To
było moje dziecko? - zadałem internistce pytanie które tak mnie
nurtowało, musiałem się upewnić, wciąż mierząc ją wzrokiem i
niecierpliwie czekając na odpowiedź.
-To
JEST twoje dziecko- odparła oschle, kładąc spory na nacisk na
jedno ze słów najwidoczniej chcąc dać mi dobitnie do zrozumienia
że już za niedługo zostanę ojcem, ogromna radość wypełniła
każdy, nawet najmniejszy zakamarek mojego ciała.
-To
znaczy że...- wciąż n ie umiałem w to uwierzyć, nie było mi
nawet dane dokończyć gdyż Starska przerwała mi w połowie zdania
-Tak-
odparła krótko, po tym słowie poczułem jak ogromny kamień spada
mi z serca, po prostu ogromna ulga, mimo że jeszcze nawet nie
miałem okazji zobaczyć,poznać tej małej istotki i dopiero co
dowiedziałem się o jej istnieniu to już zdążyłem ją bardzo
pokochać...jednakże coś mi w tym wszystkim wciąż nie pasowało,
a mianowicie zachowanie internistki, coś musiało się tam stać,
tylko pytanie co? Przecież bez powodu tak by się nie zachowywała.
-Ale
coś się stało-zapytałem niepewnie, mając przy tym ogromną
nadzieję że zaprzeczy.
-Nie...
to znaczy tak, Hana zatrzymała się na chwilę, po prostu się
przestraszyłam-odparła przeczesując przy tym nerwowo włosy
palcami i spoglądając na mnie z ogromnym smutkiem w oczach, przez
co znów zacząłem się niepokoić, w końcu chodzi o życie dwóch
najważniejszych osób w moim życiu.
-Ale
już w porządku- zapytałem z ogromną nadzieją w głosie,
jednocześnie spoglądając na nią badawczo.
-Tak,
już tak, ustabilizowali ją- odpowiedziała po czym posłała mi
uśmiech, od razu zorientowałem się że był wymuszony, w końcu
żadne z nas nie miało powodu do śmiechu, ale po jej słowach
odetchnąłem z ulgą.
Między
nami znów zapanowała pełna napięcia cisza, każde z nas
przeżywało tą sytuację na swój sposób, Starska wciąż
siedziała w jednym miejscu nieruchomo, tępo wpatrując się przy
tym w zegar, natomiast ja nie umiałem usiedzieć na miejscu, ta
bezczynność, mnie irytowała, aby się czymś zając wciąż
chodziłem w te i wewte, co jakiś czas spoglądając w stronę drzwi
aby sprawdzić czy aby ktoś nie wychodzi z bloku.
Operacja
trwała już dobre 5 godzin które były dla mnie wiecznością,
jednak po spokoju jaki panował przed wejściem na salę mogłem
wywnioskować że nie szybko dobiegnie końca, nie miałem już nawet
pojęcia która godzina, nie chciałem nawet spoglądać na zegar
gdyż wiedziałem że im częściej będę na niego zerkał tym czas
będzie wolniej płynął. Zmęczony chodzeniem oparłem się o jedną
ze ścian nieopodal drzwi, właśnie w tym momencie na korytarz
wybiegła Wiktoria, gdy tylko ją ujrzałem podbiegłem do niej,
jednakże nie zdążyłam nawet nic powiedzieć gdyż ona zaczęła
jako pierwsza
-nie
teraz- spławiła mnie po czym pognała przed siebie, przez co
jeszcze bardziej zacząłem się denerwować, z tego całego napływu
emocji znów nerwowo zacząłem kursować wzdłuż korytarza
przynajmniej tak starając się uspokoić. Jednak na daremne, po moim
umyśle wciąż krążyło milion myśli, a z każdą kolejną
upływającą minutą przybywały kolejne a mój niepokój wzrastał.
Spojrzałem na Lenę. Ciągle siedziała w tym samym miejscu,
zapatrzona w jeden punkt i najwidoczniej zamyślona, całkiem nieźle
radziła sobie z tym stresem, nie przeżywała tego tak jak ja, może
dlatego że ja miałem świadomość że po części z mojego powodu
właśnie się tutaj znajdujemy. No świetnie jeszcze tylko tego
brakowało... poczucia winy.
Po
jakimś czasie Wiki znów szybko mignęła mi przed oczami, a chwilę
po niej Wójcik. Mój niepokój znów wzrósł, nigdy nie sądziłem
że może osiągnąć taki poziom na jakim znajduje się obecnie,
dodatkowo ta niepewność jeszcze bardziej go nasilała.
Minęły
kolejne godziny, już nawet straciłem rachubę, nie miałem pojęcia
ile już to wszystko trwa, od pewnego czasu aby zająć czymś umysł
po prostu wygrzebałem telefon ze spodni i zacząłem grać w jakieś
durne gierki, które jak widać okazały się skuteczne, gdyż na
chwilę faktycznie przestałem o tym myśleć. Telefon pochłonął
mnie do tego stopnia że przestałem już nawet reagować na
wszystkie dobiegające do mnie bodźce po prostu na chwilę się
wyłączyłem, najwyraźniej mój organizm potrzebował taki reset,
aby nabrać sił do dalszych wzmagań...
