sobota, 18 stycznia 2014

Na zawsze razem cz. 9

 Powoli otwierałam oczy. Od razu ujrzałam wielką kałużę krwi. Powoli zmierzałam wzrokiem wyżej. Modliłam się aby to nie był Piotr. Mimo że ostatnio nasze relacje nie są najlepsze cholernie się o niego martwiłam. Spojrzałam przed siebie. Piotr klęczał w owej kałuży nad Kamilem. Chyba go reanimował. Gdzieś w głębi siebie poczułam ulgę że nic mu się nie stało. Chciałam do niego podbiec, jednak nogi miałam jak z ołowiu. Mimo że jestem lekarzem i na co dzień mam styczność z krwią zrobiło mi się słabo, to nie było to samo co podczas operacji. Oparłam się o samochód i przymknęłam oczy. Po niespełna minucie mi przeszło od razu do nich pobiegłam. Piotr ciągle do niego mówił, Po jego głosie od razu mogłam stwierdzić że też się przejął.
-Cholera no Kamil dawaj, wiem że dasz radę – był bardzo zdenerwowany. Mimo woli łzy napłynęły mi do oczu. Wiedziałam że z Kamilem miałam ostatnio na pieńku, ale czułam się winna. Miałam wrażenie że to przeze mnie doszło do tej tragedii, może gdybym go wysłuchała, przebaczyła tego by nie było. Moje rozmyślenia przerwał głos Piotra
-Hana dzwoń po karetkę – odeszłam na bok , ręce trzęsły mi się jak nigdy dotąd. Wybrałam numer ratunkowy. Gdy zgłoszenie zostało przyjęte. Podeszłam z powrotem do Piotra, który nie przerywał reanimacji. Po długich 10 minutach przyjechała karetka. Przenieśli Kamila na nosze.
-Zawieźcie go do Leśnej Góry – powiedział Gawryło. Karetka odjechała. Ja nadal stałam w bezruchu ślepo gapiąc się w miejsce na którym jeszcze przed chwilą leżał Wierzbicki. Byłam kompletnie załamana, mimo tego że Kamo nic dla mnie nie znaczył i byłam na niego cholernie wściekła za tę sytuację przed szpitalem, to czułam się okropnie. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać co właśnie się zdarzyło. Znów łzy napłynęły do moich oczu. Nie miałam siły ich powstrzymywać po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko. Piotr położył dłoń na moim ramieniu aby dodać mi otuchy, bez chwili namysłu przytuliłam się do niego. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, ale wtedy czułam że tego potrzebuję. Po jakimś czasie odsunął mnie od siebie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Musimy jechać do szpitala – oznajmił. Był również trochę podłamany. Pokiwałam tylko twierdząco głową. Wsiedliśmy do auta. Usiadłam na miejscu pasażera. Byłam zbyt roztrzęsiona aby prowadzić. Odjechaliśmy. Między nami panowała cisza, jednak nie przeszkadzało mi to. Potrzebowałam teraz spokoju. Musiałam jeszcze raz wszystko przemyśleć. Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie. Dojechaliśmy na miejsce szybko wysiadłam z samochodu i pognałam do budynku. Kamil był operowany. Poszłam na blok, usiadłam na krześle przed operacyjną. Wiem że nie musiałam tam siedzieć ale czułam się winna i miałam jakieś dziwne poczucie obowiązku. Po jakimś czasie dołączył do mnie Piotr. Usiadł obok mnie, położył swoja dłoń na mojej. Bez chwili zastanowienia ścisnęłam ją. Spojrzał na mnie zdziwiony, nic nie odpowiedziałam nie miałam na to siły. Znów zapanowała cisza którą w końcu on postanowił przerwać
-Gadałem z Tretterem, mamy dzisiaj wolne- jego głos był stłumiony.
-Nie musisz tu ze mną siedzieć, poradzę sobie sama.- Spojrzałam mu w oczy, jednak nie mogłam z nich nic wyczytać. Były bez jakichkolwiek emocji. Wiedziałam że dla niego to też było trudne.
-Nie jestem tutaj z przymusu, po prostu chcę- powiedział beznamiętnie, odwrócił głowę w przeciwnym kierunku. Między nami znów nastała cisza. Słyszałam tylko nasze oddechy i tykanie wskazówek zegara. Pozostało nam tylko czekać.... czekać …. i czekać. Czas dłużył mi się nieubłaganie. Tik-Tak, Tik-Tak każda sekunda była dla mnie wiecznością. To czekanie było frustrujące. Gapiłam się bezcelowo na wskazówki zegara. Piotr w końcu nie wytrzymał i wstał z miejsca. Zaczął krążyć po korytarzu. Chodził tam i z powrotem. Powoli zaczynało mnie to irytować. Nie wytrzymałam
-Możesz łaskawie usiąść na krześle !?- krzyknęłam na niego. Nie panowałam nad sobą. Ta sytuacja była aż nadto wkurzająca. Nic nie odpowiedział tylko posłusznie usiadł na krześle. Znów chwycił moją dłoń i delikatnie ścisnął tak jakby chciał wesprzeć mnie na duchu. Już nawet nie chciało mi się wyrywać z tego uścisku. Po raz kolejny zapadła głucha cisza. Tik-Tak, Tik-Tak. Wskazówki zegara powoli zmieniały położenie. To czekanie mnie wykańczało. Minęła raptem godzina a ja miałam wrażenie że to trwa nieskończoność. Najgorsza w tym wszystkim jest bezsilność i świadomość że nie można pomóc. Czas powoli płynął... płynął.... i płynął. Nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Moja głowę była wypełniona setkami tysięcy myśli. Nie miałam jak od nich uciec. Opadła ta zasłona która pozwalała mi zachować równowagę. Wszystko zaatakowało ze zdwojoną siłą. Tak długo czekało na chwile mojej słabości. Minęło kilka długich godzin, które były
dla mnie wiecznością. Miałam złe przeczucia. To trwa zdecydowanie za długo. Byłam prawie pewna ze coś się stało. Jednak nie mogłam nic zrobić tylko nadal cierpliwie czekać. Piotr też chyba coś przeczuwał. Zaczął bawić się palcami. Robił tak zawsze kiedy się denerwował. Po kolejnych godzinach nasze męczarnie przerwały otwierające się drzwi sali operacyjnej. Po chwili naszym oczom ukazała się Consalida. Zerwaliśmy się na równe nogi. Obdarzyliśmy ją pytającym a zarazem wyczekującym wzrokiem. Podeszła w naszą stronę. W końcu się przełamałam.
-Co z nim ? - zapytałam niepewnie. Spoglądając na lekarkę. Jej odpowiedź była zbędna wyraz twarzy mówił sam za siebie.

Komentujcie
Nie mamy pojęcia kiedy next bo jutro na cały dzień wybywamy do kopytnych i późno wrócimy...



4 komentarze:

  1. świetna część :D mam nadzieję żę jutro jednak będzie next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne, ale strasznie krótkie :( Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na nexta :D mam nadzieję że daci dłuższe i Hana z Potrem w końcu będą razem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo !!! Ja tez jeżdżę konno <3

    OdpowiedzUsuń