sobota, 10 maja 2014

Na zawsze razem cz.37

 To było moje dziecko? - zadałem internistce pytanie które tak mnie nurtowało, musiałem się upewnić, wciąż mierząc ją wzrokiem i niecierpliwie czekając na odpowiedź.
-To JEST twoje dziecko- odparła oschle, kładąc spory na nacisk na jedno ze słów najwidoczniej chcąc dać mi dobitnie do zrozumienia że już za niedługo zostanę ojcem, ogromna radość wypełniła każdy, nawet najmniejszy zakamarek mojego ciała.
-To znaczy że...- wciąż n ie umiałem w to uwierzyć, nie było mi nawet dane dokończyć gdyż Starska przerwała mi w połowie zdania
-Tak- odparła krótko, po tym słowie poczułem jak ogromny kamień spada mi z serca, po prostu ogromna ulga, mimo że jeszcze nawet nie miałem okazji zobaczyć,poznać tej małej istotki i dopiero co dowiedziałem się o jej istnieniu to już zdążyłem ją bardzo pokochać...jednakże coś mi w tym wszystkim wciąż nie pasowało, a mianowicie zachowanie internistki, coś musiało się tam stać, tylko pytanie co? Przecież bez powodu tak by się nie zachowywała.
-Ale coś się stało-zapytałem niepewnie, mając przy tym ogromną nadzieję że zaprzeczy.
-Nie... to znaczy tak, Hana zatrzymała się na chwilę, po prostu się przestraszyłam-odparła przeczesując przy tym nerwowo włosy palcami i spoglądając na mnie z ogromnym smutkiem w oczach, przez co znów zacząłem się niepokoić, w końcu chodzi o życie dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
-Ale już w porządku- zapytałem z ogromną nadzieją w głosie, jednocześnie spoglądając na nią badawczo.
-Tak, już tak, ustabilizowali ją- odpowiedziała po czym posłała mi uśmiech, od razu zorientowałem się że był wymuszony, w końcu żadne z nas nie miało powodu do śmiechu, ale po jej słowach odetchnąłem z ulgą.
Między nami znów zapanowała pełna napięcia cisza, każde z nas przeżywało tą sytuację na swój sposób, Starska wciąż siedziała w jednym miejscu nieruchomo, tępo wpatrując się przy tym w zegar, natomiast ja nie umiałem usiedzieć na miejscu, ta bezczynność, mnie irytowała, aby się czymś zając wciąż chodziłem w te i wewte, co jakiś czas spoglądając w stronę drzwi aby sprawdzić czy aby ktoś nie wychodzi z bloku.
Operacja trwała już dobre 5 godzin które były dla mnie wiecznością, jednak po spokoju jaki panował przed wejściem na salę mogłem wywnioskować że nie szybko dobiegnie końca, nie miałem już nawet pojęcia która godzina, nie chciałem nawet spoglądać na zegar gdyż wiedziałem że im częściej będę na niego zerkał tym czas będzie wolniej płynął. Zmęczony chodzeniem oparłem się o jedną ze ścian nieopodal drzwi, właśnie w tym momencie na korytarz wybiegła Wiktoria, gdy tylko ją ujrzałem podbiegłem do niej, jednakże nie zdążyłam nawet nic powiedzieć gdyż ona zaczęła jako pierwsza
-nie teraz- spławiła mnie po czym pognała przed siebie, przez co jeszcze bardziej zacząłem się denerwować, z tego całego napływu emocji znów nerwowo zacząłem kursować wzdłuż korytarza przynajmniej tak starając się uspokoić. Jednak na daremne, po moim umyśle wciąż krążyło milion myśli, a z każdą kolejną upływającą minutą przybywały kolejne a mój niepokój wzrastał. Spojrzałem na Lenę. Ciągle siedziała w tym samym miejscu, zapatrzona w jeden punkt i najwidoczniej zamyślona, całkiem nieźle radziła sobie z tym stresem, nie przeżywała tego tak jak ja, może dlatego że ja miałem świadomość że po części z mojego powodu właśnie się tutaj znajdujemy. No świetnie jeszcze tylko tego brakowało... poczucia winy.
Po jakimś czasie Wiki znów szybko mignęła mi przed oczami, a chwilę po niej Wójcik. Mój niepokój znów wzrósł, nigdy nie sądziłem że może osiągnąć taki poziom na jakim znajduje się obecnie, dodatkowo ta niepewność jeszcze bardziej go nasilała.
Minęły kolejne godziny, już nawet straciłem rachubę, nie miałem pojęcia ile już to wszystko trwa, od pewnego czasu aby zająć czymś umysł po prostu wygrzebałem telefon ze spodni i zacząłem grać w jakieś durne gierki, które jak widać okazały się skuteczne, gdyż na chwilę faktycznie przestałem o tym myśleć. Telefon pochłonął mnie do tego stopnia że przestałem już nawet reagować na wszystkie dobiegające do mnie bodźce po prostu na chwilę się wyłączyłem, najwyraźniej mój organizm potrzebował taki reset, aby nabrać sił do dalszych wzmagań...
