-Co zamawiamy?-zagadnąłem dosiadając się do pozostałej czwórki zajętej kolejną dyskusją. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na mnie porozumiewawczo, a ja od razu domyśliłem się co to oznacza.- Czyli to co zawsze- westchnąłem pod nosem- A ty co chcesz?- zwróciłem się do Emi. Ta na moje słowa zerknęła do karty, przewertowała ją kilka razy po czym w końcu się odezwała.
- Latte Macchiato- odparła uśmiechając się przy tym promiennie. Odkąd tylko sięgałem pamięcią właśnie taką ją pamiętałem: uśmiechniętą i wesołą, nigdy nie widziałem jej smutnej lub płaczącej, nawet pierwszego dnia w przedszkolu kiedy wszystkie dzieci włącznie ze mną płakały za rodzicami ona wciąż się śmiała i nie uroniła ani jednej łezki, to może właśnie dlatego tak bardzo ją polubiłem… Wstałem z miejsca i powędrowałem złożyć zamówienie, akurat pech chciał że za ladą musiała stać Jolka moja dawna… bliska znajoma, nigdy nie byliśmy razem ale nie byliśmy sobie też obojętni kiedyś łączyły nas dość zażyłe więzi…
-Kogo moje piękne oczy widzą- zaczęła na wstępie, a w jej głosie dało się wyczuć sporą niechęć i przekąs, niestety ona wciąż chowała do mnie urazę za to co między nami zaszło i jak ją potraktowałem… niestety byłem młody i głupi, nie wiedziałem że tak ją tym skrzywdzę… no dobra wiedziałem, ale się tym nie przejmowałem, ale jak już wspominałem byłem młody i głupi…
-Cześć Jolka- odparłem bez jakichkolwiek emocji, nawet na nią nie spoglądając- poproszę to co zwykle plus Latte Macchiato- szybko złożyłem zamówienie, a po tych słowach chciałem od razu odejść i wrócić do stolika, jednak kobieta mnie zatrzymała.
-Widzę że przyprowadziłeś ze sobą swoją nową zdobycz… - powiedziała z przekąsem, spoglądając przy tym ze złością wymalowaną na twarzy w stronę Emilii, która wciąż prowadziła zawziętą dyskusję z moimi przyjaciółmi. Jolka zachowywała się, tak jakby była o nią zazdrosna, przez co poczułem pewną satysfakcję.-Co się stało z poprzednią? Znudziła ci się?- zapytała złośliwie udając przy tym współczucie i przejęcie, jednak wiedziałem że zrobiła to tylko po to żeby jeszcze bardziej mi dopiec.
-Wbrew temu co o mnie myślisz, nie traktuję kobiet przedmiotowo- rzuciłem w jej stronę, po czym nieznacznie nachyliłem się w jej kierunku, udając że mam jej coś ważnego do powiedzenia, ona zaintrygowana moim zachowaniem też się pochyliła- A ta jak ty to nazwałaś „zdobycz” to nowa znajoma z roku – wyszeptałem drwiąco się przy tym do niej uśmiechając. Ona po moich słowach momentalnie się odsunęła, a z jej wyrazu twarzy można było wywnioskować że jest wściekła, nie to chciała ode mnie usłyszeć.
-Nie traktujesz kobiet przedmiotowo- prychnęła, po czym zaśmiała się pod nosem jakbym opowiedział jej jakiś kawał- Ja odniosłam inne wrażenie.- stwierdziła, a ja wzruszyłem jedynie ramionami, miałem w głębokim poważaniu jej złote myśli czy spostrzeżenia. Już chciałem ją uraczyć złośliwą odpowiedzią typu „dla ciebie zrobiłem wyjątek”, kiedy to podszedł do nas Seba.
- Wszystko dobrze stary?– zapytał stając tuż za moimi plecami i kładąc mi dłoń na ramieniu, jakby chciał w ten sposób się upewnić czy wszystko jest ze mną w porządku.- Długo każesz na siebie czekać, ekipa zaczęła się niepokoić- stwierdził zmartwiony.
-Właśnie miałem iść do stolika- odparłem nawet na niego nie spoglądając gdyż swój wzrok wciąż miałem wlepiony w blondynkę. Sebo widząc że moja uwaga skupia się na kimś innym niż on podniósł wzrok, przenosząc go na osobę stojącą przed nami.
-Witam błazna.- Zwróciła się do niego jak zawsze złośliwie Jolka ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust.