Właśnie
wtedy usłyszałem trzask zamykanych drzwi sali operacyjnej,
momentalnie zerwałem się na równe nogi, a moim oczom ukazał się
Olszewski. Pełen nadziej podszedłem do niego.
-Co
z nią, co z dzieckiem?- zapytałem na wstępie, prosto z mostu,
bowiem nie chciało mi się bawić z nim w jakieś bezsensowne
podchody.
-A
pan, przepraszam to kto ?- zapytał najwyraźniej zaskoczony moim
pytaniem, mnie również zdziwiło mnie jego zachowanie, ale w sumie
miał prawo nie wiedzieć, w końcu jest tu nowy, dlatego też
postanowiłem mu nieco rozjaśnić całą sytuację.
-Ojcem-
odparłem, przeczesując przy tym włosy, co było najlepszym dowodem
na to że znów zacząłem się denerwować. Na moją odpowiedź
olszewski tylko prychnął pod nosem kręcąc przy tym głową z
wyraźną dezaprobatą.
-Nie
zostałem upoważniony do udzielania informacji – dopowiedział
arogancko, rzucając mi przy tym krzywy uśmieszek... co za bezczelny
typ, w jednej chwili się we mnie zagotowało, nienawidzę takich
osób, ledwo powstrzymując się od wybuchu wróciłem na swoje
miejsce, natomiast Jakub, czy jak mu tam poszedł gdzieś przed
siebie, no nic pozostało mi tylko czekać aż z bloku wyjdzie ktoś
bardziej kompetentny, moje życzenie zostało dość szybko spełnione
gdyż chwilę później z sali operacyjnej wyłonił Się Wójcik w
towarzystwie Sambora. Nie musiałem nawet czekać aby do mnie
podeszli. Wstałem z krzesła.
-I
jak?
-Nie
mam zamiaru cie okłamywać... pęknięta śledziona, 2 pęknięte żebra, pourazowa odma zamknięta, wstrząs mózgu... do tego straciła sporo krwi... jest kiepsko,
zresztą sam to wiesz...- odpowiedział Sambor spoglądając na mnie
ze współczuciem
-A
co z dzieckiem- zwróciłem się tym razem do Wójcika, jednocześnie
spoglądając na niego wyczekująco
-To
cud że i tak to wszystko przetrwało, najbliższe godziny będą
decydujące.
-Mogę
do nich iść?
-Tak,
jest na intensywnej terapii -odparł,po czym wraz z Michałem
odeszli, nie czekając dłużej również ruszyłem w stronę OIOMU.
Po zaledwie kilku minutach byłem już na miejscu, założyłem
odzienie ochronne po czym wszedłem na salę. Na widok Hany
podłączonej do tych wszystkich rurek i kabelków od aparatury serce
mi się krajało. W moich oczach mimowolnie zebrały się łzy, które
szybko starłem sprawnym ruchem ręki aby przypadkiem nikt nie
zauważył, musiałem bowiem być silny. Zebrałem się w sobie po
czym podszedłem do ukochanej, chwyciłem jej delikatną dłoń i
zacząłem gładzić po policzku. Nie mogłem teraz nic zrobić
pozostało mi tylko czekać i mieć nadzieję że wszystko jakoś się
ułoży i oboje wyjdą z tego cało... Jednak czy tak będzie? Nie
mam pojęcia...
Komentujcie !!
Jutro postaramy się coś wrzucić, ale nic nie obiecujemy ;)
Jak myślicie jak to wszystko się potoczy ?
Piękne i cudowne opowiadanie Kami:) Szkoda tylko że urwałas w najlepszym momencie :(
OdpowiedzUsuńTroche to już jest przeciągane, niech coś się wydarzy ! Czekam na szybkiego nexta :))
OdpowiedzUsuńPopieram.Mogłaś sobie darować z tymi urazami jest ich za dużo ale ogułem bardzo fajne opowiadanie czekam na szyBkiego nexta
Usuń/Kate
Ale kto do kogo to mówił na początku nierozumiem nie podoba mi się to
UsuńSuper. Mam nadzieję, że wszystko bd ok. Czekam na szybkiego nexta..
OdpowiedzUsuńFajnie że całkiem szybko pojawił się next i to taki fajny :D Czekam na kolejną część!!!
OdpowiedzUsuńOni muszą przeżyć !!!
OdpowiedzUsuńcudowne <3 i dzięki za tak szybkiego nexta :) doceniamy to i czekamy na następnego :)
OdpowiedzUsuńCudowna część czekam na szybkiego nexta
OdpowiedzUsuńaahh piękne
OdpowiedzUsuń