Pędziłam
Warszawskimi ulicami jak szalona. W końcu dotarłam do centrum gdzie
natrafiłam na ogromny korek, pół miasta było zablokowane, czekała
mnie co najmniej godzina stania, nie mogłam sobie na to pozwolić,
aby zaoszczędzić tak cenny czas zjechałam na chodnik i ominęłam
sznur aut jaki ciągnął się wzdłuż głównej ulicy, na
szczęście nie natknęłam się na policję bo dostałabym spory
mandat a dodatkowo straciłabym kolejne minuty, które teraz były na
wagę złota.
Coraz
bardziej się denerwowałam. Po kolejnych 20 minutach nareszcie
dojechałam do celu, jak na złość wszystkie miejsca parkingowe
nieopodal terminalu były zajęte więc musiałam zaparkować na
drugim końcu lotniska. Już miałam wysiąść z auta kiedy to
usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia, wygrzebałam
komórkę z torebki i nie sprawdzając kto dzwonie odebrałam.
-Halo-
zaczęłam od razu wyraźnie zaniepokojona i zirytowana.
-Gdzie
jesteś ? Pod twoim gabinetem czekają tabuny pacjentek a ciebie nie
ma !– po drugiej stronie usłyszałam zdenerwowany głos Wójcika,
wcale mnie to nie zdziwiło że jest wściekły, w końcu zerwałam
się z dyżuru nikogo o tym nie informując, po prostu przez ten
natłok informacji zupełnie zapomniałam o pracy.
-Musiałam
się na chwilę zwolnić, sprawa życia i śmierci...- odparłam na
szybko pierwsze co na chwilę obecną wpadło mi do głowy, nie
widziałam potrzeby aby mówić coś więcej bo i tak by tego nie
zrozumiał, nawet ja ledwo co to wszystko ogarniam...
-Powiedzmy
że ci wierzę, wezmę połowę pacjentek żeby Tretter się nie
zorientował bo inaczej po tobie...- wybełkotał oschle- ale
pośpiesz się !- dopowiedział po chwili
-ok,
dzięki, jesteś wielki- odparłam entuzjastycznie, nie sądziłam że
mam takiego wspaniałego przełożonego który aby mnie kryć przed
szefem wszystkich szefów naraża swój własny „tyłek”.
-nie
robię tego dobroczynnie, jesteś winna mi przysługę- no tak... jak
zwykle, nie ma nic za darmo, w końcu już się skończyły te czasy
gdy ludzie pomagali sobie bezinteresownie, no ale cóż...
-ok-
odparłam nieco zrezygnowana – muszę kończyć, pa – dodałam i
nie czekając na odpowiedź rozmówcy po prostu się rozłączyłam.
Szybko wysiadłam z samochodu, z impetem zamykając drzwi pognałam w
stronę wejścia. Biegłam przez główną halę portu lotniczego
potykając się o własne nogi i co jakiś czas na kogoś wpadając,
ludzie znajdujący się obecnie na lotnisku musieli mieć ze mnie
niezły ubaw, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia,
po prostu liczyło się tylko to aby dotrzeć na czas i zatrzymać
Piotra w Polsce. Po kilkuminutowym i dość wyczerpującym biegu w
końcu dostrzegłam tak dobrze znaną mi sylwetkę, w duchu aż
skakałam z radości. Nareszcie mogłam nieco zwolnić, byłam
wykończona, dość szybkim marszem zmierzałam w jego kierunku
starając się przy tym uspokoić oddech i zebrać nieco myśli z
których w tym momencie zrobił się jeden wielki mętlik. Od Gawryły
dzielił mnie dystans niecałych 100 metrów, udało mi się.
Zdążyłam. Zatrzymałam się na chwilę, aby zastanowić się
chwilę co i jak chce mu teraz powiedzieć. Wzięłam duży haust
powietrza i przetarłam dłonią twarz aby zetrzeć z niej kropelki
potu jakie pozostały po moim dość intensywnym i jakże
wyczerpującym biegu... co jak co ale moja kondycja nie jest aż tak
fatalna jakby mogło się wydawać...