-Cześć jędzo- odpowiedział jej Sebastian również krzywo się uśmiechając- To coś znowu się do ciebie doczepiło ?- zwrócił się tym razem do mnie jednocześnie pokazując palcem na kobietę stojącą za ladą, a ja na potwierdzenie jedynie skinąłem twierdząco głową. Seba zaśmiał się pod nosem, dziwnie kręcąc przy tym głową.- Wiesz gdzie przynieść zamówienie, przewodników nie potrzebujesz, więc żegnamy...- zwrócił się ponownie do kobiety, patrząc na nią jak na idiotkę, po czym ciągnąc mnie za rękaw koszuli ruszył w kierunku stolika. Nie mając ochoty się z nim szarpać, a już tym bardziej spędzać czasu z blondynką ruszyłem za nim.
-Co tak długo?- zapytała Em gdy siadałem na swoje miejsce. Momentalnie zrobiło mi się głupio, gdyż nie wiedziałem co powinienem jej odpowiedzieć, wolałem nie mówić jej o sytuacji sprzed kilku chwil, bo wtedy na pewno musiałbym opowiedzieć dlaczego z Jolą jesteśmy wobec siebie tak wrogo nastawieni, a wolałem żeby po prostu tego nie wiedziała, gdyż mogłaby przez to zmienić o mnie zdanie i patrzeć na mnie mniej przychylnie. Seba zapewne widząc co się dzieje postanowił mnie ratować.
-Jakaś nowa niekumata kelnerka, wszystko trzeba było jej tłumaczyć- odpowiedział za mnie, jednocześnie opadając na swoje krzesło.- Kogo oni tu zatrudniają…- dodał po chwili z udawanym oburzeniem, a ja w duszy dziękowałem mu za pomoc.
-Cóż… miejmy nadzieję że nie pomyli zamówień.- do dyskusji postanowił się wtrącić także Marcin, a ja odetchnąłem z ulgą gdy wszyscy łyknęli haczyk zarzucony przez mojego przyjaciela. Przez kilka minut prowadziliśmy ożywioną dyskusje o wykładzie. Emilia była nim zachwycona, stwierdziła nawet że na lepszym nigdy wcześniej nie była chociaż to jej szósty rok na studiach. Po jej słowach tematem naszej rozmowy stało się porównywanie uczelni. Po jakichś 5 minutach od złożonego przez nas zamówienia Jola przyniosła kawy. Starałem się ją ignorować i nawet na nią nie spoglądać, gdyż wygodniej było mi udawać że w ogóle się nie znamy, zerknąłem kątem oka na Sebę, który widocznie widząc nadchodzącą blondynkę zasłonił się kartkami wypełnionymi jakimiś notatkami. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Odetchnąłem gdy kobieta odeszła od naszego stolika bez jakiejkolwiek uwagi, komentarza, czy nawet słowa. Chociaż nie… odezwała się, powiedziała tylko krótkie ale pełne jadu „proszę” patrząc przy tym na mnie wzrokiem seryjnego mordercy, przez co ten niby zwrot grzecznościowy zabrzmiała bardziej jak „udław się tą kawą”. Mimo iż miałem cholerną ochotę na porcję kofeiny, nie zrobiłem ani łyka, wolałem nawet nie dotykać filiżanki, gdyż znałem Jolę nie od dziś i wiedziałem że jest bardzo mściwą osobą i nie odpuściłaby takiej okazji. Wolałem nie ryzykować swojego zdrowia, więc postanowiłem że kupię sobie kawę w automacie na uczelni, a tę po prostu zostawię. Po jakichś 10 minutach, gdy pozostali opróżnili swoje filiżanki, zaczęliśmy zbierać się do wyjścia. Należne pieniądze zostawiliśmy na stoliku, po czym podeszliśmy do wieszaka. Ściągnąłem z niego swoją kurtkę oraz płaszcz Em pomagając jej go założyć. Gdy byliśmy gotowi do wyjścia opuściliśmy lokal. Agata i Emi wyszły jako pierwsze, zaraz za nimi powędrował Marcin, a ja i Sebo opuściliśmy pomieszczenie jako ostatni.
-Też nie tknąłeś swojej kawy- odezwał się do mnie Seba konspiracyjnym szeptem, gdy upewnił się że nikt nas nie słucha.
-Znasz Jole tak samo dobrze jak ja.- skonstatowałem nawet na niego nie spoglądając, a on na moje słowa cicho zaśmiał się pod nosem, jakby dokładnie wyłapał kontekst i zrozumiał co mam na myśli, w końcu tak samo jak ja nawiązał z nią przelotny romans.
-Co bałeś się, że ci napluła?- zapytał wesoło dalej się podśmiewając, a ja na jego słowa wzruszyłem jedynie ramionami.
-Albo jeszcze gorzej…- również się zaśmiałem na samą myśl, a Seba pokiwał twierdząco głową, pokazując że w tej kwestii się ze mną zgadza, co było naprawdę rzadkością. „Nigdy nie lubiłem tej wrednej jędzy nawet kiedy ją miałem” skwitował na sam koniec.
