sobota, 1 lutego 2014

Na zawsze razem cz.16

 Internistka niepewnie do nas podeszła, miała kamienną twarz, nie mogłam nic z niej wyczytać, nie miałam pojęcia czy to dobrze czy może też źle. W tym momencie moje serce waliło jak szalone, chyba jeszcze nigdy podczas mojej dotychczasowej egzystencji tak się nie nie stresowałam. Bardzo bałam się usłyszeć tego co Lena ma do powiedzenia. Piotr swoją silną dłonią zagarnął mnie w swoje ramiona, chcąc przynajmniej tak dodać mi nieco otuchy, on wiedział jak mi teraz ciężko... Dzięki jego wsparciu było mi nieco łatwiej. W pomieszczeniu panowała napięta cisza. Spojrzałam na nią wyczekująco, jednak ona nadal milczała, chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam, czułam jak ogromna gula stała mi w gardle. Jeszcze mocniej przylgnęłam do bruneta, to może wydawać się dziwne, ale jego ramiona na prawdę działały na mnie uspokajająco.
- Mam dobrą a zarazem złą wiadomość- nareszcie zaczęła- Niestety jesteś chora, a uprzedzając twoja rozpacz to nie jest to białaczka w rozmowie nie było nierozwiniętych leukocytów - odpowiedziała na jednym oddechu, po jej słowach czułam jak ogromny głaz spada mi z serca... ale jeśli to nie białaczka to co? Przecież wyraźnie stwierdziła że jestem chora...
-Co mi jest ? - ledwo z siebie wydusiłam, w moim głosie od razu można było wyczuć strach, ale taż tak jakby lekką ulgę? Nie wiedziałam jak to określić.
-Nie wiemy, musimy wykonać kolejne badania- była tak jakby smutna, załamana, co nie wróżyło nic dobrego, niepotrzebnie cieszyłam się za wcześnie, bo może się okazać że to coś jeszcze gorszego od białaczki, mimowolnie w myślach zaczęłam przeszukiwać wszystkie terminy medyczne, mimo iż to nie moja specjalizacja to pamiętam jeszcze co nieco ze studiów. Zamknęłam oczy.
-Hana...- z zamyślenia wyrwał mnie zaniepokojony głos Piotra, chciał coś powiedzieć ale nie dałam dojść mu do słowa- Daj mi się skupić- powiedziałam szybko, znów zanurzając się w oceanie myśli. Powoli dopasowywałam objawy do chorób, byłam jak w jakimś transie. Ziarnica złośliwa, chłoniak to jedyne co wpadło mi teraz do głowy, no może jeszcze jakaś infekcja, ale od razu to odrzuciłam ponieważ wydawało mi się zbyt banalne. Po przeanalizowaniu wszystkiego stwierdziłam że już chyba wolałam tą białaczkę... no świetnie nie ma to jak z deszczu pod rynnę... a myślałam że gorzej już być nie może, no ale z moim „szczęściem” wszystko jest możliwe. Miałam nadzieję że to jakiś cholerny sen z którego zaraz się obudzę , jednak rzeczywistość bywa brutalna. Niepewnie otworzyłam oczy, Lena najwyraźniej sobie poszła, czułam jak pod moimi powiekami po raz kolejny zbierają się łzy, nie miałam już siły nad nimi panować po prostu znów rozpłakałam się jak małe dziecko. Jedynym pozytywem tego wszystkiego było to że miałam przy sobie Piotra, który wytrwale służył mi swoim rękawem... Nie mam pojęcia ile tak płakałam, po jakimś czasie przyszła pielęgniarka znów pobrać krew na następne badania i po raz kolejny nie pozostało mi nic tylko cierpliwie czekać. To wszystko było takie przytłaczające, na dodatek wizja spędzenia kolejnego dnia na oddziale jeszcze bardziej mnie dołowała. O 14 Piotr musiał mnie opuścić ponieważ zaczynał dyżur. Zostałam całkiem sama. Przez resztę dnia przeglądałam pozostałe gazety, nie należało to do zbytnio interesujących zajęć, ale nie miałam nic innego do roboty, a musiałam zająć czymś myśli, żeby nie zwariować. Czas dłużył mi się nieubłaganie, a każda minuta była wiecznością. Potwornie się nudziłam, przez to nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po 11, co jak na mnie było niezłym wyczynem... mimo iż spałam ponad 12 godzin byłam bardzo niewyspana, szpitalne łóżko niestety nie należy do najwygodniejszych, ... mam nadzieję że dzisiaj mnie wypiszą, nie wytrzymam kolejnego dnia tutaj w roli pacjenta, zdecydowanie wolę stać po tej drugiej stronie... Poza tym okropnie bolało mnie gardło, co dodatkowo mnie zaniepokoiło... Dodatkowo zdziwił mnie fakt że nie było jeszcze Gawryły, przecież obiecał mi że wpadnie z samego rana, może coś mu wypadło, w końcu ma też swoje życie... Nie mam pojęcia co robię, przecież miałam trzymać go na dystans, a przez to wszystko o tym zapomniałam, a może to nawet lepiej... przy nim czuje się szczęśliwa i zapominam o wszystkich zmartwieniach... Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi, niepewnie spojrzałam w tamtym kierunku, u progu stała Lena, uśmiechała się od ucha do ucha, co było dość nietypowe, może to dobry znak i nie jest ze mną aż tak źle jak przewidywałam, może los się w końcu do mnie uśmiechnął... wiem że za chmurami zawsze jest słońce ale ostatnio już powoli zaczynałam w to wątpić. Szybkim krokiem podeszła do mojego łózka, usiadła na krześle tuż obok mnie, nawet nie musiałam czekać, ponieważ od razu zaczęła.
-Już wiemy co ci jest...- powiedziała to bardzo entuzjastycznie, więc nieco się zdziwiłam... no w końcu co może być radosnego w przekazywaniu komuś informacji o jego chorobie, to było bardzo dziwne,wręcz niepokojące. Rzuciłam jej wyczekujące spojrzenie.
-Masz mononukleozę, więc nie widzę powodów żeby cie tu dłużnej trzymać, za chwilę przyniosę twój wypis, no i odpoczniesz sobie od nas jakieś 3 może nawet 4 tygodnie, musisz poleżeć sobie trochę w łóżku no i nie przemęczać się.- Kontynuowała, jednak ja wyłączyłam się zaraz po słowie mononukleoza, nie mogłam sobie przypomnieć sobie definicji, ale po jakimś czasie w końcu mnie olśniło
Mononukleoza- Choroba wywołana wirusem EBV, jej istotą jest podlegający samoczynnemu zahamowaniu proces limfoproliferacyjny. Zakażenie następuje przez ślinę (dlatego potocznie zwana jest często "chorobą pocałunków"). Okres wylęgania wynosi 30-50 dni, a zaraźliwość utrzymuje się przeważnie do 5 dni od pojawienia się wysokiej gorączki. Choroba pozostawia trwałą odporność.