Niespiesznie ruszyłam w jego kierunku, od razu mogłam dostrzec że
z kimś rozmawia i niestety tym kimś była nalepa we własnej
osobie. Od razu się we mnie zagotowało, przez co znów musiałam
się zatrzymać aby ochłonąć. Stałam tak w miejscu bacznie się
im przyglądając, już chciałam ponownie ruszyć w ich kierunku
kiedy to Piotr nagle zagarnął Olivie w swoje ramiona po czym
pocałował w czoło. Czułam jak coś we mnie pękło, a tym czymś
było serce...
„Kiedy
upuści się na podłogę szklankę lub talerz, roztrzaskuje się on
z głośnym hukiem. Kiedy ktoś wybija szybę, tłucze szkiełko w
ramce fotografii albo łamie nogę stołu, wszystko to generuje jakiś
dźwięk. Złamane serce rozpada się na tysiąc kawałków w
kompletnej ciszy. Zdawałoby się, że skoro jest tak bardzo ważne,
powinno wydawać najgłośniejszy dźwięk na świecie, coś w
rodzaju gongu lub uderzenia dzwonu. Ono jednak milczy i z czasem
człowiek niemal zaczyna marzyć o tym, żeby wydało jakiś odgłos,
który odwróciłby uwagę od bólu, a nawet jeśli zranione serce
wydaje jakikolwiek odgłos, pozostaje zamknięty w jego wnętrzu.”
W
jednym momencie łzy napłynęły mi do oczu, to był dla mnie
ogromny cios... Biegłam do niego jak jakaś idiotka, a on tak po
prostu obściskuje się na środku lotniska z nalepą, czułam się
teraz jakby ktoś mnie spoliczkował... Wiem że po części się do
tego przyczyniłam, ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie? Nie
sądzę !!
Resztki
nadziei jakie przedtem posiadałam pękły niczym bańka mydlana. I
pomyśleć ze jeszcze kilka minut temu byłam gotowa zaryzykować
wszystko i znów o niego zawalczyć... ale ja byłam głupia...
To nie ma sensu, chyba faktycznie lepiej będzie jeżeli nic mu nie
powiem i się wycofam, najwidoczniej on już zaplanował swoje życie,
a mnie w nim nie ma, nie mam zamiaru po raz kolejny ładować się z
„butami” w jego już poukładany świat... Za dużo mnie to
kosztuje...
Sama
też sobie poradzę, nie potrzebuję go i jego łaski, jest tyle
samotnych matek które sobie świetnie radzą więc dlaczego mi
miałoby się nie udać ? Nie będę na siłę próbowała go zmuszać
żeby mi pomógł i został... to i tak byłoby bezcelowe, po prostu
się poddaję... mam już dość .Olivia wygrała, Gawryło jest
jej... Niech go sobie zabierze do tej swojej Ameryki. Nie mam już
energii aby o niego walczyć...
W
jednym momencie zwróciłam się na piecie i ruszyłam w stronę
wyjścia z lotniska. Łzy ciurkiem spływały po moich policzkach,
nie tak to wszystko sobie wyobrażałam. Zapłakana wbiegłam przed
budynek po czym skierowałam się do auta. Wsiadłam do
pojazdu,odchyliłam głowę do tyłu opierając ją o zagłówek,
musiałam się uspokoić, nie mogłam w takim stanie prowadzić
samochodu. To by było zbyt niebezpieczne. Nie mam pojęcia ile czasu
tak siedziałam, nadal nie mogłam się ogarnąć, łzy ciągle
ciekły mi z oczu a ja nie mogłam nad tym zapanować, tak to się
niestety kończy, kiedy dzielisz się z kimś swoim sercem a ta
osoba nie potrafi tego docenić i zamiast odwzajemnić się tym samym
ciągle je rani czekając aż w końcu pęknie...
Na szczęście czas leczy rany... z taką myślą w końcu odpaliłam
silnik samochodu. Ruszyłam z powrotem w stronę leśnej góry.
Nie
potrafiłam skupić się na drodze moje myśli wciąż krążyły
wokół Piotra i tego co nie tak dawno zobaczyłam, mimo iż tak
bardzo mnie tym zranił to nie potrafię o nim tak po prostu na
pstryknięcie palcem zapomnieć. Z tego całego zamyślenia nawet nie
zauważyłam że światło na pasie ruchu którym aktualnie się
przemieszczałam zmieniło barwę z zielonej na żółtą a następnie
czerwoną, wciąż jechałam przed siebie, a łzy ściekały z moich
policzków...
