Szybko wysiadłam z samochodu, z impetem zamykając drzwi pognałam w stronę wejścia. Biegłam przez główną halę portu lotniczego potykając się o własne nogi i co jakiś czas na kogoś wpadając, ludzie znajdujący się obecnie na lotnisku musieli mieć ze mnie niezły ubaw, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, po prostu liczyło się tylko to aby dotrzeć na czas i zatrzymać Piotra w Polsce. Po kilkuminutowym i dość wyczerpującym biegu w końcu dostrzegłam tak dobrze znaną mi sylwetkę, w duchu aż skakałam z radości. Nareszcie mogłam nieco zwolnić, byłam wykończona, dość szybkim marszem zmierzałam w jego kierunku starając się przy tym uspokoić oddech i zebrać nieco myśli z których w tym momencie zrobił się jeden wielki mętlik. Od Gawryły dzielił mnie dystans niecałych 100 metrów, udało mi się. Zdążyłam. Zatrzymałam się na chwilę, aby zastanowić się chwilę co i jak chce mu teraz powiedzieć. Wzięłam duży haust powietrza i przetarłam dłonią twarz aby zetrzeć z niej kropelki potu jakie pozostały po moim dość intensywnym i jakże wyczerpującym biegu... co jak co ale moja kondycja nie jest aż tak fatalna jakby mogło się wydawać...
Niespiesznie ruszyłam w jego kierunku, od razu mogłam dostrzec że z kimś rozmawia i niestety tym kimś była nalepa we własnej osobie. Od razu się we mnie zagotowało, przez co znów musiałam się zatrzymać aby ochłonąć. Stałam tak w miejscu bacznie się im przyglądając, już chciałam ponownie ruszyć w ich kierunku kiedy to Piotr nagle zagarnął Olivie w swoje ramiona po czym pocałował w czoło. Czułam jak coś we mnie pękło, a tym czymś było serce...

„Kiedy upuści się na podłogę szklankę lub talerz, roztrzaskuje się on z głośnym hukiem. Kiedy ktoś wybija szybę, tłucze szkiełko w ramce fotografii albo łamie nogę stołu, wszystko to generuje jakiś dźwięk. Złamane serce rozpada się na tysiąc kawałków w kompletnej ciszy. Zdawałoby się, że skoro jest tak bardzo ważne, powinno wydawać najgłośniejszy dźwięk na świecie, coś w rodzaju gongu lub uderzenia dzwonu. Ono jednak milczy i z czasem człowiek niemal zaczyna marzyć o tym, żeby wydało jakiś odgłos, który odwróciłby uwagę od bólu, a nawet jeśli zranione serce wydaje jakikolwiek odgłos, pozostaje zamknięty w jego wnętrzu.”

W jednym momencie łzy napłynęły mi do oczu, to był dla mnie ogromny cios... Biegłam do niego jak jakaś idiotka, a on tak po prostu obściskuje się na środku lotniska z nalepą, czułam się teraz jakby ktoś mnie spoliczkował... Wiem że po części się do tego przyczyniłam, ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie? Nie sądzę !!
Resztki nadziei jakie przedtem posiadałam pękły niczym bańka mydlana. I pomyśleć ze jeszcze kilka minut temu byłam gotowa zaryzykować wszystko i znów o niego zawalczyć... ale ja byłam głupia...
To nie ma sensu, chyba faktycznie lepiej będzie jeżeli nic mu nie powiem i się wycofam, najwidoczniej on już zaplanował swoje życie, a mnie w nim nie ma, nie mam zamiaru po raz kolejny ładować się z „butami” w jego już poukładany świat... Za dużo mnie to kosztuje...
Sama też sobie poradzę, nie potrzebuję go i jego łaski, jest tyle samotnych matek które sobie świetnie radzą więc dlaczego mi miałoby się nie udać ? Nie będę na siłę próbowała go zmuszać żeby mi pomógł i został... to i tak byłoby bezcelowe, po prostu się poddaję... mam już dość .Olivia wygrała, Gawryło jest jej... Niech go sobie zabierze do tej swojej Ameryki. Nie mam już energii aby o niego walczyć...
W jednym momencie zwróciłam się na piecie i ruszyłam w stronę wyjścia z lotniska. Łzy ciurkiem spływały po moich policzkach, nie tak to wszystko sobie wyobrażałam. Zapłakana wbiegłam przed budynek po czym skierowałam się do auta. Wsiadłam do pojazdu,odchyliłam głowę do tyłu opierając ją o zagłówek, musiałam się uspokoić, nie mogłam w takim stanie prowadzić samochodu. To by było zbyt niebezpieczne. Nie mam pojęcia ile czasu tak siedziałam, nadal nie mogłam się ogarnąć, łzy ciągle ciekły mi z oczu a ja nie mogłam nad tym zapanować, tak to się niestety kończy, kiedy dzielisz się z kimś swoim sercem a ta osoba nie potrafi tego docenić i zamiast odwzajemnić się tym samym ciągle je rani czekając aż w końcu pęknie...
Na szczęście czas leczy rany... z taką myślą w końcu odpaliłam silnik samochodu. Ruszyłam z powrotem w stronę leśnej góry.
Nie potrafiłam skupić się na drodze moje myśli wciąż krążyły wokół Piotra i tego co nie tak dawno zobaczyłam, mimo iż tak bardzo mnie tym zranił to nie potrafię o nim tak po prostu na pstryknięcie palcem zapomnieć. Z tego całego zamyślenia nawet nie zauważyłam że światło na pasie ruchu którym aktualnie się przemieszczałam zmieniło barwę z zielonej na żółtą a następnie czerwoną, wciąż jechałam przed siebie, a łzy ściekały z moich policzków...
Usłyszałam dźwięk klaksonu, moja noga odruchowo powędrowała na hamulec byłam całkowicie zdezorientowana, nie miałam pojęcia co się wokół mnie dzieje. Po okolicy rozległ się okropny pisk opon. Osłupiałam. Straciłam panowanie nad pojazdem, mimowolnie zamknęłam oczy, do moich uszu dobiegł głośny trzask, poczułam mocne szarpnięcie i jakieś dziwne uderzenie, cały świat mi zawirował. Ogromny ból przeszył całe moje ciało, po chwili jednak ustał i znalazłam się w jakiejś dziwnej pustce w której nie czułam już nic. 

