poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na zawsze razem cz. 30

 Nadal stałam naprzeciw Piotra jednocześnie opierając się o zlew, wciąż czułam na sobie jego przenikliwy wzrok, przez co czułam się jeszcze bardziej skrępowana. Miedzy nami w dalszym ciągu panowała ta dość niezręczna cisza. Ciągle się wahałam, bowiem nadal nie byłam pewna czy aby na pewno podjęłam słuszną decyzję postanawiając powiedzieć mu o ciąży. Wciąż nie umiałam pozbierać myśli, dodatkowo czułam jak ogromna gula staje mi w gardle skutecznie uniemożliwiając wyduszenie z siebie chociażby jednego słowa. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje po prostu byłam jak sparaliżowana, nie potrafiłam nawet określić uczuć jakie mi towarzyszyły.. chociaż nie... Strach… tak… to odczucie było chyba jedyne i nadrzędne. Może to dziwne, ale nie był to strach przed nim i tym co może się później wydarzyć, ale przed samą jego reakcją.
-Dzięki z pomoc- odparłam po dłuższej chwili, gdy w końcu powróciły moje umiejętności werbalne wraz z odrobiną racjonalnego myślenia. Znów spanikowałam a w konsekwencji nie powiedziałam tego co chciałam. „Dzięki za pomoc”- no świetnie, niczego lepszego nie mogłaś wymyślić- wciąż karciłam się w myślach, co musiało dość dziwnie wyglądać gdyż kąciki jego ust uniosły się, przez co od razu mogłam stwierdzić że jest rozbawiony. W jednej chwili oblałam się rumieńcem, na co on jedynie dość specyficznie zmarszczył brwi...taa... to właśnie była jedna z tych dość dziwnych sytuacji w których nigdy nie wiadomo o co chodzi... Nie chcąc dłużej tego ciągnąć opuściłam pomieszczenie wcześniej rzucając w jego stronę szybkie „pa”. Po wyjściu z bloku od razu udałam się do swojego gabinetu, na oddziale jak i w całym szpitalu panował spokój więc od razu mogłam stwierdzić że jest już dosyć późno, a co za tym idzie mój dyżur już jakiś czas temu dobiegł końca. Szybko pozbierałam swoje rzeczy, przebrałam się i pognałam w stronę wyjścia, wcześniej sprawdzając godzinę, dochodziła 20, co oznacza iż swoją pracę skończyłam dobre 4 godziny temu... A niby miałam się oszczędzać... ciekawe jak, jeżeli jestem lekarzem, a w tym zawodzie nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć...
Właśnie opuściłam szpital, do moich nozdrzy dotarło mroźne zimowe powietrze. Na zewnątrz było już ciemno, co jak na początek marca jest dość normalne. Na zewnątrz wszystko było przykryte białym puchem, więc mogłam stwierdzić iż tego dnia również padał śnieg, o dziwo tego roku zima dość długo trzyma i najwyraźniej nie ma zamiaru tak prędko odpuścić. Szybko wsiadłam do auta, rzuciłam torebkę na siedzenie pasażera i przekręciłam kluczyk w stacyjce, jakie było moje zdziwienie gdy samochód nie odpalił, jednak nie zniechęciło mnie to i ponowiłam próbę, która również zakończyła się niepowodzeniem, po kilku kolejnych kończących się tak samo, zdenerwowana wysiadłam z pojazdu jednocześnie narzekając i klnąc pod nosem. Pospiesznie otworzyłam maskę, próbując dowiedzieć się dlaczego moja bryka nie chce odpalić, jednak nic nie rozumiałam z tych wszystkich przewodzików, części i kabelków, więc równie szybko zamknęłam ją z impetem. Zrezygnowana oparłam się samochód rozmyślając nad tym co teraz zrobić i właśnie wtedy mnie olśniło... no tak, pewnie akumulator znowu padł- stwierdziłam, dumna z tego iż stosunkowo szybko skojarzyłam fakty, odwróciłam się z powrotem przodem do pojazdu, po czym po raz kolejny otworzyłam pokrywę. Bez najmniejszych problemów odnalazłam to czego szukałam, lecz tu zaczęły się schody... jak wyciągnąć to ustrojstwo i który kabelek odpiąć.... no dobra jakoś sobie poradzimy... Podwinęłam rękawy, aby przypadkiem się nie ubrudzić, wypięłam wszystkie kable jakie tylko znajdowały się w pobliży owej skrzynki, i lekko pociągnęłam ją do góry, jednak ona nadal nie drgnęła. Po prostu świetnie. Teraz to byłam wściekła, przez co pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu kopnęłam w jedną z opon pojazdu.
-No pani doktor, nie ładnie tak dewastować- usłyszałam za sobą tak dobrze mi znany głos, wspaniale, jeszcze tylko go tutaj brakowało, od niechcenie spojrzałam za siebie a moim oczom ukazała się roześmiana twarz Gawryły- znowu nie chce odpalić? - zapytał po chwili, podchodząc jeszcze bliżej.
-mhm- westchnęłam wzruszając przy tym ramionami
-Może ci pomóc- zaproponował, gdy staliśmy już twarzą w twarz.
-Nie dzięki, dam sobie radę – odparłam bez namysłu, to miłe że zaproponował pomoc która akurat była mi trochę potrzebna, ale nie chciałam po raz kolejny go „wykorzystywać”, stwierdziłam że wolę poradzić sobie sama, bez względu na to ile czasu mi to zajmie.