Choroba objawia się bólami głowy, złym samopoczuciem, utratą łaknienia, apatią, rozkojarzeniem, zmęczeniem, ogólnym osłabieniem,gorączką, powiększeniem węzłów chłonnych, przede wszystkim na szyi i z tyłu głowy oraz bólem gardła. W niektórych przypadkach występuje rozsiana, czerwona wysypka. U chorego nie muszą występować wszystkie objawy, a ich nasilenie zależy od organizmu. W morfologii krwi obwodowej stwierdza się leukocytozę z limfocytozą. Na chorobę nie ma lekarstwa, organizm sam musi uporać się z wirusem, można leczyć jedynie objawowo”
No tak, wszystko się zgadza, ciekawi mnie fakt kto mógł mnie zarazić, przecież ostatnio z nikim się nie całowałam, no może poza Piotrem... no i Kamilem, no tak Kamil przecież on jakiś czas przed wypadkiem był na to chory, pamiętam ponieważ pożyczał ode mnie tabletki na ból głowy... przynajmniej coś po sobie zostawił... ale coś mi się nie zgadzało, a mianowicie mdłości, przecież one nie występują przy tej chorobie.
- A skąd wzięły się te mdłości- postanowiłam zapytać, Starska spojrzała na mnie przenikliwie, wyglądała jakby nad czymś intensywnie myślała.
-Może po prostu się czymś zatrułaś.- odparła po jakimś czasie.
-Chyba tak- odpowiedziałam beż jakiegokolwiek namysłu, pogadałyśmy jeszcze chwilę, następnie internistka opuściła pomieszczenie. Szybko wstałam z łóżka, przebrałam się i spakowałam swoje rzeczy, których nie było zbyt dużo. Po 12 wypis był już gotowy, więc mogłam opuścić swoją salę, nie będę za nią tęsknić, przed wyjściem ze szpitala wstąpiłam jeszcze do gabinetu dyrektora zanieść zwolnienie. Całe 4 tygodnie wolnego od szpitala, dla niektórych to mogło brzmieć jak marzenie jednak dla mnie oznaczało to istną katorgę, nie moja wina że poniekąd jestem uzależniona od pracy.
Zadzwoniłam jeszcze po taksówkę, na którą muszę poczekać jakieś pół godziny. Postanowiłam wykorzystać ten czas, więc udałam się do lekarskiego. W pomieszczeni nie było nikogo poza Piotrem popijającym wodę, gdy tylko mnie zauważył jego oczy tak jakby zabłysły, a na ustach pojawił się ten jego „zabójczy” uśmieszek.
-Co ty tu jeszcze robisz? przecież masz L4 -zapytał lekko zdziwiony- Gadałem z Leną wszystko mi przekazała, no i kazała przypilnować- dodał po chwili. No tak Lenka, mogłam się tego po niej spodziewać, rozumiem że się o mnie martwi, ale że aż tak? Co jak co ale nie potrzebuję niani, chociaż wizja pana Gawryło jako opiekuna wygląda dość ciekawie, może jednak przemyślę tę opcję... ale to nie zmienia faktu że muszę z nią sobie porozmawiać.
-zasiedziałam się- odparłam wymijająco
-idź do domu wyglądasz jak kupa nieszczęścia- powiedział przez śmiech, za co dostał kuksańca w bok -mononukleoza jest lekko zaraźliwa- postanowiłam się odgryźć
-miło będzie tu od ciebie odpocząć- zażartował po raz kolejny, o nie tak się bawić nie będziemy :) Chce sobie żartować no to proszę bardzo
-ale ty jesteś miły... Tez cie lubię- powiedziałam uroczo się do niego uśmiechając- wiec tak w sekrecie radze ci uważać lizałam wszystkie butelki z wodą – dodałam szeptem, jednocześnie puszczając mu „oczko”
- jakoś mi to nie przeszkadza najwyżej pochorujemy trochę razem. -zaśmiał się, biorąc kolejny łyk napoju, myślałam że bardziej się tym przejmie, oboje wybuchliśmy śmiechem
-brzmi kusząco ale chyba jednak zrezygnuje- postanowiłam się z nim podroczyć, wiedziałam jak to na niego zawsze działało. Gawryło jedynie znacznie się do mnie przybliżył i delikatnie nachylił, nasze usta dzieliły milimetry
-wpadnę do ciebie po pracy i może wtedy uda mi się cie do tego przekonać- powiedział mi na ucho tym swoim szarmanckim głosem, wiadomo o czym sobie pomyślałam, więc na moich policzkach momentalnie pojawiły się rumieńce.
-a kto powiedział ze cie wpuszczę- odpowiedziałam odsuwając się od niego, udawałam niewzruszoną i bardzo pewną siebie, niech się bardziej wysili :D
- coś wymyśle a teraz uciekaj do domu i pamiętaj co mówiła Lena od razu do łóżka i zero wysiłku aha i obowiązkowo coś zjedz- pogroził mi palcem, wyglądał wtedy tak uroczo.
-dobrze tatusiu, będę grzeczna- odparłam robiąc minę niewiniątka.
-no ja myślę- uśmiechnął się cwaniacko
-pa wariancie-rzuciłam na odchodne przez śmiech, on zawsze potrafił mnie rozśmieszyć.
-pa- odpowiedział, wyszłam z pomieszczenia, pospiesznym krokiem opuściłam szpital, po zaledwie 2 minutach przyjechała taksówka. Na mieście o dziwo nie było korków, więc dość szybko dotarłam pod budynek. Gdy byłam już w mieszkaniu od razu rzuciłam się na łóżko, nareszcie w domu, nareszcie w swoim wygodnym łóżku, w końcu się wyśpię... a może i nie... już nie mogę się doczekać aż Piotr do mnie przyjdzie, jedno wiem na pewno, przy niem nie zabraknie wrażeń...