-O czym tak tam spiskujecie?- zawołała do nas Agata zaintrygowana tematem naszej tajnej dyskusji, jednocześnie odwracając się do nas przodem, nadal nie zatrzymując się, tylko kontynuując marsz idąc tyłem. - podzielcie się tajemnicą - kontynuowała
-O tym że ktoś zaraz walnie w słup za jego plecami- zażartował Sebastian, a Agata na jego słowa momentalnie odwróciła się za siebie, zupełnie jakby wierzyła w jego słowa. Przeszliśmy przez ulicę i po chwili znajdywaliśmy się już w budynku uczelni. Wdrapaliśmy się po schodach na drugie piętro i stanęliśmy pod drzwiami tym razem zwykłej sali. Grono studentów którzy postanowili pojawić się tego dnia na wykładach znacznie się zmniejszyło, gdyż wedle logiki przeciętnego wciąż uczącego się Kowalskiego „Jestem na ostatnim roku, nie muszę być na każdym wykładzie czy seminarium” lub w przypadku czekającego nas wykładu „ Po co mi ponad godzinna paplanina o psychiatrii? W końcu po 6 latach na uczelni z tymi czubami jestem specjalistą od głowy i problemów co poniektórych profesorów i studentów właśnie z tą częścią ciała. Już powinienem dostać dyplom…” W sumie sam chętnie też bym się zmył, ale ze względu na Emilię, która była podekscytowana przed kolejnym wykładem na nowym uniwerku postanowiłem zostać. Po kilku minutach przyszedł profesor Szymczak, a widząc naszą jakże liczną grupę dźwigną brwi ze zdziwienia i tak jak miał to w zwyczaju wymamrotał pod nosem coś w stylu. „Widzę że przed moimi zajęciami znów przeszła plaga i wymiotła połowę studentów.” Otworzył drzwi sali pod którą się zgromadziliśmy i wpuścił nas do środka. Na szczęście jego jakże porywający wykład był naszym ostatnim tego dnia, więc odetchnąłem z ulgą kiedy w końcu minęło te półtorej godziny. Pospiesznie opuściliśmy uniwersytet i przed gmachem uczelni pożegnaliśmy się z Em. Umówiłem się z nią że wpadnę po nią około 20. Całą czwórką ruszyliśmy do mieszkania. Po 15 minutach w końcu byliśmy na miejscu. Jako iż tradycyjnie nasza lodówka była pusta, a nikomu nie chciało się iść na zakupy, a później sterczeć przy garach i gotować postanowiliśmy zamówić pizzę. Czyli nasz główny składnik diety studenckiej… Po ponad półgodzinnym czekaniu, posiłek w końcu do nas dotarł. Gdy skończyliśmy jeść dochodziła 17, więc Agata i Marta- jej siostra w popłochu pobiegły do łazienki przygotowywać się na imprezę, twierdząc że i tak się nie wyrobią. Co było kompletnym nonsensem. W męskim gronie pozostaliśmy się w kuchni i jeszcze przez dłuższą chwilę się z nich nabijaliśmy. Około 19 poszedłem do swojego pokoju. Tam przebrałem się w moją ulubioną błękitną koszulę i ciemne jeansy. Poprawiłem włosy które od rana były w kompletnym nieładzie. Równo o 19:30 wyszedłem z mieszkania, wcześniej wyciągając z torby świstek papieru na którym Emilia zanotowała mi swój adres. Bez najmniejszego problemu trafiłem na miejsce. Wdrapałem się na 4 piętro wysokiego wieżowca iż zapukałem do drzwi z numerem 73. Nie musiałem czekać zbyt długo, gdyż drzwi prawie od razu się przede mną otworzyły. A moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Na oko miał około 25 może nawet 26 lat. Przełknąłem głośno ślinę, w obawie że coś pomieszałem, chciałem powiedzieć że to pomyłka, ale mężczyzna się odezwał.
-Wejdź, Emi jeszcze się przygotowuje… to może jeszcze chwile potrwać.- zwrócił się do mnie, a ja na jego twarzy dostrzegłem delikatny uśmiech satysfakcji. Niepewnie przekroczyłem próg i usiadłem na wskazanej przez mężczyznę kanapie. Już czułem że ten wieczór nie będzie nudny, a ja i Em mamy sobie dużo do powiedzenia…
Mam nadzieję, że podoba wam się taka koncepcja
Komentujcie i udostępniajcie : D
Co to za tajemniczy mężczyzna na końcu? Czekam na następną część ;)
OdpowiedzUsuńTakiego opowiadania jeszcze nie czytałam :3 jestem ciekawa czy w najbliższym czasie coś pomiędzy nimi zaiskrzy
OdpowiedzUsuńMyślę że akcja powoli będzie się rozkręcać :D
OdpowiedzUsuńCzy pojawi się jeszcze next?
OdpowiedzUsuń