Usłyszałam
dźwięk klaksonu, moja noga odruchowo powędrowała na hamulec byłam
całkowicie zdezorientowana, nie miałam pojęcia co się wokół
mnie dzieje. Po okolicy rozległ się okropny pisk opon. Osłupiałam.
Straciłam panowanie nad pojazdem, mimowolnie zamknęłam oczy, do
moich uszu dobiegł głośny trzask, poczułam mocne szarpnięcie i
jakieś dziwne uderzenie, cały świat mi zawirował. Ogromny ból
przeszył całe moje ciało, po chwili jednak ustał i znalazłam się
w jakiejś dziwnej pustce w której nie czułam już nic.
Czy Hana i dziecko wyjdą z tego cało??
Piękne ,ale bardzo smutne pełne goryczy i bólu opowiadanioe :(. Oby Hana i dziecko wyszli z tego cało :).
OdpowiedzUsuńBardzo smutne. Ale zarazem takie piękne. <3 Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńMega!!! Mam nadzieje, ze Hana nie straci dziecka? Szybko dawaj nexta! <3
OdpowiedzUsuńKiedy next???
OdpowiedzUsuńDawaj next bo nie wytrzymam :-) ale napięcie oby im się nic nie stało.
OdpowiedzUsuńTak myślałam że będzie jakiś wypadek... niestety smutne :D błagam niech Hana nie straci dziecka :) czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńdodacie jutro jakiegoś nexta ? :D
OdpowiedzUsuńoo nieee ! juz bylo tak blisko..
OdpowiedzUsuńno ale zwiastun się jednak sprawdzil :) nadal jednak mam nadzieję, na szczęśliwe zakonczenie :)
ja też i oby nie stracili dziecka :D
UsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńdodaj szybko nexta bo jestem ciekawa co będzie dalej
OdpowiedzUsuńpopieram!
UsuńDziwnie to opowiadanie jest prowadzone, mam nadzieje, że to się poprawi. Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać nexta
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dziecko przeżyje :)
OdpowiedzUsuńDODAJ NEXT
OdpowiedzUsuńPiękne :)
OdpowiedzUsuńWrzuć szybko next !!
Możesz dodawać nexty regularnie a nie kiedy ci się chce bo trochę to wkurza . Albo pisz kiedy dodasz nexta bo trzeba codziennie wchodzić i sprawdzać czy jest czy niema a tak byś napisała datę nexta i byśmy sobie wchodzili w ten dzień.:-) :-) Nie to że mi się nie podoba bo bardzo lubie to czytać ale wprowadziła bym pewne zmiany dotyczęce nextów :-) :-) pozdro...
OdpowiedzUsuńNie dodajemy netów wtedy kiedy nam się chce tylko wtedy kiedy mamy czas i możemy coś napisać, no sorry ale przez bloga nie mamy zamiaru zawalić innych, dużo ważniejszych rzeczy, to po pierwsze, a po drugie to pomysł z datami dodawania kolejnych części jest fajny tylko że my same nie wiemy kiedy dodamy, Kami ma nieokreślony czas pracy tzn. że niekiedy pracuje normalnie po 8h a niekiedy po 12h, a nawet więcej, poza tym ma też rodzinę której też musi poświecić czas , ja również nie zawsze mogę bo mam szkołę a poza tym treningi i inne zajęcia dodatkowe....
OdpowiedzUsuńNiestety póki co tak to będzie wyglądać, jeśli to tak bardzo przeszkadza to nie musicie czytać, nikogo nie będziemy zmuszać.
Dziękuje za uwagę, pozdro
/Nasia
Ok ja nie mówie że mi się nie podoba.jeżeli nie macie czasu na tygodniu to piszcie pod opowiadaniem że np. dodacie w weekend bo się nie wyrobicie.W tedy nikt nie będzie się pytał kiedy next itp. Myślę że tak będzie po prostu łatwiej.:-) PS.Opowiadanie somo w sobie suuuupppppperrrrr i jeżeli zrozumiałaś wcześniejszy wpis przez to że mi się nie podoba to sorrryyyyy:-) Chodzi mi tylko o waszą częstszą aktywność na blogu ... pozdro :-)
OdpowiedzUsuńKiedy next?...
OdpowiedzUsuńZa 5-10 minut
Usuń