22 komentarze:

  1. oj te nie wyjaśnione mdłości czyżby jednak ciąża?

    OdpowiedzUsuń
  2. No,no rozkręcacie się!
    Piękne opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. cudownie , jzu nei mogę się doczekać nexta <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. w sumie już nastawilam się na tą bialaczkę, ale takie rozwiązanie też moze byc.. ;) nie slyszalam o takiej chorobie, ale czy to znaczy, że Hana przez miesiąc nie będzie mogla pocalowac Piotra? ;o ojj chyba nie wytrzymają :)
    proszęę o jak najszybszego nextaa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przynajmniej pochorują sobie razem :D

      Usuń
  5. Czekam jak najszybciej na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam z zaciekawieniem jak to rozwiniecie *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mega czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękne, śliczne, zajebiste <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Już czekam na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
  10. świetne :D czekam na nexta :P i mam nadzieję że Hana jest jednak w ciąży :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe , czy Hana jest w ciąży :D

    OdpowiedzUsuń
  12. No , tez się własnie nad tym zastanwoam

    OdpowiedzUsuń
  13. Chciałabym , żeby zaszła w ciążę , z Piorrm oczywisiw :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Dajcie dużo cukru w nexcie :*. <3

    OdpowiedzUsuń
  15. oby w nexcie zaczęło się coś między nimi dziać :D

    OdpowiedzUsuń
  16. napiszcie chociaz kiedy mozemy sie spodziewac nexta :)

    OdpowiedzUsuń