Właśnie wtedy usłyszałem trzask zamykanych drzwi sali operacyjnej, momentalnie zerwałem się na równe nogi, a moim oczom ukazał się Olszewski. Pełen nadziej podszedłem do niego.
-Co z nią, co z dzieckiem?- zapytałem na wstępie, prosto z mostu, bowiem nie chciało mi się bawić z nim w jakieś bezsensowne podchody.
-A pan, przepraszam to kto ?- zapytał najwyraźniej zaskoczony moim pytaniem, mnie również zdziwiło mnie jego zachowanie, ale w sumie miał prawo nie wiedzieć, w końcu jest tu nowy, dlatego też postanowiłem mu nieco rozjaśnić całą sytuację.
-Ojcem- odparłem, przeczesując przy tym włosy, co było najlepszym dowodem na to że znów zacząłem się denerwować. Na moją odpowiedź olszewski tylko prychnął pod nosem kręcąc przy tym głową z wyraźną dezaprobatą.
-Nie zostałem upoważniony do udzielania informacji – dopowiedział arogancko, rzucając mi przy tym krzywy uśmieszek... co za bezczelny typ, w jednej chwili się we mnie zagotowało, nienawidzę takich osób, ledwo powstrzymując się od wybuchu wróciłem na swoje miejsce, natomiast Jakub, czy jak mu tam poszedł gdzieś przed siebie, no nic pozostało mi tylko czekać aż z bloku wyjdzie ktoś bardziej kompetentny, moje życzenie zostało dość szybko spełnione gdyż chwilę później z sali operacyjnej wyłonił Się Wójcik w towarzystwie Sambora. Nie musiałem nawet czekać aby do mnie podeszli. Wstałem z krzesła.
-I jak?
-Nie mam zamiaru cie okłamywać... pęknięta śledziona, 2 pęknięte żebra, pourazowa odma zamknięta, wstrząs mózgu... do tego straciła sporo krwi... jest kiepsko, zresztą sam to wiesz...- odpowiedział Sambor spoglądając na mnie ze współczuciem
-A co z dzieckiem- zwróciłem się tym razem do Wójcika, jednocześnie spoglądając na niego wyczekująco
-To cud że i tak to wszystko przetrwało, najbliższe godziny będą decydujące.
-Mogę do nich iść?
-Tak, jest na intensywnej terapii -odparł,po czym wraz z Michałem odeszli, nie czekając dłużej również ruszyłem w stronę OIOMU. Po zaledwie kilku minutach byłem już na miejscu, założyłem odzienie ochronne po czym wszedłem na salę. Na widok Hany podłączonej do tych wszystkich rurek i kabelków od aparatury serce mi się krajało. W moich oczach mimowolnie zebrały się łzy, które szybko starłem sprawnym ruchem ręki aby przypadkiem nikt nie zauważył, musiałem bowiem być silny. Zebrałem się w sobie po czym podszedłem do ukochanej, chwyciłem jej delikatną dłoń i zacząłem gładzić po policzku. Nie mogłem teraz nic zrobić pozostało mi tylko czekać i mieć nadzieję że wszystko jakoś się ułoży i oboje wyjdą z tego cało... Jednak czy tak będzie? Nie mam pojęcia... 

Komentujcie !!
Jutro postaramy się coś wrzucić, ale nic nie obiecujemy ;)
Jak myślicie jak to wszystko się potoczy ? 




10 komentarzy:

  1. Piękne i cudowne opowiadanie Kami:) Szkoda tylko że urwałas w najlepszym momencie :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Troche to już jest przeciągane, niech coś się wydarzy ! Czekam na szybkiego nexta :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram.Mogłaś sobie darować z tymi urazami jest ich za dużo ale ogułem bardzo fajne opowiadanie czekam na szyBkiego nexta
      /Kate

      Usuń
    2. Ale kto do kogo to mówił na początku nierozumiem nie podoba mi się to

      Usuń
  3. Super. Mam nadzieję, że wszystko bd ok. Czekam na szybkiego nexta..

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie że całkiem szybko pojawił się next i to taki fajny :D Czekam na kolejną część!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oni muszą przeżyć !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowne <3 i dzięki za tak szybkiego nexta :) doceniamy to i czekamy na następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowna część czekam na szybkiego nexta

    OdpowiedzUsuń