-Właśnie widzę- dalej ciągnął temat, jednocześnie zaglądając mi przez ramie do wnętrza maski mojego samochodu, czym nieco mnie zirytował-jak na moje oko to chodziło tylko o akumulator, ale teraz... teraz to będziesz musiała oddać je do mechanika- dodał po chwili jeszcze bardziej rozbawiony, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Co ?- prawie wykrzyczałam- jak to oddać do mechanika przecież to tylko akumulator- powtórzyłam po nim gdyż nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam to co przed chwilą do mnie powiedział. Teraz to ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Wypięłaś wszystkie możliwe kable...-odparł przez śmiech, dość specyficznie kręcąc przy tym głową.- Nie mam pojęcia który gdzie przypiąć więc potrzebny jest fachowiec, nawet znam takiego jednego mogę dać ci numer-zaproponował na co posłałam mu jedynie ciepły uśmiech mimo iż wcale nie było mi do śmiechu. No bo cóż innego miałam zrobić?
-Masz jak wrócić do domu? - zapytał po chwili z ogromną troską, co było do niego zupełnie niepodobne.
-Pojadę taksówką-wymamrotałam
-Daj spokój przecież mogę cię podwieźć- odparł, jednocześnie chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę swojego auta... no to się wkopałam, po prostu świetnie... nawet nie protestowałam gdyż wiedziałam że to i tak nie ma sensu. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w jego samochodzie i odjechaliśmy spod szpitala. Między nami panowała cisza przerywana jedynie przez radio. Co chwile spoglądaliśmy na siebie ukradkiem i wymienialiśmy uśmieszki. Po ponad 20 minutowej jeździe dojechaliśmy pod mój blok. Gawryło od razu wysiadł z auta i otworzył mi drzwi
podając przy tym rękę aby pomóc mi wysiąść, przez moment zawahałam się, czy ją ująć, jednak szybko się namyśliłam i skorzystałam z oferowanej pomocy. Znów stanęliśmy naprzeciwko siebie.
-Może wejdziesz na górę?- zaproponowałam, na co chirurg twierdząco skinął głową. Po chwili staliśmy już pod drzwiami mojego mieszkania, a ja nerwowo grzebałam w torebce szukając kluczy, które chyba specjalnie schowały się w najgłębszym zaułku mojej torebki tak abym nie mogła ich znaleźć. Po długich poszukiwaniach, w końcu udało mi się je odnaleźć, pośpiesznie wyciągnęłam je z torebki i kiedy już miałam włożyć je do zamka od drzwi jak na złość musiały wypaść mi z ręki. Obydwoje się po nie schyliliśmy i wtedy nasze dłonie natknęły się na siebie, przez co obydwoje dźwignęliśmy wzrok, właśnie wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Zamarłam. Gawryło jedną ręką chwycił klucze natomiast drugą ujął mój podbródek. Kciukiem musnął moją dolną wargę, głośno wciągając przy tym powietrze. Spojrzał mi prosto w oczy, a ja o dziwo nie uciekłam spojrzeniem... W mojej głowie zapanowała pustka a zdolność racjonalnego myślenia odeszła gdzieś w niepamięć. Piotr lekko się nade mną nachylił, nasze usta dzieliły milimetry, czułam na sobie jego spokojny i ciepły oddech. Poczułam dość specyficzny żar w podbrzuszu, o który już tak dawno mi nie towarzyszył, że zdążyłam nawet o nim zapomnieć, jedyne czego teraz pragnęłam to poczuć jego usta na swoich. W myślach błagałam aby w końcu mnie pocałował, gdyż ja byłam jak sparaliżowana, nie mogłam się poruszyć...
W tym właśnie momencie drzwi mojego mieszkania otworzyły się a naszym oczom ukazał się Olszewski. W jednej chwili odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, na co Kuba obdarzył nas dość przenikliwym i pytającym spojrzeniem, w jednej chwili zrobiłam się czerwona, przez to całe zajście czułam się jak jakaś nastolatka przyłapana przez rodziców... Piotr najwyraźniej chcąc wybrnąć z tej dość niezręcznej sytuacji jak gdyby nigdy nic podał mi klucze, za co podziękowałam mu jednym ze swoich krzywych uśmieszków, w tej chwili miałam ochotę go zabić. Dosłownie !
-To ja już może pójdę- dopowiedział po chwili, zwracając się na pięcie. Znów byłam rozdarta. Mój umysł krzyczał za nim aby został, natomiast usta wciąż milczały. W tej chwili byłam wściekła, lecz nie wiedziałam na kogo najbardziej na siebie bo nie wykorzystałam takiej okazji, na Piotra który nadzwyczajnie w świecie uciekł, czy może na Jakuba który nam przeszkodził. To wszystko jest jakieś chore, a ja znów nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić, co gorsza sama nie wiem czego tak na prawdę chcę...


Komentujcie


Zachęcamy również do przeczytania naszej jednoczęściówki :
Aha i zaglądajcie również do zakładki Bohaterowie,
 która wraz z pojawieniem się nowych postaci będzie się rozrastać... ;)



12 komentarzy:

  1. kurcze a już myślałam że sie pocałują :D czekam na next a i na niespodzianke :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie :). Myślałąm, że sięnie doczekam nexta. Tylko szkoda, że Hana znowu nie powiedziała mu o ciaży...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. wiedziałam że mu nie powie.

    OdpowiedzUsuń
  5. no nie, ja chcę nexta szybko!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no jak ? Ja się pytam jakim prawem się nie pocałowali ?o.o

    OdpowiedzUsuń
  7. To gdzie ta niespodzianka i następna część opowiadania? Podoba mi sie wasze opowiadanie, jednak szkoda ze rzadko sie części pojawiają

    OdpowiedzUsuń
  8. boskie dajcie jakiegoś hota :)

    OdpowiedzUsuń