Czy Hana i dziecko wyjdą z tego cało??
Komentujcie!

22 komentarze:

  1. Piękne ,ale bardzo smutne pełne goryczy i bólu opowiadanioe :(. Oby Hana i dziecko wyszli z tego cało :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo smutne. Ale zarazem takie piękne. <3 Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega!!! Mam nadzieje, ze Hana nie straci dziecka? Szybko dawaj nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawaj next bo nie wytrzymam :-) ale napięcie oby im się nic nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak myślałam że będzie jakiś wypadek... niestety smutne :D błagam niech Hana nie straci dziecka :) czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  6. dodacie jutro jakiegoś nexta ? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. oo nieee ! juz bylo tak blisko..
    no ale zwiastun się jednak sprawdzil :) nadal jednak mam nadzieję, na szczęśliwe zakonczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też i oby nie stracili dziecka :D

      Usuń
  8. dodaj szybko nexta bo jestem ciekawa co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziwnie to opowiadanie jest prowadzone, mam nadzieje, że to się poprawi. Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nie mogę się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieję, że dziecko przeżyje :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne :)
    Wrzuć szybko next !!

    OdpowiedzUsuń
  13. Możesz dodawać nexty regularnie a nie kiedy ci się chce bo trochę to wkurza . Albo pisz kiedy dodasz nexta bo trzeba codziennie wchodzić i sprawdzać czy jest czy niema a tak byś napisała datę nexta i byśmy sobie wchodzili w ten dzień.:-) :-) Nie to że mi się nie podoba bo bardzo lubie to czytać ale wprowadziła bym pewne zmiany dotyczęce nextów :-) :-) pozdro...

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie dodajemy netów wtedy kiedy nam się chce tylko wtedy kiedy mamy czas i możemy coś napisać, no sorry ale przez bloga nie mamy zamiaru zawalić innych, dużo ważniejszych rzeczy, to po pierwsze, a po drugie to pomysł z datami dodawania kolejnych części jest fajny tylko że my same nie wiemy kiedy dodamy, Kami ma nieokreślony czas pracy tzn. że niekiedy pracuje normalnie po 8h a niekiedy po 12h, a nawet więcej, poza tym ma też rodzinę której też musi poświecić czas , ja również nie zawsze mogę bo mam szkołę a poza tym treningi i inne zajęcia dodatkowe....
    Niestety póki co tak to będzie wyglądać, jeśli to tak bardzo przeszkadza to nie musicie czytać, nikogo nie będziemy zmuszać.
    Dziękuje za uwagę, pozdro
    /Nasia

    OdpowiedzUsuń
  15. Ok ja nie mówie że mi się nie podoba.jeżeli nie macie czasu na tygodniu to piszcie pod opowiadaniem że np. dodacie w weekend bo się nie wyrobicie.W tedy nikt nie będzie się pytał kiedy next itp. Myślę że tak będzie po prostu łatwiej.:-) PS.Opowiadanie somo w sobie suuuupppppperrrrr i jeżeli zrozumiałaś wcześniejszy wpis przez to że mi się nie podoba to sorrryyyyy:-) Chodzi mi tylko o waszą częstszą aktywność na blogu ... pozdro :-)

    OdpowiedzUsuń